Pamiętamy, że kiedyś był taki moment w dziejach Fundacji, kiedy totalnie zmęczona, zaczęłam rozważać zamknięcie Kociej Mamy. Miałam uczucie, że zbudowałam coś, co wymyka mi się spod kontroli, nad czym mam kłopot zapanować, ogarnąć, by uporządkować działania, a urodzony perfekcjonista-pracoholik ciężko godzi się z takim faktem.
Non stop dzwoniące telefony, pytania, nawet błahe, konsultacja pomysłów, projektów i mało ważnych decyzji, zaburzyło życie do tego stopnia, że brakowało mi czasu na zawodową pracę, o prawie do odpoczynku i relaksu kompletnie zapomniałam. Kocham moją Fundację, jestem ogromnie dumna, że udało mi się stworzyć taką ekipę wspierających się, szanujących, działających razem kobiet, ale wiedziałam, że przyszła pora za zmiany, że gdzieś popełniłam błąd modelując aktywność poszczególnych płaszczyzn.
Zasada jedna, najważniejsza, jeśli coś zaczyna źle działać, nie winię za to innych, raczej przyczyny szukam w sobie, bo to ja jestem szefową, nadaję ton i kierunek działań.
Tradycyjnie, pogadałam sama ze sobą: kartka, ołówek, dwa równoległe słupki i zaczęłam wypisywać argumenty na „tak” i „nie”.
Szybko zrozumiałam, gdzie tkwi problem. Nie mogę dłużej być kwoką, opiekować się, ochraniać przed samodzielnymi decyzjami, przyszła pora na zmiany, czas na popełnianie błędów i gromadzenie własnego doświadczenia.
Nadeszła chwila prawdy.
„Dziewczyny są mądre, kreatywne, trzeba odciąć pępowiny i zaufać ich decyzjom.”
Reorganizacja tylko przez chwilkę dla wszystkich była szokiem, uczyłyśmy się działania w nowych realiach.
Bez żalu oddałam wiele zadań, dla mnie i dla nich nastał czas totalnej rewolucji. Nadal jednak nie umiałam rozstać się z koordynacją zajęć edukacyjnych.
Kiedy do Fundacji dołączyła Renia, po kilku wspólnych spotkaniach z dziećmi, miałam świadomość, że ta dziewczyna kocha zajęcia z dziećmi równie mocno jak ja, że ma podobne pomysły na scenariusze spotkań. Kreatywna, dowcipna, wymagająca, umiejąca stawiać zadania.
Od razu i bez żalu przekazałam jej ustalanie harmonogramu spotkań.
Myślę, że ogromny przełom w Kociej Mamie nastąpił z chwilą, gdy dostrzegłam ich dojrzałość.
Teraz nawet nie pytam jakie mają cele i zamierzenia, nauczyłyśmy się odczytywać swoje intencje, ta umiejętność jest chyba najcenniejsza.
Grafik zajęć Renatka uaktualnia na bieżąco, a mimo to czasem wypada nagła niedyspozycja i wszystko się sypie. Do akcji wkraczam tylko w sytuacjach ewidentnie kryzysowych. Na każde zapytanie o kocie zajęcia bez żenady odsyłam potencjalnych chętnych do Reni, skończyłam z zachowaniem szefowej wszystko nadzorującej.
Czasem i ja dostąpię zaszczytu prowadzenia zajęć. Ale raczej moja aktywność sprowadza się do przygotowania materiałów wspomagających przekazywane wiadomości i zliczenia podarowanej karmy.
Przed zajęciami zawsze pada pytanie: „Co mamy w naszej magicznej torebce?”
Odpowiadam tradycyjnie: „Same niespodzianki!”
Magiczna torebka ukrywa przedmioty związane oczywiście tematycznie z kotem, jego pielęgnacją, opieką medyczną. Świadoma wiedzy Reni, faktu, że nie ma dla Niej tematów tabu, mam niezłą frajdę, gdy wybieram kocie akcesoria. Staram się, by zmieniać jej zawartość, by dziewczyna nie popadła w rutynę powtarzając po raz setny wręcz do znudzenia, jakie jest przeznaczenie łopatki czy dzwoniącej obroży zdobiącej szyję kota.
Zgierz niby nie jest na końcu świata, ale takie wyprawy zawsze są trudne logistycznie, niby blisko a jednak odległość sprawia kłopot. Dziwią mnie miejsca skąd otrzymujemy zaproszenia: Ozorków, Zgierz, Konstantynów, Szadek, Piotrków. Pytanie samo się nasuwa: czy tylko Kociej Mamie zależy na kociej edukacji? Czy jeszcze jakaś organizacja tak systematycznie prowadzi spotkania?
Nie wiem czy wszyscy mają świadomość, że wszelkie działania i aktywności dotyczące edukacji generowane są z naszych fundacyjnych zasobów. Jeśli okresowo korzystamy z programu zabiegów zabezpieczających, to pozostałe cele wykonujemy wyłącznie w oparciu o własne środki. Dlatego właśnie solidna zbiórka karmy jest częściowym zwrotem poniesionych wydatków. W Fundacji nie ma magicznych Onych, którzy są sponsorami naszych działań.
Mało kto ma wiedzę, jak szczególną rolę pełnią kocie edukatorki. Dzięki nim właśnie FKM ma tak dobre referencje, jest wskazywana jako wzór, polecana, promowana. Nie raz już opowiadałam o niesamowitym zaangażowaniu Reni, o staranności merytorycznej, o wprowadzaniu wiedzy dalece wykraczającej poza przeciętnie przekazywane wiadomości. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej następczyni, z rozwagą prowadzi terminarz, ma doskonały kontakt z dziećmi, jest szalenie wyrozumiała i konstruktywna podczas rozmów dopinających szczegóły zajęć i co dla mnie najważniejsze, jest przede wszystkim świetną koordynatorką zespołu. Przed każdym spotkaniem ma miejsce mała mini narada. Padają ustalenia odnośnie podziału zadań. Krótko, rzeczowo, kompetentnie. Budzi podziw ich wiedza, komunikacja z dziećmi, ale i tryb pracy, pełen profesjonalizm na każdym etapie.
Ta szkoła wpisuje się na listę tych, której społeczność urzekła szefową edukatorek. Malutkie przedszkole gdzieś w Zgierzu wypełnione przyjazną atmosferą. Sympatyczne grono, miłe aktywne dzieci, serdeczne przyjęcie. W takich placówkach praca jest przyjemnością, satysfakcją, wręcz radością. Jak znam życiem te uczucia są obustronne i za czas jakiś znowu pojawimy się w tym przedszkolu.