Na sześć z plusem

To była akcja w błyskawicznym tempie, oby więcej takich interwencji!
Szybko, sprawnie i skutecznie!
Miejsce zdarzenia to parking depozytowy Komendy Miejskiej Policji Wydziału Ruchu Drogowego przy ulicy Stokowskiej czyli, mówiąc jaśniej, teren, na którym zabezpieczane są auta po kolizjach.
Kilka tygodni temu otrzymałyśmy zgłoszenie, że bytuje na nim Matka z dziećmi. Przysłane zdjęcia były świetną w tym gorącym czasie informacją, że na interwencję mamy jeszcze chwilkę, czyli maluszki spokojnie mogą bezpiecznie dorastać.

Hasło „Kocia Mama” jest znane zarówno pracującym tam policjantom, jak i ludziom z ochrony. Zabieram z tego miejsca koty już od kilku lat.
Objęte naszą ochroną maluchy były karmione przez pracowników, wszyscy jednak zostali uczuleni, że gdyby maluchy zaczęły się niebezpiecznie wypuszczać poza teren, mają natychmiast dzwonić do Fundacji. Maryla trzymała rękę na pulsie!
Kociaki zostały zgłoszone do Fundacji przez młodych, fajnych ludzi, którzy trafili tam w wyniku szacowania szkody, powstałej podczas stłuczki.

Wypadek, na szczęście niegroźny, był dla kociej rodziny w efekcie szalenie pomocny, bo przejęci bardziej losem kotki z dziećmi niż własną szkodą, trafili do Kociej Mamy prosząc o pomoc.
Dobry to był wybór, bowiem wiele organizacji, podpierając się i tłumacząc ustawą, normującą działanie na rzecz środowiskowych kotów, kradnie matkom ślepe mioty i bezdusznie usypia.
Ten proceder trwa od lat i pokazuje słabą kondycję finansową i niemoc adopcyjną. Mordowanie ślepych miotów nie jest żadnym bohaterstwem, ale oznaką bezradności. Konsekwentnie, od prawie 30 lat, ochraniam każde nowonarodzone kocie dziecię. Staramy się wykarmić porzucone i odrzucone. Zmienia się mentalność ludzi mieszkających na wsi, oni też już coraz częściej dzwonią, prosząc o pomoc, odchodzą od zwyczajowych rozwiązań z niechcianymi miotami. Dumna jestem z faktu, iż współpracujący z Fundacją lekarze mają takie same, jak my, wolontariuszki, poglądy i etykę. Nie wyobrażam sobie, żeby na tym samym stole prowadzić zabiegi ratujące życie i usypiać odebrane matkom dzieci!

W chwili, kiedy maluchy osiągnęły nominujący je do adopcji wiek, nadeszła godzina zero.
Uzyskawszy zgodę Pani Naczelnik Wydziału na wejście na teren w celu przeprowadzenia interwencji, zaopatrzyłam Kasię i Tomka w niezbędny sprzęt i trzymałam kciuki za powodzenie.
Akcja przeprowadzona była w tempie brygady specjalnej. Maluchy już rezydują w lecznicy, a matka pojechała na zabieg.
Pakiet otrzymał stosowne imiona: matka – Akcja, kocurki: Mandat i Dowód, a ich czarna siostra: Poszlaka. Matkami chrzestnymi byłyśmy obie z Anią, wierne regule, że każdy kot musi mieć swoje imię.

Lata płyną, ale walka o każdego kota rządzi się niezmiennymi prawami. Usypiania bezbronnych kociaków żadna okoliczność nie tłumaczy, jedyną słuszna drogą jest świadoma adopcja, ale połączona ze sterylizacją kotki – matki!
Bardzo dziękuję za konstruktywną współpracę i polecam się na przyszłość w podobnych sytuacjach!