Tego lata Iza przechodzi samą siebie, dostarcza mi bowiem niebanalnych atrakcji.
Kilka tygodni minęło od dnia, kiedy biegała wokół bloku, w którym mieszka, szukając w krzakach rodzeństwa maleńkiej Afery, którą wyniosła z osiedlowego śmietnika. Jakoś tak się zawsze dzieje, że kocie żale i płacze docierają akurat do uszu moich wolontariuszek. To, że w bloku otworzone były i inne okna nie zmienia faktu, że na ratunek ruszyła tylko moja Iza.
Z ogromną przykrością notuję kolejny incydent świadczący o dziwnej mentalności ludzi. Obawiam się, iż może się zdarzyć, że obok pojemników na rozmaite odpadki, które od pewnego czasu służą do segregacji przedmiotów zbędnych, pojawi się kolejny z napisem „Puszka na niechciane mioty, kociaki urodzone w wyniku głupoty swoich niby kochających opiekunów”. Oby moja wizja nigdy się nie sprawdziła, była tylko złością wywołaną bezsilnością, jednak pamiętam aż za dobrze ile kociąt uratowałyśmy z przeróżnych śmietników. Proceder wynoszenia kotów przy okazji czyszczenia kosza trwa niestety od kilku lat!
Afera po przeleczeniu dostała na imię Fasolka i dołączyła do kociego towarzysza, Szczypiorka czyli kocia rodzina Izy liczy obecnie już dwa mruczki.
Do tej pory przez wszystkie lata, odkąd się znamy i razem działamy w kociej branży, tradycją było, że w przeróżnych okolicznościach dziewczyna zawsze napotykała stare, chore, wycieńczone koty. Nieraz prawie włosy rwałam z rozpaczy, pytając:
– Iza, na Boga Ojca, kto weźmie mi takie stare, koślawe futro do adopcji, kto pokocha takiego pokurcza?
Iza patrzyła na mnie spokojnie, lekko tylko przejęta.
– Oj tam, oj tam, nie narzekaj i tak mu dom znajdziesz, w końcu jesteś Kocią Mamą – dodawała z uśmiechem.
I miała rację!
Dzięki jej „specjalizacji „powstało hasło „Każdy kot dom znajdzie, musimy tylko czekać na właściwego człowieka”.
Po latach nabrałam dystansu do ściąganych przez nią osobników. Kiedy dzwoniła oznajmiając mi, że właśnie kolejny stary postanowił dołączyć do Kociej Mamy, pytałam na ile lat wygląda i jak bardzo jest chory?
I tak stało się tradycją, że szefowa i wolontariuszka Iza adoptują na stałe tylko totalne bidule czyli jakieś połamane i przewlekle chore, a druga Iza dba bym nie miała czasu na nudę fundując mi niezwykłe zadania adopcyjne.
Tego lata chyba nastąpił przełom, bo po akcji z Aferą, Iza napotkała w komórce kocią rodzinę.
Komórka przeznaczona finalnie do rozbiórki, okolica niezbyt przyjazna, więc zachodziła obawa o los łagodnej kotki i jej nieporadnych jeszcze dzieci. W sytuacji kryzysowej nie czas na zbędne słowa, na dywagacje. Działać trzeba natychmiast, dlatego bardzo szybko zgrała się wyjątkowo sprawna ekipa dziewcząt, które sprawnie przeprowadzały bardziej skomplikowane interwencje.
Ledwo wyraziłam zgodę na otoczenie opieką kociej rodziny, już meldowały, że zadanie pomyślne zostało wykonane.
Obie Izy plus Renia bez najmniejszego oporu ze strony kociej mamy przeniosły gromadkę w bezpieczne miejsce. Kiedy dopytywałam o szczegóły, o wiek smarków, socjalizację kotki, Renia relację zakończyła zdaniem:
-Poszło sprawnie, szybko, jakby co mamy w razie awarii wolne chętne do pomocy cycki!
Mając w pamięci, to co ludzie wyprawiają z domowymi miotami, pomyślałam „Oby w złą godzinę nie przepowiedziała!”