Sobota rano. Tradycyjnie mam wyciszony telefon, każdy kto mnie zna, wie mimo tego faktu jak się ze mną skontaktować.
Dobija się Maryla! Co tam? Szybko rzucam.
Pani na działce znalazła kotkę sąsiada, okociła się, są cztery małe… Pan nie odbiera telefonu, to człowiek bardzo mocno wiekowy, ma ponad 80 lat, nie widziała go od ubiegłej jesieni, wiesz wszystko mogło się zadziać…
Fakt!
Pani w rozpaczy. Zna tą kotkę, ma niecałe 2 lata, przywiózł Ją z jakiejś położonej nieopodal wsi. Raz już się okociła, wydał trzy, został Jej syn, ma jakiś rok, oboje niezwykle łagodne, lgnące do ludzi koty, co ma robić?
W domu mąż strasznie schorowany, dwa stare 16 letnie też chore koty, Pani lamentuje tak, że trudno zrozumieć co mówi. Podobno zna Ciebie osobiście, jeden z tych starych kotów to Twoja adopcja.
Daj mi pomyśleć!
Mam przygotowane miejsce, ale na koty z psiej budy, gdyby Maria wyraziła zgodę na przyjęcie łagodnej, problem by się rozwiązał. W sytuacji kryzysowej zawsze spadam jak kot na cztery łapki. Wdzięczna jestem doktor Annie, że w dzień wolny od pracy, przyjęła bezdomną kotkę do lecznicy. Nie było żadnych problemów podczas transportu, żadnych ekscesów czy kłopotów, tak jakby kotka miała świadomość, że właśnie Jej dzieci zostały ocalone przed zagładą.
Sobota zakończyła się cudownie, Pani przestała rozpaczać, Anna zabezpieczyła pakiet koci, a Maria cieszyła się ostatnim wolnym weekendem, bowiem od poniedziałku przejmowała opiekuńcze obowiązki.
Bomba sensacyjnych informacji wybuchła w poniedziałek. Nagle uaktywnił się Pan sąsiad, dzwoniąc do naszej lamentującej opiekunki z karczemną awanturą, pytając dlaczego ukradła mu kotkę? Już miał naszykowaną miskę z ciepłą wodą i zrobiłby porządek z miotem, a swoją akcją ratowniczą pokrzyżowała mu plany!
Tym samym dał odpowiedź na pierwsze moje pytanie, kiedy Maryla zgłaszała interwencję. Trudno mi było uwierzyć, że kotka koci się innym rytmem i zachodzi w ciążę tylko raz w roku.
Jesienny miot z pewnością został unicestwiony przy pomocy miski z wodą, tym razem kotka mimo swej łagodności powierzyła los swój i swoich dzieci opiekującej się Nią dorywczo sąsiadce.
Instynkt nie zawiódł Jej jak widać. Małe zostały ocalone.
Żadna istota z tej rodziny już tam nie wróci.
Pan sąsiad już nad nimi nie będzie się pastwił. Aż trudno uwierzyć, że w człowieku w tak podeszłym wieku jest tyle złości, podłości, okrucieństwa, jak bez wahania odbiera życie niewinnym istotom, jak bez wyrzutów sumienia umie skrzywdzić ufającą mu kotkę.
Miska i jej zastosowanie spowodowało nie tylko konflikt, ale i awanturę, w wyniku której zerwane zostały i tak już niezbyt miłe sąsiedzkie kontakty.
Przykra jest świadomość, że nadal ludzie traktują zwierzęta bez szacunku, odmawiając im prawa do godnego, bezpiecznego życia.