Od lat robię wszystko, czego, jako szefowa, powinnam w zasadzie unikać. Z ręką na sercu muszę przyznać, że nie umiem pełnić wyłącznie roli kierownika.
Rzadko już teraz, jednak zawsze z ogromną przyjemnością, uczę wolontariuszy łapać środowiskowe koty, szkolę w dokładaniu kolejnego do tego samego kontenera w przypadku, kiedy podczas interwencji zabraknie właściwego sprzętu. Uczę być dobrym, rozsądnym domem tymczasowym, którym sama nadal bywam. Trzymam za rękę podczas pierwszych adopcji, odbieram miłe, ale w większości jednak przykre telefony, odpisuję na skargi i zażalenia i dyscyplinuję tych, którzy próbują wejść nam na głowę.
Nie jest się dobrym szefem, kiedy aktywność sprowadza się wyłącznie do lansowania w mediach, kiedy nie zna się codzienności ze zwierzakami, kiedy wszystkie trudne zadania przerzuca się na wolontariuszy.
Często pada pytanie: Jak ty to robisz, że każdy z przyjemnością ci pomaga, że są aktywni i gotowi przyjść z pomocą w potrzebie?
Odpowiedź zawsze jest taka sama: Nie izoluję się, nie wywyższam, zawsze się o wolontariuszy troszczę i jestem wiarygodna każdego dnia, tak samo jak oni, pełniąc naszą cudowną misję. Nie grzeję się w blasku innych, skoro wymagam, sama zasuwam dwa razy więcej.
Szkopuł tkwi w tym, że te koty, chore, kalekie, w zasadzie wszystkie, są treścią mojego życia.
Mój Światowy Dzień Zwierząt spędziłam, biegając z domu do pracowniczej kuchni, z sercem na ramieniu sprawdzając, czy nie odeszło mi bardzo słabe kocię… Nie miałam czasu na słodkie fotki z moimi kochanymi tymczasami, bo, o ile Rudaski rosną jak na drożdżach, o tyle maleństwa przywleczone z Sulejowa, balansują na granicy życia i śmierci. Kolejna noc czuwająca, co trzy godziny wymiana termoforu, bez nastawiania budzika. Nie żalę się, nie skarżę, cieszę się, że moja praca, troska i opieka przynoszą dające nadzieję efekty.
Chciały lecieć do maleńkiej siostry za TM, ale stanęłam im na drodze, mocno walcząc, by tu ze mną zostały. Robaczki, trzymajcie kciuki, by mi się udało. Kiedy działa się w stresie, zapomina się o bożym świecie, a myśli kotłujące się w głowie czasem zaburzają chłodne działanie, dlatego dziękuję pięknie doktor Ani za podpowiedź z lampką grzewczą, żeby utrzymywać stałą temperaturę ciała. Mam świadomość, że w czasie, kiedy wszyscy apelują do naszego rozsądku, zachęcając do oszczędności prądu, ja urządzam kociakom mini solarium, ale ich życie i pokonanie choroby są ważniejszym celem niż wzrost rachunku.
W życiu trzeba codziennie dokonywać wyborów o różnej kategorii ważności, istotne jest, żeby tak decydować, by uniknąć wstydu, kompromitacji i wyrzutów sumienia.
Wstydem jest zmiana zasad współpracy, wyrzuty zawsze tkwią mocno, kiedy od dobra drugiej istoty ważniejsze są pieniądze, a kompromituje się każdy, kto dla poklasku rozpowszechnia nieprawdę. Takie osoby palą za sobą mosty, a przecież obok jest jeszcze tyle do zrobienia, że raczej powinniśmy łączyć siły, działając w tym samym kierunku, a nie budować między sobą bariery. Nie raz przy okazji kociomaminych reportaży, apeluję do zdrowego rozsądku kociarzy, ale i osób, które w pewnym zakresie chcą z nami podjąć tymczasową współpracę. Zachowujcie proszę umiar w roszczeniach, wymaganiach i przede wszystkim w emocjach. Kocia Mama pracuje w określonym trybie, z wyraźnym zakresem aktywności i usług, więc nie można oczekiwać, żebym nagle wywróciła wszystko, nawet na chwilę, do góry nogami.
Nauczona walki, wytrwała, nigdy nie odpuszczam ani nie załamuję z rozpaczy rąk. To, że jedna kruszynka odeszła sprawiło, że o te dwa pozostałe staram się jeszcze bardziej.
Po raz nie wiem już który dziękuję sobie za decyzję wyboru stylu życia. Nie wyobrażam sobie, w jaki sposób udałoby mi się godzić tyle aktywności, gdybym wykonywała pracę w tradycyjnym trybie biurowym, doliczając do podstawowych godzin etatu czas konieczny na dojazd, codzienne zakupy oraz inne zajęcia związane z prozą życia.
Kto piastowałby moje czapkowe maluchy, robił zastrzyki, kroplówki, zmieniał termofor czy też kilka razy dziennie mył podłogę? Sprawy, niby z pozoru łatwe, stają się trudne, gdy się pomyśli o nich z innej perspektywy. Na szczęście życie potoczyło mi się w taki sposób, że nie dość, iż mogę wykonywać ciekawy zawód, to przy okazji poznaję fajnych ludzi, co finalnie przekłada się na profity dla mojej Kociej Mamy.