mowa nienawiści

Mowa nienawiści – termin używany ostatnio niezwykle często, choć moim zdaniem wiele osób kompletnie błędnie go interpretuje. Co więcej, nawet niektórzy jej zagorzali przeciwnicy niestety sami sięgają po nią w swoich działaniach. Zjawisko to jest powszechne, jednakże wciąż nie zostało jednoznacznie zdefiniowane ani opisane prawnie. Obecnie trwają nad tym prace zespołów roboczych złożonych z prawników, etyków i filozofów. Taki stan rzeczy wynika z prostego faktu: pierwotna definicja, która powstała w XX wieku, uległa dezaktualizacji pod wpływem migracji ludności, rozwoju sztucznej inteligencji oraz cyberprzestrzeni. Te czynniki diametralnie wpłynęły na zmianę znaczenia tego terminu.

Zacznijmy od początku.

W XX wieku termin „mowa nienawiści” był definiowany w następujący sposób:

Art. 256 Kodeksu karnego:

Kto publicznie propaguje nazistowski, komunistyczny, faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa albo nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.”

Kluczowe słowa związane z terminem „mowa nienawiści” to: dyskryminacja, nienawiść, hejt, prześladowanie.

Zostawiając prawnikom opracowanie nowoczesnej definicji tego rozwijającego się z prędkością światła zjawiska, chciałabym pokazać na podstawie ostatniego incydentu, który wydarzył się na portalu społecznościowym, w jakiej skali mowa nienawiści dotyka fundację działającą skutecznie od ponad 17 lat na rzecz kotów środowiskowych. Fundacja prowadzi również szeroko rozwiniętą edukację, promocję poprawnych adopcji oraz finansuje szalenie kosztowne operacje i zabiegi ratujące życie kotom.

Niewinny żart opublikowany w poście przez prowadzącą fanpage wywołał ogromne reakcje, które diametralnie różniły się pod względem emocjonalnym oraz sposobu interpretacji obrazu, który został zaprezentowany.

Te Święta Bożego Narodzenia są wyjątkowe, nie z uwagi na przesłanie religijne, ale na symbole, które są z nimi związane – Mikołaj, pierwsza gwiazdka, wspólna wieczerza, miejsce dla wędrowca oraz prezenty czekające pod choinką. I już dochodzimy do sedna problemu. Kto ma koty, ten doskonale wie, jak te mruczące pupile zachowują się, kiedy ustrojona choinka zjawia się w naszym domu.

Mając w swojej przestrzeni osiem kotów w różnym wieku i o różnych usposobieniach, nie ufam nawet tym najspokojniejszym, dlatego zawsze przywiązuję drzewko wstążką do poręczy schodów. Tak robię od czasu, kiedy to Lolka biegała po całym drzewku, trzepiąc łapką w migoczące światełka.

Nie tylko koty stawiają sobie za cel rozebrać choinkę z pięknych ozdób – królik mojej koleżanki niszczył wszystkie ozdoby, które tylko miały zasięg jego łapek. Efekt był komiczny, bo drzewko było ozdobione tylko do połowy. Ile zwierząt, tyle pomysłów. Opiekunowie, kochający swoje pupile, często stają przed dylematem: ubierać drzewko, czy zrezygnować? Ale tradycja, sentyment, dzieci przeważają, więc kiedy decydujemy się jednak podjąć wyzwanie, zaczynamy deliberować, jak zabezpieczyć drzewko przed zniszczeniem.

Pomysłów jest bez liku, zależnie od dostępnych środków, możliwości przestrzennych i fantazji miłośnika drzewka. Ja zmieniam układ mebli, tylko po to, by przywiązać choinkę, inni wieszają ją do sufitu, ubierają tylko do połowy lub otaczają barierą – co w przypadku małych psów i królików skutecznie zabezpiecza drzewko.

Pomysły opiekunów wspomagane są przez sztuczną inteligencję, która tworzy zabawne memy. Oczywiście na każdym z nich podane jest źródło, a każdy, kto buszuje po Internecie, nieraz spotkał się ze zjawiskiem, w którym osobie publicznej przypisuje się tekst o treści, która ma charakter prześmiewczy, w zależności od potrzeby. Rozwój sztucznej inteligencji postępuje w błyskawicznym tempie, a informatycy są podzieleni na dwie grupy sprawcze: jedna pracuje nad tym, jak omamić odbiorcę i wprowadzić go w błąd, by osiągnąć swój cel, a druga stara się ochronić tego biednego użytkownika Internetu przed takimi atakami.

Jak zwykle, są dwie strony medalu.

Cykl postów, jak ochronić choinkę przed kotem, inspirowany był właśnie takimi memami, które w życiu nie mogą się zdarzyć. Wiedzą o tym wszyscy, którzy znają psychikę i zachowanie kotów.

Ubrane drzewko można oczywiście zabezpieczyć folią w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa. Kotów, z uwagi na naszą empatię i bezgraniczną miłość do nich, nikt by w rzeczywistości nawet nie próbował zniszczyć!

Zamieszczony post, z otagowanym źródłem powstania, wisiał na tablicy przez kilka dni. Generalnie emotki pojawiały się w stylu uśmiechniętej buźki, ponieważ nikt, kto zna i obserwuje aktywność oraz interwencje prowadzone przez fundację, nie odebrał tego postu poważnie. Jednak życie potrafi płatać niespodzianki. W drugi dzień świąt, ktoś, nie mam pojęcia z jakiego powodu – czy miał zły dzień, czy dostał nietrafione prezenty, czy po prostu nie miał na kim odreagować swojej frustracji – pod zdjęciem dokonał wpisu: „Sami zawińcie się w folię!”

I się zaczęło – hejt poszedł z impetem. To, co pisali internauci, nie nadaje się do powtórzenia. Obelgi, wyzwiska, groźby, szykany. Post miał ponad 400 przeróżnych reakcji – takiej aktywności nie rejestrowałam nigdy.

To, że ruszyła nagonka, pokazało mi, jak niewiele trzeba, by iść za tłumem. Kończy się rozwaga, swobodne myślenie, zanikają wszelkie hamulce. Rozumiem tych, którzy ten post wykorzystali, by „dokopać” Kociej Mamie. Działając społecznie, z określonym kręgosłupem, nie ma takiej opcji, żeby każdemu dogodzić. Doskonale rozumiem mechanizmy towarzyszące pełnieniu funkcji szefowej. Jednakże kompletnie nie rozumiem tych, którzy podjęli atak, mając w domu nasze koty fundacyjne. Ta dwoistość osobowości zdumiewa mnie, a także zaskakuje. Hipokryzja paranoidalna.

Pocztę fundacyjną obsługuję osobiście, a do moich zadań należy również monitoring adopcyjny. Czytając niedawno serdeczne życzenia przesyłane dla fundacji od opiekunów kotów adoptowanych w różnym czasie, nie mogłam zrozumieć, jak mogą wypisywać te herezje pod naszym adresem z takim natężeniem nienawiści, pogardy, złości.

Poczułam się dziwnie. Nie było mi przykro, raczej ogarnęło mnie zdumienie, jak łatwo można manipulować tłumem. Wyłoniło się kilka refleksji dotyczących tej okoliczności. Przeraziło mnie, ile w ludziach drzemie złości i pogardy dla innej istoty. To, że ktoś wzniecił burzę w szklance wody, nie robi na mnie wrażenia – nie pierwsza to, nie ostatnia w tej fundacji. Przeraziła mnie mowa nienawiści oraz fakt, że cały ten incydent miał miejsce w czasie tak symbolicznych, bajkowych zawsze świąt. Spolegliwość, rozwaga, czytanie ze zrozumieniem, analiza tego, co się widzi – wszyscy zamieszani w nagonkę odłożyli te emocje na bok, skupiając się wyłącznie na hejcie.

Najbardziej niedorzeczne, wręcz kuriozalne, że uczestnikami byli osoby mające nasze adopciaki. Ten fakt jest najtrudniejszy do przyswojenia czy zrozumienia!

Oczywiście znaleźli się i tacy, którzy apelowali o rozsądek oraz traktowanie postu w kategorii dowcipu, jednak i oni natychmiast stali się obiektem ataków i wyzwisk.

Usunęłam post osobiście i nie zrobiłam tego ze strachu czy pod presją hejterów, kierowałam się tylko troską o fundację i misję, jaką pełni.

Wyimaginowane naruszenie dobrostanu kotów zgłoszone zostało do administratorów portalu, rolę których pełni sztuczna inteligencja zaprogramowana przez człowieka w ten sposób, żeby na określone zdarzenia miały ustawione fabrycznie odpowiedzi. Jest to normalna procedura powszechnie stosowana przez banki, operatorów telefonii komórkowej, sieci ogromnych sklepów internetowych. Osoba kierowana złością, chęcią zemsty nie przebiera w środkach, jest zdeterminowana, ogarnięta złą emocją i energią, więc etyka odchodzi na bok – liczy się tylko osiągnięcie celu. Mataczy, mota, szkaluje, manipuluje. Profil Kociej Mamy, oprócz tego, że jest formą reklamy, jest płaszczyzną informacyjną oraz pomocową, nie tylko w szukaniu fajnych domów dla naszych kotów, ale również wspierającą osoby zewnętrzne. Nie mam pojęcia komu, dlaczego i z jakich pobudek nasza efektywna praca ewidentnie przeszkadza. Usunęłam post, bo nikt nie ma czasu nawiązywać interakcji z maszyną. Dla równowagi podam przykład postu sprzed kilku dni. Zbliża się Sylwester. Jeden rok mija, zaczyna się drugi i jak zwykle niestety wiele osób za nic ma faktyczny dobrostan zwierząt, kupuje fajerwerki i pół nocy strzela. Emilka od początku pracy Kociej Mamy na tę okoliczność przygotowuje właściwą grafikę prosząc w imieniu kotów o zaniechanie procederu. Jaką popularność miał ten post? Otóż zaszczyciło go lajkiem tylko kilkanaście osób. Nikt nie pisał w imieniu zwierząt i nie tylko koty na myśli, a wszelkie istoty żyjące w środowisku, próśb o zaniechanie, o tym że huk przeraża a wielu ptakom zabiera życie. I jak tu zrozumieć tych niby walczących o prawo do godnego życia? Paradoksalnie, jeśli szanujemy faktycznie zwierzęta, tablica powinna aż huczeć od potępiających wpisów. W tym przypadku hejt na miłośników fajerwerków było nie tylko zrozumiały, ale i na miejscu. To, że my opiekunowie staramy się odizolować nasze zwierzęta od wystrzałów jest w pełni zrozumiałe, ale są takie przypadki, że hałas przekłada się na taką taruje, że sięgamy po wsparcie farmakologiczne kupując w klinikach odpowiednie preparaty na wyciszenie, eliminację stanu lękowego. Ten fakt nikogo nie oburza? Nie przeszkadza, że z powodu grupki egoistów ignorujących emocje innych, faszerujemy niewinne zwierzaki lekami? Rozwagi oraz dystansu, wszystkim życzę!