Każdego roku myślę, że nie może być piękniej ale zwykle okazuje się, że byłam w błędzie.
Teatr Pinokio, sobota, godz 18. Świętowałyśmy 11 urodziny Fundacji.
Od 17 witałyśmy Gości. Cztery wolontariuszki ucharakteryzowane na osiemnastowieczne lalki, w białych rajstopkach i czarnych pantofelkach, w przepięknych delikatnych koronkowych maseczkach i ja nawiązująca strojem do ich strojów, czerń łagodził tylko kwiatowy wianek z kocimi uszami. Emilka wystąpiła cała w ciepłej czerwieni w kontraście do mojej toalety, a konferansjerki ubrały się stosownie do reszty: Królewna spowita koronkami ze swoim bajkowym Jednorożcem. Widok był przepiękny.
Pomysł stylizacji zachwycił i zaskoczył wszystkich. Tym razem sprawnie, bez kolizji realizowałyśmy swoje zadania. Pierwszy raz nie gasiłam pożarów, auta zostały dobrze spakowane. Nie było najmniejszego chaosu, paniki czy zamieszania.
Każdy znał swoją rolę: Monika dyrygowała bankietem, Emilka budowała z młodzieżą z liceum na Wacława dekorację, Renata przygotowywała koncert.
Goście dopisali, sala pękała w szwach. Tylu Gości, Przyjaciół i Sympatyków nie było dotąd na żadnej Gali. Mimo iż KotoMania jest otwartą imprezą, przybyć może każdy nie tylko kociarz, to jednak od kilku lat jest w pewnym stopniu zamkniętą, zapraszam tych samych Gości oraz te same zespoły.
Idea Gali bardzo została przemodelowana. Podczas koncertu wróciłam pamięcią do tej pierwszej, organizowanej w Pałacu Młodzieży. Wtedy, akurat 8 marca musiał spaść śnieg, by sparaliżować pół kraju, ale ci, co chcieli być z nami, mimo to dotarli.
Boże, jak ja się bałam, że Krzysztof Kwiatkowski, ówczesny minister sprawiedliwości, w połowie Gali mi ucieknie. W Pałacu bowiem, kiedy się dowiedzieli, jacy goście nas zaszczycą, zaprosili do udziału masę artystów. Koncert trwał prawie 4 godziny! Miałam wrażenie, że artyści rozmnażają się za kulisami. Jednak po każdej gali odbywała się narada i burza mózgów. Eliminowałyśmy dłużyzny, poprawiałyśmy scenariusz, by koncert miał określony charakter ale nie był akademią ku czci.
Ta ostatnia była perfekcyjna.
Szybka, z humorem, prowadzona perfekcyjnie konferansjerka. Aneta z Renią to najlepszy duet na świecie. Przy okazji wręczania KotoManom statuetek, był czas na małe tematyczne anegdoty nawiązujące oczywiście do wydarzeń z nimi.
Były i koty. Tym razem nie popisał się tradycyjnie spokojny Iwan, inne miał plany na ten wieczór. Zdecydowanie odmówił współpracy zarówno Kasi jak i Dorocie, dopiero Renia znając kaprysy moich pupili, przyniosła go do mnie, by się wyciszył i uspokoił. Ta nasza relacja jest niesamowita. Mopik natomiast, co też dla Niego nie było typowe, tym razem nie beczał ze złości jak koza, tylko aksamitnym powłóczystym spojrzeniem żółtych ślipuchów wszystkich czarował. Jakby znał swoją rolę tego dnia, bo czesanie również przyjął bez najmniejszego sprzeciwu.
Był czas na życzenia, gratulacje, prezenty.
Prezes NIKu gratulował rodzinnej atmosfery, ale i tytanicznej pracy, Prezes Textilimpexu pod wrażeniem niebanalnego wolontariatu, a społeczniczka Iwonka-absolutna fanka Kociej Mamy, na tę Galę przybyła w towarzystwie swojej Mamy.
Wice prezydentowa Tomaszowa Mazowieckiego, Zosia gratulowała rozmachu, ale i przestrzeni na których działamy. Prywatnie miłośniczka kotów i od lat przyjaciółka Kociej Mamy.
Były życzenia od Kasi i jej Apsika, ciepłe słowa od Panter. Do wspomnień wracali wszyscy, w końcu to już 11 lat jesteśmy razem.
Ta Gala przejdzie do historii dzięki Czarnym Panterom, które rozpaliły publiczność brawurowym wykonaniem tańca przy dźwięku piosenki Babilon zespołu Boney M. Takiego szaleństwa dawno nie było na Gali, Goście bawili się świetnie, bili brawo, tupali do rytmu nogami, kto umiał by podkreślić nastój gwizdał na palcach.
Asystent Prezesa kręcił głową z podziwem.
– Na takiej Gali to ja pierwszy raz jestem.
– U nich tak zawsze – wyjaśnił Prezes NIKu – Ciepło, serdecznie, swobodnie ale elegancko i na wysokim poziomie.
– Wróćcie do nas za rok – poprosiła menadżerka Teatru, Marta – Nawet akustycy są w szoku, takiej imprezy nigdy nie obsługiwali.
Dla mnie oczywiście miłe są te recenzje, świadczą o szalonym profesjonalizmie i poziomie, na jakim pracujemy.
Jednak największą radość sprawiła mi obecność fundacyjnych dzieci i prezent od wolontariuszek: serce na dłoni.
W takiej chwili, mimo ogromnego szczęścia i satysfakcji z Fundacji przez głowę i tak przebiegała myśl: „Nikt nie wie ile razy zostało zranione to serce i odtrącona pomocna dłoń. Nikt nie wie ile razy zbieram cięgi, bo źle zostają odczytane moje intencje.” Tak mam, wiele puszczam w niepamięć, odrzucam złe zdarzenia, ale tylko ja mam wiedzę, jaką cenę płacę za to, jakie oblicze ma Kocia Mama.
Słowa Eweliny jeszcze jedna laurka:
– Muszę to powiedzieć: świętujemy dziś 11 lat Kociej Mamy, ale to także 11 lat rodzinnego życia, nigdy Iza przez te lata nie zapomniała jakie ma obowiązki wobec mnie, Miśka, Mikołaja i Maćka!
Rozczuliła nie tylko mnie, popatrzyłam na stojące obok dziewczyny, w ich oczach zaświeciły się łzy – to jeszcze jeden dowód na to, że moja społeczna praca ma sens.
A potem rozpoczął się bankiet. Tort, szampan, raz jeszcze życzenia, gratulacje, serdeczne słowa, pamiątkowe zdjęcia, rozmowy.