Mówimy o Niej Ruda, bez względu na to jakiego koloru obecnie są Jej włosy.
Wiele nam to ułatwia w fundacyjnej komunikacji, bowiem jakoś trzeba sobie poradzić w sytuacji kiedy trzy Izy działają w Kociej Mamie.
Łączy nas nie tylko miłość do kotów, ale też pewna przypadłość albo jak kto woli skłonność do trafiania na stare, chore koty.
Swego czasu Ruda dostała przydomek specjalistki od ścigania tych starych i wycieńczonych. Kiedy dzwoniła z cudowną nowiną, że właśnie taszczy znalezionego kota, pytałam na wstępie: Ile lat ma ten delikwent?
Nie wierzyłam ani na moment, że może być młody. Generalnie Jej kocie znaleziska były starymi kotami ewidentnie wyrzuconymi z domu, by resztę lat spędziły na tułaczce żywiąc się odpadkami znalezionymi na śmietniku.
Dzięki Rudej i ja musiałam podnieść swoje umiejętności adopcyjne. Nie lada sztuką było znaleźć domy dla odratowanych przez Fundację i Izę staroci, a jednak i to mi się udawało.
Zachowanie Rudej dodało odwagi innym wolontariuszkom. Coraz częściej otrzymywałam sygnały: jest stary kot – wiek bywał różny raz 12, innym razem 16 lat – umarł opiekun, rodzina po spadek łapki wyciąga, ale by zaopiekować się pozostawionymi zwierzakiem nie ma już chętnych.
Pewnego dnia wolontariuszka napisała: Czy ktoś chce przeżyć ze mną przygodę życia i pomóc mi w łapaniu działkowych kotów?
Nie było chętnych, z uwagi na termin, zbyt późno wystosowała zaproszenie, mimo gratisów w postaci niesypanych jabłek. Zatem zaangażowała mamę, w końcu to działka rodzinna, zabezpieczenie karmionych kotów było wspólnym interesem. Zresztą Mama Izy nie jest kompletnie z boku naszej pracy, nie raz ratowała mnie z opresji, kiedy nie miałam żadnego pomysłu na ulokowanie złapanych kotów. Nie raz pełniła rolę awaryjnego domu tymczasowego.
Tak więc pewnego dnia na działce pojawiła się klatka łapka. Zadanie proste: należy przed zimą odłowić bytujące tam koty.
Liczba dowolna, ile ich przyjdzie do miski, tyle łapiemy. Nadal trwa akcja z Urzędu Miasta, należy z tego faktu korzystać. Na działkach z przyczyn wiadomych robi się coraz ciszej, dlatego jest to doskonały moment na szybkie złapanie buszujących po terenie futrzaków. Im mniej karmicieli, tym większe prawdopodobieństwo powodzenia.
W sumie czekałam na ten telefon. Nie mogło być tak pięknie, by Iza ot tak, zwyczajnie, realizowała zadnie, nie w Jej przypadku.
– Masz chwilkę? – czytałam grzeczne zapytanie na czacie.
– Si – odpowiedziałam i założyłam słuchawkę.
Tym razem dialog był bardzo krótki.
– Złapałam kotkę.
– Gratuluję.
– Siedzi w Tropie. Jest niedowidząca… To raczej eliminuje powrót.
– Bardzo dzika?
– Raczej przestraszona.
– Jaki masz pomysł? Ile ma lat? 10?
– No nie, lekarka szacuje na 4, no może 5…
– Ok, jak znam życie, ma o odrobinę więcej! Wiesz, że mam kotów po kokardy? Domy Tymczasowe pękają w szwach!
– A mogę ja Ją zabrać?
– Nie masz raczej wyjścia.
Wiedziałyśmy obie, że to jest optymalne rozwiązanie.
Cykoria nie miała prawa veta, otrzymała fundacyjną książeczkę, zabieg sterylizacji, odrobaczenie i pojechała zamiast na znaną sobie działkę, uczyć się życia społecznego w domu Izy. Asia zapakowała auto wyprawką, dwie styropianowe budy pojawiły się w ogródku. Iza z Mamą nadal działają porządkowo, a Ania ustala wolne miejscówki w lecznicach. Spokojnie, rytmicznie, krok po kroku odhaczamy kolejne koty po cięciu.
Plan był dobry, realizacja lekko go zmodyfikowała, tradycyjnie jak to u nas.
Szarutka na razie mieszka w kennelu, myślę, że za moment przestanie reagować na każdy dźwięk strachem i zacznie poznawać domowe kąty. W jej przypadku nie ma adopcyjnego pośpiechu, z wadą wzroku kwalifikuje się raczej do trudnych adopcji, w tej chwili generalnie wyłącznie do wirtualnych.