Anna zrobiła sobie mini wypad korzystając ze sprzyjającej aury do Puszczy Piskiej na grzyby. Ma tam działkę, jeździ chętnie, fajny relaks kojący nerwy, cisza, spokój o tej porze roku jest przecież na Mazurach. Tylko nieliczni działkowicze jeszcze, więc nadzieja na grzybobranie była realna no i delektowanie się pięknymi widokami otaczającej przyrody.
W nocy jest fajnie, opowiadała, cały pomost fajnie oświetlony, jelenie oszalały, toczą walki miedzy sobą, woda niesie ich potężne pomruki. Cieszyłam się, niech odpocznie, lato miałyśmy przecież niezwykle pracowite.
Pewnego dnia przysłała mi fotkę: „kotka mnie odwiedziła”
„…Szukaj proszę czy nie ma dzieci?”
„Latem jej tu nie było…”
„No to teraz jest, śmiałam się, dobrze trafiła!”
„Są i dzieci, trzy maluchy” – melduje jakoś w połowie tygodnia- „dokarmiam, przyzwyczajam do siebie, oswajam.”
„Łap i przywieź.”
Nie pierwsza to dziewczyna będzie wracać z kotami do domu, żadna z nas nie spałby spokojnie gdyby miała zostawić koci pakiet w puszczy na zimę.
„Dobrze się składa, bo Michaś może zabrać łapkę od mnie”, zasugerowałam, kiedy ustalałyśmy plan akcji.
Kociaki jak to kociaki, małe, rozbrykane, ciekawskie smarki. Matka raczej na dystans, ale jakiś szczególny dzikus.
Wszystkie mają szansę na bezpieczne życie.
Wdzięczna jestem naszym paniom za szaloną cierpliwość, zrozumienie i wyrozumiałość, że pomagają, a nie piętrzą trudności, rozumiejąc, że nasza empatia jest dużo większa niż przeciętna.
Ciekawa jestem tego pakietu, czy szybko poddadzą się socjalizacji i jak potoczy się los kotki Matki, czy wróci na wolność czy będzie współpracować?
Na te i setkę innych pytań odpowiedzi udzieli nam niebawem samo Życie, teraz czekam na powrót kociego kompletu bezpiecznie do domu. Cóż „kociołapanie” tym razem było ważniejsze niż grzybobranie!