To opowieść o tym, że czarne koty są nie tylko magiczne, ale i mądre, bowiem wykorzystując tajemniczy dar potrafią zadbać o swój los. Na potwierdzenie tezy, podam kilka przykładów, które zadziały się w moim kocim życiu.
Helena jest czarna, jak na dorosłą kotkę dość filigranowa. Charakter ma miły, spokojna, wyważona, raczej nie sprawia kłopotów. Była dobrą mamą dla swoich pociech.
Pierwsza opiekunka miała jakiś dziwny pomysł na jej dalsze życie. Już nawet nie pamiętam jakich użyła argumentów wywołując u Kasi emocje, które spowodowały, że ta postanowiła zająć się kocią rodziną, choć była wtedy kompletnym laikiem w tej dziedzinie.
Dalej się potoczyło, Helena znalazła spokojny dom, ja jestem bogatsza o kolejną wolontariuszkę, a przy okazji Fundacja pozyskała jeszcze jeden Dom Tymczasowy.
Czarne koty zadziwiają. Tak było w przypadku Dextera, którego „dobra” dusza wrzuciła ileś lat temu na moje podwórko. Nie poszedł nigdzie, wszedł grzecznie na choinkę i czekał, aż go z niej zdejmę. Tym sposobem spełnił marzenie mojego syna i stał się Jego ukochanym, wielkim czarnym, przemądrym kotem. Dzisiaj Deksiu ma 12 lat.
Waletnka, trójłapka, po wypadku lokomocyjnym, tak się tajemniczo zadziało, że opiekunowie postanowili się Jej zrzec akurat w lecznicy, która współpracuje z Kocią Mamą. Mieli do wyboru jeszcze kilka klinik weterynaryjnych bliżej położonych, z lepszym dostępem i mniej obleganych. Dlaczego nadłożyli drogi i skorzystali właśnie z tej mojej, fundacyjnej? Do dziś to pozostaje tajemnicą. Kotka zoperowana, wyleczona, trafiła do Warszawy, do super ludzi. Jest pupilką znanego w całej Polsce profesora psychiatrii i filozofii, szczęściara!
Czarek, czarny jak smoła, mieszkał lat kilka na mym dachu. Kiedy w końcu pojechał na zabieg, zamiast na dach, wrócił do DT Izy i tam już został jako kolejny członek Jej kocio-psiej rodziny.
Ksawerka, czarna kotka z rakiem jajników, z ropomaciczem, chyba specjalnie złamała sobie łapę wpadając pod auto empatycznego kociarza, który nie umiał odwrócić głowy od rannego zwierzaka. Szukając ratunku pukał do różnych drzwi i tym sposobem trafił na Kocią Mamę. Kotka zawitała najpierw do Czterech Łap, a potem do Żyrafy. Po kilku trudnych operacjach ratujących jej życie, tak się zsocjalizowała z człowiekiem, że teraz wraca na rutynowe szczepienia, ale już w kompletnie innej roli, jako rozmruczana ukochana przyjaciółka pewnej pani.
Homer, czarny ogromny kocur kompletnie ślepy, stał się bezdomnym po śmierci opiekuna. Proza życia, był niechcianym, kłopotliwym dodatkiem do spadku. Ktoś zaniósł Go do lecznicy, która działa z Kocią Mamą i jego los się diametralnie zmienił. Pojechał do adopcji do Krakowa, mieszka tam już ponad 10 lat, towarzyszy swojej pani w pracy, jeździ z nią na archeologiczne obozy wykopaliskowe tylko podczas jej zagranicznych delegacji musi zostawać w domu.
Teraz kolejne dwa czarne jak smoła, Wasyl i Wenus, z jednym okiem przypadającym na Ich oboje, niebawem pojadą wspólnie do nowego domu, pani już na nie czeka. Trafiły do mnie, choć nie powinny. Dziewczyna, która je zgłosiła, korzysta z usług lecznicy, z którą nie współpracuje Kocia Mama, jednak Werka wykręciła inny numer ratunkowy niż te widniejące na wiszących w przychodni plakatach. Kolejna totalnie dziwna sprawa.
Mój pierwszy czarny kot, Filuś, zabrany do Łodzi ze wsi położonej w lasach koło mojego ukochanego Uniejowa, też nie znalazł się u mnie z mojej woli. Wręczyła mi Go mała dziewczynka, lekko opóźniona umysłowo mówiąc: „Zabierz go, bo on tu umrze…” Byłam zdziwiona jej słowami, jej rodzice chyba też, bo odesłali ją do domu, mówiąc: „Proszę nie brać jej słów do siebie, czworo dzieci mamy normalnych, ta trafiła nam się chyba za karę, ma słabą głowę…” Jednak, coś mnie poruszyło w jej wzroku i przywiozłam kota do Łodzi. Koci katar to nie było w jego przypadku największe zmartwienie, kociak miał oprócz przeogromnej robaczycy problemy z zatokami, konieczna była operacja ratująca mu życie! Mała miała rację!
Mopik, mój prywatny, czarny, kudłaty kot. Nie mam żadnych informacji na temat jego wcześniejszego życia. Pojawił się nagle na drodze osoby współpracującej z Fundacją, wycieńczony i prawie umierający. Po czasie okazało się, że ma też dość paskudne cechy charakteru. Wolę nie myśleć, jakie atrakcje zafundowałam sobie sama przyjmując tego upartego, złośliwego, starego kota pod swój dach. Szacujemy jego wiek na około 12 lat. Mam tylko nadzieję, że z czasem jego charakter nie ulegnie zmianie na gorsze jak to bywa u starych, złośliwych ludzi. Oby w tym względzie Mopik był potwierdzającym regułę wyjątkiem.
Wacek, kot spod piekarni, cała czarna rodzina grzecznie dała się odłowić i oddać do adopcji. To był miot: Rogalik, Chałka, Bagietka, Bułka i Żulik. On miał inny pomysł na życie. Nie dał się zabrać. Cztery lata latał po okolicy, zabezpieczony, wyleczony. Jednak kiedy postanowił się ustatkować, wszedł na moje podwórko, które dotąd traktował wyłącznie jak stołówkę, bez problemu dogadał się z kotami, wpakował się do mojego łóżka i generalnie najbardziej lubi leżeć na człowieku.
Ramzes, czarny kot z miotu Gwiezdnych. Inni dawno by Go uśpili, albo poddali się i usunęli oczy. Mało, że tak się nie stało, to kot po trzech latach od adopcji nadal otoczony jest opieką pomocową Kociej Mamy. Ostatnio był operowany polip w nosie, który utrudniał oddychanie. Mogłam odmówić pokrycia kosztów, ale mając w pamięci walkę o jego życie, zaangażowanie opiekuna i lekarki, podjęłam chyba najlepszą z możliwych decyzji.
Wracają do mnie w trudnych chwilach koty i ich opiekunowie. Wspieram, bo nie umiem radykalnie odciąć się szczególnie od tych z trudnych adopcji.
Helena, dzięki której powróciły do mnie te historie, od początku była lekko „podejrzana”. Do Kasi trafiła z dziwną raną na skórze, potem mimo, iż już nie karmiła, futro zaczęło tracić blask, a tajemnica się rozwiała w chwili, kiedy kotka zaczęła dziwnie się kulić jakby z bólu i pojawiły się wymioty, a w kuwecie dziwne stolce. Opiekunka natychmiast pojechała z czarną do Pupila i się zaczęła walka o życie Helenki.