konsekwencja

Tej znajomości od samego początku towarzyszyła konsekwencja, choć wspólna aktywność została zaproponowana kilka lat temu przez bardzo młodziutką nastolatkę. Już wtedy byłam zdumiona dojrzałością formy pomocy, jaką wybrała dla fundacji. Czułam przez skórę, że ta deklaracja nie jest chwilowym kaprysem, a wynikiem głębokiego zaangażowania i odpowiedzialności.

To zdarzenie idealnie pokazuje, że wolontariat można realizować na wiele sposobów i nie zawsze musi on polegać na bezpośredniej, cyklicznej aktywności. Doskonale wiemy, na jak różnych płaszczyznach Kocia Mama realizuje swoje cele. Wiele z tych działań wymaga zaangażowania fizycznego, logistycznego i proceduralnego – zwłaszcza ode mnie. Często obowiązki, które przyjmuję na siebie w wyniku pomysłów innych osób, wcale nie ułatwiają mi życia. Wręcz przeciwnie, bywają kolejnym wyzwaniem do pokonania.

Z dorosłymi, samodzielnymi wolontariuszami nie ma żadnego kłopotu – współpraca przebiega sprawnie i bezproblemowo. Schody zaczynają się natomiast, gdy zgłasza się młodzież, której celem jest uzyskanie zaświadczenia potrzebnego do poprawy ogólnego bilansu ocen w szkole podstawowej.

Generalnie młodzież nie przykłada większej wagi do tego rodzaju dokumentów. To raczej rodzice, świadomi pozycji swojego dziecka w klasowej klasyfikacji, szukają dodatkowych sposobów, by wpłynąć na ocenę końcową.

Organizacje zazwyczaj unikają dodatkowych wyzwań, jakimi są dyżury nieletnich wolontariuszy – wspominałam o tym wielokrotnie.

Podczas zajęć edukacyjnych często rozmawiam o wpływie wolontariatu na rozwój osobisty, nie tylko u dorosłych, ale przede wszystkim u młodzieży. Dojrzały wolontariusz musi mieć świadomość, że podjęcie tej roli wiąże się z dodatkowymi obowiązkami, które wymagają systematyczności i pilności. Dlatego zawsze staram się pokazać całe spektrum wzajemnych zależności wynikających z pracy zespołowej. W fundacji nie ma miejsca na okazjonalne podejście do zadań – zaburza to rytm pracy zespołu, osłabia efektywność i wprowadza chaos.

Kornelia, zgłaszając się na wolontariat, zaproponowała coroczne wsparcie dla utrzymania domów tymczasowych. Świadoma swoich ograniczeń, ale także możliwości i predyspozycji, postanowiła systematycznie zbierać produkty, które dostarczała na koniec każdego kalendarzowego roku.

Jej wizyty, zawsze w towarzystwie mamy, stały się miłym rytuałem podsumowującym każdy rok. Kiedy pojawiła się po raz pierwszy, była małą, skromną dziewczynką. Zawsze grzeczna, spokojna i taktowna, opowiadała mi z wyważeniem o swojej szkolnej codzienności, marzeniach i planach.

Kiedy zamykałam kolejny rok działań Kociej Mamy, nadzorując bilanse i podsumowania, przemknęła mi myśl, że tym razem nie pojawiła się Kornelia. Ubiegły rok był niezwykle dynamiczny i pełen niekoniecznie przyjemnych wydarzeń, więc dopiero w połowie stycznia zaczęłam się zastanawiać, kiedy dziewczyny się zjawią.

To również rok, w którym – zgodnie z umową – powinnam wystawić Kornelii zaświadczenie o wolontariacie.

Tajemnica wyjaśniła się szybko. Ubiegły rok również dla Kornelii był wyjątkowo intensywny, tak bardzo, że nie zdążyła zaplanować spotkania z Kocią Mamą. Przez te wszystkie lata miałam Kornelię w pamięci jako małą dziewczynkę. Jakież było moje zdumienie, gdy tym razem pojawiła się młoda kobieta, wyższa ode mnie!

Scenariusz spotkania pozostał jednak niezmienny – podziękowałam za przyniesione produkty, przekazałam kalendarze, zrobiłyśmy pamiątkowe zdjęcie, napisałam reportaż. Na koniec, życząc sobie nawzajem tylko dobrych dni, umówiłyśmy się na kolejne spotkanie pod koniec tego roku.

Do miłego!