KotoManie zawsze wzbudzały ogromne emocje, było to tak nietypowe wydarzenie, że mało kto dostrzegał, rozumiał i doceniał ich sens, przesłanie, idee i wynikające bezpośrednio konsekwencje. To nie były tylko zwyczajne kolejne urodziny Fundacji, to było obserwowane przez całą Łódź przedsięwzięcie. Jak zwykle byli zwolennicy i przeciwnicy rzecz normalna, ale każda KotoMnia była przede wszystkim solą w oku dla innych, bowiem żadna organizacja nie pokusiła się o nawet próbę zorganizowania takiego wydarzenia, ponieważ nie dysponowała podobnymi mocami jak Kocia Mama.
Każde nawet najbardziej prozaiczne działanie opiera się na człowieku, w tym konkretnym przypadku na sprawnej, kreatywnej pracy wolontariuszy. Potęga Fundacji prezentowana była podczas każdej KotoManii, to nie tylko była kwestia prestiżu, to demonstracja kompetencji, synchronizacji, umiejętności pracy w zespole, ale i smaku, elegancji i szalonej kultury!
Każda była inna, w innej przestrzeni ale w nawiązaniu do naszego codziennego kociego działania. Każda miała swój niebanalny motyw przewodni, nietuzinkową scenografię i oprawę graficzną dzięki talentowi i fajnym pomysłom Emilki.
Każda była zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach, długie godziny spędzałam z Anią na sprawnym, skrupulatnym opracowaniu scenariusza. Na żadnej nie było dłużyzn, potknięć, pomyłek. Wszystkie szczegóły dopięte były perfekcyjnie: witanie Gości, obsługa szatni, obsada ekipy kiermaszowej, opieka na występującymi artystami czy przygotowanie bankietu. W tym jednym dniu to ja byłam gwiazdą, brylowałam, bo na ten dzień cały rok ciężko pracowałam!
Corocznie Gości było niewiarygodnie dużo, przybywali Przyjaciele, Sympatycy, nauczycielki ze szkół do których chodziłyśmy z kotami, ludzie uczestniczący we wspólnie prowadzonych projektach, nasze rodziny i każdy kto tylko chciał poczuć wyjątkową moc KotoManii.
Ta była ostatnią organizowaną w starej konwencji. Była inna od wszystkich poprzednich, spokojniejsza, mniej nerwowa, bardziej spontaniczna i szczera.
Nie wisiały tym razem w powietrzu dziwne emocje, nie widziałam uciekających przede mną spojrzeń. Było autentycznie radośnie, rodzinnie i nikomu kompletnie nie przeszkadzało, że Kaja tańczyła na scenie. Do pomocy włączyła się młodzież zaprzyjaźnionej szkoły podstawowej nr 33 i ta zmiana pomocników także okazała się strzałem w dziesiątkę. Postawa społeczna młodzieży kształtowana jest przede wszystkim przez prowadzących ich pedagogów i to od nich tylko zależy jak przebiega komunikacja z Fundacją i jak wykonywane są podjęte zadania. Ta młodzież spisała się na sześć z plusem. Energia i entuzjazm z jaką działali na Gali była godna podziwu. Wdzięczna jestem im za tą ogromną pomoc. Szczególnie ich nauczycielkom Justynie, Anetce i Renacie. Jestem pewna, że spod takich skrzydeł wyfrunie świetnie ułożona młodzież, empatyczna, aktywna społecznie, dobry materiał na wolontariusza.
Piszę w czasie przeszłym o naszej Gali ponieważ sytuacja w kraju zmienia się szalenie dynamicznie. Pandemia i covid przewróciły nasze życie do góry nogami ale i przewartościowały pewne aspekty życia totalnie. Patrzymy na codzienność z innej perspektywy, mocniej dostrzegając ulotność bycia w tej przestrzeni. Tym razem sami mamy autentycznie możliwość dostrzeżenia mądrość powiedzenia : życie jest ulotne korzystajmy z niego godnie!
Nie wiem czy i w jakiej konwencji odbędzie się kolejna. Ta w gościnnych murach Centrum Zajęć poza szkolnych nr 2 na razie zapisuje się jako ostatnia, magiczna, dwunasta czerwono- czarno – złota rocznica. Moje ulubione kolory, podkreślające czasem trącającą o magię intuicję. Ona mnie nigdy nie zawodzi, widzę rzeczy, które chcą przede mną ukryć, doskonale kojarzę fakty a bywa, że niektóre czasem delikatnie prowokuję pomagając wahającym podjąć decyzję.
Ze mną łatwo się pracuje, kiedy respektuje się uczciwie wzajemne ustalenia. Nie jestem sterowalna, ale jestem przewidywalna.
Ta KotoMania była utrzymana w tradycyjnej konwencji, składała się z tych samych elementów czyli występowały te same zespoły, był koci kiermasz, były podziękowania, gratulacje, wręczane statuetki no jak zwykle otrzymałam przepiękny bukiet róż. Tylko prezent był tym razem niebanalny, nie dość, że otrzymałam szalik kibica Orła i kartę wstępu na żużlowe wyścigi, to ogromną radość sprawiły mi dwa z pozoru zwyczajne kubki. Napisy na nich bowiem opisują dokładnie i dosłownie całe moje życie zarówno to prywatne, rodzinne, zawodowe i fundacyjne : żyj słodko i odetchnij! Dla takich chwil warto codziennie z tym samym zaangażowaniem, mocą i determinacją pełnić obowiązki szefowej Fundacji. Za tą ostatnią KotoManię za jej przebieg i organizację dziękuję z całego serca moim przekochanym najlepszym na świecie Wolontariuszom!