Opowiem o bardzo dziwnym zjawisku, na które, jak zwykle, mam mocne przykłady, a są nimi zdarzenia, które potwierdzają może i niebywałą tezę, a jednak się zadziały. To są fakty, nie wymysły.
Imiona kotom nadajemy od zawsze. Jest to obowiązek każdej opiekunki prowadzącej dom tymczasowy. U nas kociaki czy koty, wiek w tym przypadku nie jest żadnym przeciwwskazaniem, obowiązkowo muszą być ochrzczone. Kot musi wiedzieć, że nie jest numerkiem, istotą jeszcze jedną na naszym kocim pokładzie, że jest dla nas każdy ważny, najważniejszy i że o każdego walczymy z takim samym przejęciem.
Malusieńkie oseski, te czapkowe, nawet jeśli życie się w nich tli słabiutką iskierką, też już mają swoje imionka, nadaję je osobiście albo pozostawiam zadanie opiekującej się nimi dziewczynie.
Koty trafiają do nas w dwojaki sposób, przekazują nam je karmiciele dzieci wykoconej w przestrzeni kotki albo zrzekają się ich dotychczasowi właściciele, z tysiąca przeróżnych przyczyn.
W przypadku rasowych generalnie zawsze powodem jest nagła choroba i konieczność wydania dość znacznej kwoty na operację kota, który był tak kłopotliwy i się „zepsuł”. Miłość do rasowego pupila kończy się wraz z usłyszeniem diagnozy. Kiedy natomiast opiekun ma nadzór na środowiskowym stadem, naturalne jest, iż w przypadku konieczności sfinansowania operacji, zgłasza się do fundacji.
Częstą praktyką jest transakcja wiązana. Kocia Mama finansuje zabieg w zamian za podpisanie formularza adopcyjnego, w którym wyraźnie opisane są zalecenia fundacji, normujące życie kota po zabiegu i nakładające na opiekuna określone obowiązki.
Jest to stosowany od lat schemat, by w ten prosty sposób wykluczyć kolejne dziwne zdarzenia szczególnie, gdy kot jest ufny i łagodny.
Sytuacja sprzed kilku dni tylko przypieczętowała moje przemyślenia.
Karmiciele przekazali kocięta, jeden momentalnie otrzymał imię, co do drugiego nie mogłyśmy z lekarką dojść do porozumienia. Mijały dni. W międzyczasie kociaki, to reakcja typowa, przeniesione w lepsze warunki bytowania, zachorowały na koci katar. Ten cieszący się z imienia Eryk, bardzo szybko i dobrze reagował na kurację, drugi niestety jakby się cofał i opiekująca się nimi doktor Anna, zdając mi codzienne raporty, bardzo się tym faktem martwiła.
-Trzeba Go ochrzcić, nie ma co dalej odwlekać- stwierdziłam stanowczo.
-Ty i te twoje zabobony- żachnęła się ze śmiechem – no dobrze, wybierajmy jakieś.
– Skoro już poszłyśmy w literkę „E”, brnijmy dalej- zarządziłam.
– Egon, Emil, Edgar, nie, nie – Ania kaprysiła.
– No to Edek!
– Może być – zgodziła się łaskawie.
– Jak wrócisz do domu, powiedz Mu, że ma też swoje imię- poprosiłam.
To też już typowe zachowanie, że Anna małe kociaki leczone w Filemonie na weekend zabiera do domu, a potem tak się dzieje, że do chwili adopcji, nawet jeśli już są zdrowe, jakość tak dziwnie nie ma okazji, żeby znowu je odstawić do lecznicy.
Kolejne dni były weselsze, bardziej optymistyczne, radosne. Eryk z Edkiem ładnie zaczęli przybierać na wadze, terapia przynosiła dobre efekty.
– Patrz, ile imię może zmienić, to niewiarygodne!
– Masz niezbity dowód, dlaczego tak się upieram!
Maluchy brykają w domu Ani, sądzę, że jeszcze kilka dni potrwa, a zacznę szukać im dobrego domu.
Tradycja wynika z doświadczenia. Nigdy życie kota, jeśli po przekazaniu nie zmieniłam imienia na fundacyjne, nie miało pomyślnego zakończenia. Zawsze działy się jakieś dramaty, sytuacje trudne i przykre. Koniecznie, przyjmując kota, trzeba odciąć radykalnie wszystkie łączące go z poprzednim życiem sznurki, ale nie mam na myśli blokowania informacji poprzedniemu właścicielowi. Nawet jeśli oddanie kota, naszym zdaniem, jest naganne, małostkowe czy bezduszne, jeśli pyta, trzeba udzielić obszernej odpowiedzi.
Z reguły, ktoś, kto oddaje chorego kota, kwalifikującego się do operacji, raczej unika ponownego kontaktu, tak jest wygodniej i łatwiej. Dla mnie też.
Znany jest mój temperament, wstręt do fałszu, obłudy i nieprawdy. Na dziwne tłumaczenia bądź próby wybielenia, mogłabym stracić panowanie i wywalić bez osłonek, jak ja widzę tę sytuację.
Rada dla wszystkich, tak na Nowy Rok, nawet w trybie postanowień noworocznych: jak już się mleko rozleje, jak już zadziała zło i nawet przez przypadek krzywdy dozna kot, oddajcie mi i nie szukajcie wymówek, one są niestety oznaką wyrzutów sumienia i poświadczenia własnej winy.