Idealnym rozwiązaniem i najlepszym sposobem walki z bezdomnością byłoby znalezienie domu dla każdego środowiskowego kota. Problem jednak polega na drobnym fakcie, iż nie każdy mruczek chce się udomowić, woli wieść życie kociego kloszarda. Kiedy jest młody, silny, zaradny komunikuje się z opiekunem zachowując bezpieczny dystans, jednak wraz z upływem lat i pojawianiem się ograniczeń eliminujących samodzielność, jego ostrożność i blokada przed człowiekiem ulega diametralnej zmianie, bowiem doskonale rozumie, że tylko troskliwy karmiciel jest szansą na przedłużenie życia.
Kot sam się nie wyleczy z kociego kataru, zapalenia ucha czy płuc. Sam także się nie odłowi i nie przetransportuje do kliniki. Zbawiennie jest wtedy działanie połączonych sił weterynarzy i opiekuna. Ubiegły rok nie był łaskawy dla kotów miejskich, z prostej przyczyny: nie został wprowadzony program ochrony zwierząt, zatem chore, stare koty przy dobrej opcji, kiedy miały okazję trafić do Kociej Mamy, mogły liczyć na leczenie a nie eutanazję, bo są nieekonomiczne.
Takich nieekonomicznych, starych, pokiereszowanych przewinęło się przez Fundację kilka.
Czasem, jak w przypadku Żaby, koszty sprowadzały się wyłącznie do operacji ratującej życie, ale taka sobie przeciętna Gburcia, generuje co rusz jakieś wydatki. Opiekująca się Nią Pani trafiła do Fundacji typową drogą, w wyniku interwencji, prosząc o pokrycie kosztów związanych z leczeniem. Tylko w przypadku starych kotów, a liczy Ona sobie ponad 17 wiosen ani leczenie, ani terapia, nie mówiąc już o profilaktyce, nie jest prostym aspektem. Hotelowanie podczas leczenia dzikie koty znoszą źle. Ograniczenia klatkowe, zapachy kliniki, odgłosy różnych zwierząt i urządzeń są czynnikiem ogromnie stresującym, a wiemy, że emocje lękowe negatywnie wpływają na zwierzę, spowalniając proces leczenia. Diagnostyka w przypadku takich kotów zaczyna się od badań geriatrycznych, by sensownie opracować drogę leczenia i wybranie właściwych leków. Kilka tygodni pomagałam kotce po raz pierwszy, teraz prośba o opłatę wizyty została ponowiona.
Mam świadomość, że to nie ostatni mój kontakt z przemiłą opiekunką troszczącą się o będącą, już niestety nie w kwiecie wieku, kotką. Sytuacja jest patowa, bo program nie obejmuje opieką podobnych kotów, a Kocia Mama sama nie udźwignie ciężaru związanego z zaopatrzeniem w odpowiednim pakiecie wszystkich starych, chorych kotów bytujących w mieście. Nie mogę udawać, że problem nie istnieje.
Staram się pomóc i ludziom, i kotom. W czasie, kiedy nie ma na pokładzie Fundacji małych smarków, mogę budżet przekierować na wsparcie dla tego rodzaju kotów, jednak liczę na zaangażowanie ich opiekunów, nie w kwestii finansowej, a transportowej, czasem z zapewnieniem bezpiecznej przestrzeni do pobytu na czas leczenia. Gburcia ma farta, ma oddaną Jej Panią, która bardzo uważnie monitoruje Jej stan zdrowia i żadnego niepokojącego sygnału nie ignoruje. Mimo wszystko trzymam kciuki za długie życie dla Gburci.