Moda na pomaganie

Skutkiem ubocznym pracy każdej OPP jest promocja wolontariatu. W sumie na tę aktywność my, społecznicy nie mamy żadnego wpływu, to jest efekt statutowych działań.

Każdej nowej osobie chętnej na wolontariat zawsze zadaję pytanie czy ma świadomość odpowiedzialności zbiorowej?

Wiem, że wprowadzam tym pytaniem w delikatne zakłopotanie, ale z dbałości o całokształt pracy, nie mogę udawać, że kwestia solidności, odpowiedzialności i właściwej komunikacji nie jest w naszym działaniu priorytetem.

Na wolontariat w Kociej Mamie, może liczyć każda osoba, mająca potrzebę przekazania na rzecz kotów swojego talentu, pracy lub wolnego czasu. Wybrać obszar aktywności zawsze pomogę. W Fundacji miejsce znajdzie się dla każdego, musi spełnić tylko jeden istotny warunek: jego czy jej obietnice i deklaracje muszą być wprowadzane w życie!

W tej Fundacji jedna wolontariuszka wspiera drugą, bo w tej grupie zbyt dużo jest aktywności w rozmaitych przestrzeniach. Wszystkie decyzje odnośnie interwencji, edukacji, działań marketingowych, logistycznych przygotowań wydarzeń i kiermaszy zbiegają się u mnie.
Nie mogę pracować w chaosie, w marazmie obietnic bez pokrycia. Muszę mieć w 100% pewność, że każdy odcinek, każda przestrzeń działa swoim realnym życiem, czyli wolontariuszka faktycznie wykonuje pracę, do której się zobowiązała.

Nie jesteśmy grupką kilku znudzonych kobiet, nie jesteśmy malutką społecznością wzajemnej adoracji, dlatego wolontariat w Kociej Mamie oparty przede wszystkim na odpowiedzialności i zaufaniu. Ufam, że dziewczyny pilnują fundacyjnych poczt, ufam, że na czas dostarczane są wyprawki domom tymczasowym, ufam, że kociaki w DT otoczone są wyjątkową troską, ufam, że rękodzielniczki dobrze gospodarują powierzonymi produktami, ufam, że kiedy zgłaszana jest choroba czy niedyspozycja, to nie jest to wymówka powodowana lenistwem a stan faktyczny.

Od pewnego czasu weryfikację chętnych na wolontariat prowadzę sama. Dobrze odnajdują się w tym temacie również Emilka i Renatka, obie rewelacyjnie wyczuwają „opowiadaczy” i „ściemniaczy”.

Mam świadomość, że Kocia Mama stała się modna i popularna, a tym samym przyciąga różne osoby. Szansę, pakiet zaufania i solidną informacyjną opiekę ma każdy nowy wolontariusz na starcie, ale co zrobi z fantem, to już temat kompletnie nowy.

Wolontariat to przede wszystkim czas. Czas, ale i chęci. Czas plus chęci wymuszają aktywność, innej drogi nie ma.

Wolontariat dzielimy na kilka form, w zależności od osobistych ograniczeń bądź predyspozycji.
Generalnie jako jedni z nielicznych mamy świetną, ciekawą ofertę wolontariacką dla młodzieży.
Oni będąc z nami uczą się właściwej pracy, ale przede wszystkim mają wiedzę jak bardzo są ważni w tych działaniach i jak istotne w odniesieniu do całości są ich aktywności.

Wolontariat w Kociej Mamie ma różne formy i oblicza, wiem, że w tym przypadku jesteśmy jako kociary trudne do zaszufladkowania.

Najczęściej rozmowa zaczyna się pytaniem, gdzie trzymamy koty? Tryb DT eliminuje aktywność typową schroniskom i przytuliskom, żadna z naszych lecznic także nie będzie szczęśliwa, gdy nagle po obiekcie będzie się plątać jakaś nowa osoba.
Mamy współgrać, uzupełniać się, a nie przeszkadzać, zatem od nowych wolontariuszy w przypadku, kiedy nie mogą być DT, oczekuję działań, które reszcie ułatwią pracę.
Pięknie w młodociany wolontariat wpisała się społeczność Liceum na Wacława i Bardowskiego, super pracują Amelka i Paulina. W wolontariacie rosną nasze dzieci.

Młodzi ludzie wyczują każdą nieszczerość, wyłapią każde zawahanie. Na fałszu, obłudzie i zakłamaniu nic dobrego się nie zbuduje, dlatego nie opowiadamy młodzieży na temat wolontariatu żadnych bajek. Między innymi i dlatego jestem spokojna, gdy na spotkanie z nimi udaje się Renata.

Tylko w Kociej Mamie, Zarząd i Radę czyli dwa najważniejsze i odpowiedzialne w pracy organizacji organy, powierzyłam dziewczynom, które mają praktykę w każdej płaszczyźnie aktywności Fundacji. To samo dotyczy i mnie, Szefowej.  Byłam i jestem jak zachodzi konieczność DT, pracuję na bazarkach, stoję na kiermaszach, porządkuję siedzibę, prowadzę interwencje, jak trzeba wykonuję i rękodzieło. Od żadnej wolontariuszki nie wymagam realizacji zadań, których bym sama nie poznała i wykonywała. Nie pouczam nikogo z pozycji osoby, która spoczywa na laurach, a innych pilnuje czy aby poprzeczka za nisko nie spadła.

To samo w sumie dotyczy licznej grupy koordynatorek.
Funkcja koordynatorki jest przyporządkowana wyłącznie Kociej Mamie, to bowiem więcej niż pozycja asystentki. Różnica jest ogromna, asystentka ma być w pracy szefa pomocna, jej obowiązkiem jest realizacja wytycznych i zadań, natomiast koordynatorka ma  dość dużą  samodzielność w zakresie, w którym działa. Może oczywiście prosić o konsultację, o rozmowę, ale w pracy codziennej generalnie nie weryfikuję jej ustaleń.
Wiem, że taki styl pracy jest dla niektórych marzeniem, ale jak widać mnie się udało zebrać dość nietuzinkowy zespół, który wyłamuje się z ogólnie przyjętych norm i form.

Ta edukacja nie była typowa, bo po pierwsze poszła na nią sama Renia ale w duecie z Maliną.

Nie było typowej pogadanki o życiu kotów, poruszane były te kwestie, które określają dość specyficzny nasz kocio-maminy wolontariat.
Jakie będą przemyślenia młodzieży i efekty prelekcji, czas pokaże.
Dla mnie ważna jest ocena przez Renatę spotkania: było bardzo fajnie!