Wreszcie upragnione wakacje czyli ekipa edukacyjna ma wolne do października!
Kocia Mama jako jedna z niewielu organizacji rytmicznie przeprowadza edukację i praca na tym polu trwa w sumie od 10 lat. Jesteśmy wytrwałe, systematyczne, dzięki sprawnemu planowaniu nie ma przestojów czy też wielu spotkań w jednym tygodniu.
Myślę, że dobra logistyka w układaniu zajęć ma przełożenie na wyniki.
Poszczególne lekcje podsumowywane są na bieżąco. Patrząc przekrojowo na te przeprowadzone w ubiegłym sezonie, efekt jest zadowalający. Tyle samo było dobrych co średnich, na palcach obu rąk można policzyć te trudne. Szkoły i przedszkola, które utożsamiają się z Kocią Mamą, zawsze wypadają świetnie. Zbierają duże ilości karmy bardzo dobrej jakości konsultując fundacyjne potrzeby z wice prezesową. Te, które starają się poznać naszą pracę albo zapewnić dzieciom atrakcję, zapraszając opiekunki z kotami, zbiórki organizują w miarę starannie. Najmarniej bywa w tych placówkach gdzie nie są dość jasno zidentyfikowane intencje spotkania.
Bywa, że powitanie jest tak dziwne, chłodne i mało przyjazne, iż automatycznie stajemy się ostrożne, zdystansowane, jednak nie przenosimy tych relacji na komunikację z dziećmi.
Momentalnie potrafimy zaakceptować i dostosować się do każdych warunków. Do perfekcji wręcz opanowałyśmy umiejętność przejęcia inicjatywy i dostosowania się do mało przychylnych okoliczności, w myśl założenia, że to dzieci mają wynieść edukacji największe korzyści.
Idea określona czytelnie: przekazać jak najwięcej informacji o mruczących zwierzakach, promować właściwe z nimi relacje i krzewić wolontariat.
Ogromną rolę odgrywają koty, to są nasi najsilniejsi sprzymierzeńcy. Pomagają przerwać nieśmiałość, nawiązać kontakt, zachęcić do aktywności.
Zwierzęta tak jak ludzie, a może nawet bardziej, dzięki wrodzonemu instynktowi wyczuwają emocje, napięcia, stresy. Dlatego mimo, iż pracującymi kotami są te zdrowe, łagodne i bardzo związane z opiekunami, niekiedy obserwujemy zaskakujące i nas zachowanie. Potrafią odmówić współpracy chroniąc się do kontenerów lub manifestować niezadowolenie ostrzegawczo pomrukując.
Dla Fundacji generalnie pracują te same koty. Podstawą ekipy edukacyjnej jest Renata zatem naturalne jest, że udział w zajęciach biorą jej prywatne koty. Kiedy mam możliwość wspierać Renię, wtedy zabieram moje koty – Leona i Iwana.
Zarówno moje jak i Reni futrzaki wymagają specjalnej troski i uwagi, z powodu ich problemów ze zdrowiem. Nasze koty w żaden sposób nie stanowią zagrożenia dla dzieci. Chronimy je z uwagi na delikatną psychikę, wrażliwość i mniejszą odporność. W przypadku tych kotów stres potrafi być czynnikiem powodującym chorobę.
Kilka razy wzbudziło zdziwienie moje dość stanowcze zachowanie, kiedy zabroniłam kontaktu z kotami zanim jeszcze zaczęło się spotkanie z dziećmi. Personel placówki, rzucił się bowiem do kontenerów i zaaferowany widokiem rasowych i niebanalnie umaszczonych kotów zaczął między okrzykami podziwu i radości wyciągać biedne zwierzaki, jakby były szmacianymi kukłami. Zawsze w takich sytuacjach dostaję furii i w kąt idzie dyplomacja. Kategorycznie zabraniam takiego zachowania apelując o odrobinę wyobraźni. Pytam z uśmiechem:
– Jakby pani się czuła gdyby jakiś wielkolud podniósł dach auta, w którym pani siedzi, wziął na ręce i zaczął ugniatać, tarmosić za ucho i wrzeszczeć głośno? Wpadłaby pani w panikę! Więc one też – wskazuję na koty – Tracą poczucie bezpieczeństwa, zwyczajnie się boją, proszę zatem je natychmiast zostawić, to żywe stworzenia a nie plastikowe zabawki. Koty będą pracować ale na naszych zasadach.
Przykre jest zachowanie tych ludzi, bo przecież niektórzy z nich też mają w domu koty. Traktują nasze ukochane mruczki jak bezduszne modele jednocześnie opowiadając jak jak ich prywatne są wrażliwe, rozpieszczone i delikatne. Takie zachowanie nie jest normą na szczęście, ale się zdarza, wspominam jednak o nim opowiadając jako dość przykrą anegdotę. Przeważnie konkluzją mojej opowieści jest zdziwienie, zdumienie, czasem niedowierzanie i dziwne na mnie patrzenie. Jednak świadoma wstrząsu, nie zamierzam odpuścić. Zawsze, kiedy powtórzy się takie zachowanie, czy mają ochotę czy nie, zostaną uraczeni historyjką o ludzkich liliputach i kocich wielkoludach!
Czasem zastanawiam się kogo bardziej edukujemy, dzieci czy dorosłych? Z pewnością mniej kłopotów i przykrości sprawiają nam ci mniejsi, ale biorąc pod uwagę mój temperament, dorośli na długo zapamiętują moje lekcje.
Teraz do października koty mają wakacje. My też odpoczywamy, gromadzimy pomysły i pomocne na zajęcia w nadchodzącym semestrze.
Dziękuję szefowej zespołu, dziewczynom pomagającym w transporcie, fotografkom oraz tym, które malują dzieciom buzie i rozdają prezenty. Zespół jest zgrany, kreatywny a co najważniejsze bardzo odporny psychicznie na wszelkie stresy, przykrości i niezapowiedziane awarie!