O ile interwencje dotyczące kotów z problemami psychicznymi są niezwykle trudne, o tyle te radykalne, kompletnie zmieniające wygląd i sposób życia kota, są najmniej kłopotliwymi. Mam świadomość, że brzmi to paradoksalnie, ale jest niestety prawdą.
Trójłapki bez problemu znajdują fajne domy i niesamowitych opiekunów, jednak jest jeszcze jedna kategoria kotów, które z powodu nieleczonego kociego kataru stają się kalekimi, są to koty totalnie niewidome, jednookie bądź niedowidzące.
Od lat powtarzam, iż sama tylko sterylizacja i kastracja, bez włączenia jednocześnie leczenia, nie jest fajnym rozwiązaniem. Chore matki rodzą chore dzieci. Chore kocury przenoszą infekcję na kotki i automatycznie na ich potomstwo. U nas niestety wszelkie aktywności podejmowane przez urząd w ramach realizacji programu pomocowego dla zwierząt od lat są tylko połowiczne.
Urzędnicy pomijają i zbywają wszystkie rozsądne argumenty, licząc na finansowe przejęcie interwencji przez organizacje działające na rzecz zwierząt. Niby generowane są środki na leczenie kociego kataru, ale likwidacja świerzbowca i grzybicy już nie jest refundowana. I tak te najmniej kosztowne czynności wpisują się w pulę, a te najkosztowniejsze, które wiążą się z podaniem szczepionek lub bardzo drogiej maści, już nie.
Jak ma postąpić człowiek, który nie jest związany z żadną fundacją i złapie dzikiego podopiecznego na zabieg, a ten ma wylewający się z uszu świerzb albo futro zmienione grzybicą? Nie dość, że jest aktywny, to jego empatia wymusza na nim jeszcze konieczność wydania prywatnych pieniędzy.
Dygresja ta ma na celu pomoc w zrozumieniu niedorzeczności i braku spójności decyzji urzędników.
Pierwszym kotem patrzącym sercem, czyli niewidomym, był Homer.
Małe kochane kociątko po bardzo chorej na koci katar matce. Udało się na tyle wyleczyć oczy, iż jedno było kompletnie niedrożne, a drugim widział tylko zarysy. Malec był przepiękny, przesłodki i szalenie lgnął do ludzi. W przypadku tych kotów natura, zabierając jedno, daje drugie, cudowny, mądry charakter. Potem był Rysiek i Kurczak, oboje polecieli do Hamburga na leczenie, wtedy to moje przeciwniczki uknuły teorię, że wysyłam koty do Niemiec na eksperymenty. A proza życia była totalnie inna, u nas nie było na tym poziomie jeszcze rozwiniętej kociej okulistyki.
Kolejnym fantastycznym kotem był Tenor, oddany do Fundacji jako niesamodzielne kocię, miał on amputację, tak jak Temida, obu oczu. Niestety wrzody sprawiały im ból, tak daleko zaszły zmiany chorobowe, że o żadnej walce o nawet jedno oko nie było mowy.
Lista ślepaczków jest długa, była Migotka, która pojechała z Ziutkiem, bratem przewodnikiem, do adopcji na Śląsk, był Faraon i Pulpecik, te koty szczęście znalazły w Poznaniu, był Jurand, Izolek, Amorek i dziesiątki innych.
O ile aklimatyzacja kota niedowidzącego w nowym otoczeniu nie jest żadnym problemem, o tyle w przypadku ślepego zawsze, jeśli tylko mogę, staram się przed adopcją dokoptować mu koleżankę lub kolegę jako opiekuna i przewodnika. Koty są mądre, o tym nikogo nie muszę zapewniać. Wibrysy czyli wąsy, zastępują im oczy, a jeśli jeszcze ma kociego przyjaciela, to już kompletnie nie ma żadnego problemu.
Koty ślepe mają wyostrzone zmysły węchu i słuchu. My, żeby ułatwić im życie w nowym środowisku, staramy się tylko o to, by nie przestawiać w domu sprzętów i mebli, by miały wyuczone bezpieczne ścieżki poruszania.