Mural stał się spełnieniem marzenia. Podejmując kroki, by osiągnąć wymarzony cel, nawet przez moment nie sądziłam, jakie będą reperkusje realizacji tego zamierzenia. To, że Łódź otrzymała miano miasta murali, wynika z faktu, że w tym miejscu przypadkowo mieszka sporo pasjonatów tej formy sztuki, którzy cenią jej niekonwencjonalność. Kiedyś, wiele lat temu, właściciel pustej ściany kładł się spać zupełnie nieświadomy, że jego budynek stał się celem szalonych grafficiarzy. Rankiem, budząc się i otwierając oczy, zaskoczony patrzył na dzieło sztuki, które powstało w nocy, całkowicie bez jego zgody na obraz i sposób jego wykonania. Kilkanaście lat temu, malunki zdobiące różne obiekty, z reguły prywatne, ponieważ nie posiadały monitoringu, powstawały w nocy. Ekipa składała się z kilku odzianych w kaptury i maski, trudnych do ewentualnej identyfikacji osobników, którzy w ekspresowym tempie tworzyli wspólne dzieło. Każdy doskonale wiedział za jaką część malunku odpowiada. Byli szybcy, sprawni, fantastycznie zgrani. Tworzyli dzieło i znikali, ponieważ wtedy takie zachowanie było z punktu prawnego klasyfikowane jako wandalizm, podlegający karze. Przez wiele lat służby porządkowe oraz mundurowe toczyły nierówną walkę z grafficiarzami, którzy w zależności od wybranego miejsca i wielkości projektu, działali indywidulanie albo w większej grupie. Jednak, jak to bywa w życiu, wszystko się zmienia, a wraz z tym ewoluują również kultura i obyczaje.
To, co kiedyś było karane, z biegiem lat stało się integralną częścią sztuki miejskiej. Wykonywanie prac nie niesie już za sobą sankcji, a przynosi zarówno całkiem niezłe zarobki, jak i prestiż w branży. Z biegiem czasu każdy z artystów wypracowywał swój unikalny, rozpoznawalny styl.
Z powstawaniem każdego muralu dzieje się dokładnie to samo, co w przypadku innych dzieł sztuki. Proces zaczyna się od kontaktu z wykonawcą, określenia zamówienia, a realizacja zależy przede wszystkim od właściwej interpretacji komunikatów ze strony zleceniodawcy. W moim przypadku miałam niesamowite szczęście, bowiem twórca muralu od razu zrozumiał cel, intencję oraz przesłanie. Kiedy wreszcie nadszedł koniec pracy, zadziało się coś niesamowitego, coś na co kompletnie nie byłam przygotowana i czego zupełnie nie oczekiwałam. Mural narobił nie tylko w Łodzi ogromnego zamieszania. Jednego dnia na portalu „Łódź zwana pożądaniem – przewodnik nie tylko po Łodzi” zdobył prawie 2 i pół tysiąca polubień. Takich wyników nie osiągnął żaden z łódzkich murali.
Publikując mural na portalu „Murale Łódź”, chciałam zachęcić miłośników tej formy sztuki do odwiedzenia ulicy Pryncypalnej. Nie miałam kompletnie świadomości, że tradycją wieńczącą każdy rok jest plebiscyt, w którym wybiera się najpiękniejszy mural roku.
200 prac powstałych w ciągu roku zostało sklasyfikowanych w 10 początkowych grupach. Z każdej z nich wybierano tylko jednego zwycięzcę. Ten proces trwał przez kilka tygodni, stopniowo redukując liczbę startujących. Początkowo zupełnie obojętnie, bez emocji i zaangażowania, przyswajałam informacje, że koci mural z głosowania na każdym etapie otrzymuje miano najpiękniejszego. Kiedy organizator plebiscytu poprosił mnie o krótką informację dotyczącą historii jego powstania, prześledziłam dane statystyczne kolejnych etapów. Wyniki analizy odrobinę mnie zaskoczyły, bo na każdym etapie wychodziłyśmy z grupy nie z minimalną, a z kolosalną przewagą głosów. Dopiero wtedy podskoczyła mi adrenalina, włączył się drzemiący hazardzista. Wolna od ograniczających blokad, zawsze kieruję się rozsądkiem, a każdą okoliczność umiem z perfekcją zaplanować.
W obliczu faktu, że do głosowania finałowego wyłoniono trzy murale, żarty się skończyły. Fundacja przestała traktować plebiscyt w kategorii zabawy, podjęłyśmy wyzwanie. Strategia była prosta: poprosiłyśmy o głos najbliższych, rodzinę, dzieci, przyjaciół oraz sympatyków i tych, którzy mieli kontakt z fundacją przy okazji adopcji, interwencji czy finansowania przez nas operacji ich prywatnych czy też środowiskowych kotów, którymi się opiekują na co dzień. Nie sądziłam, że taka zabawa, to będzie kolejny materiał do rozważania o ludzkim charakterze, lojalności i osobistej uczciwości.
Prośba, jaką pisałam do wszystkich była tej samej treści: „Hej, czy pomożesz nam w głosowaniu na najpiękniejszy mural w mieście? Trzeba wejść w post główny i wpisać hasło: Pryncypalna 54!”.
I tu się zaczyna kalejdoskop przeróżnych reakcji.
Generalnie były dwie. Jedni natychmiast oddawali głos, udostępniali dalej post i zachęcali swoich znajomych do aktywności w temacie muralu. Robili więcej niż prosiłam. To, że do walki rzuciły się wolontariuszki jest bardzo zrozumiałe. Skoro oficjele oraz włodarze miasta bardzo starają się skutecznie nie dostrzec, ile dobrego w przeróżnych aspektach życia publicznego, społecznego i miejskiego czyni Kocia Mama, w ten sposób chciały pokazać, że nas się nie da zlekceważyć.
Logistyka była i nadal jest moim ulubionym konikiem. Nigdy nie staję do walki bez planu i przygotowania kilku awaryjnych wariantów. Głosowanie i aktywność osób nam sprzyjających, momentalnie wysunęła nas na prowadzenie i to od razu dość zdecydowane. Ale, czujność i ostrożność to moje główne cechy, nigdy nie otwieram szampana w połowie rozdania!
Głosowanie trwało tydzień. Jakoś w połowie, zaczęłam odzywać się do znajomych, którym wypożyczałam sprzęt, kiedy chorowali ich podopieczni. Klatki łapki, kennele, finansowałam kosztowne operacje, pomagałam w leczeniu, w bezpłatnej kastracji czy sterylizacji.
Prosząc o głos na mural, sprawdzałam ich lojalność, przyznam otwarcie.
Żeby nie było złudzeń, wiadomość przeczytała każda osoba, do której ją wysłałam. I nic. Żadnej reakcji ani na nie, ani na tak.
Moja pomoc, o którą prosili swego czasu, przełożyła się na konkretną fizyczną lub finansową aktywność. Realizacja mojej prośby z ich strony sprowadzała się do poświęcenia zaledwie 30 sekund! Nie zdobyli się na to!
Koty są wszędzie. To nie jest frazes, lecz faktyczne, prawdziwe stwierdzenie. Bytują w ogródkach przydomowych, na działkach pracowniczych, w gospodarstwach rolnych i stadninach.
Pomagałam i pomagam tym kotom od ponad 25 lat. Kastruję, leczę, zapewniając dobrą kondycję tym, które buszują w stajniach pełniąc kocie misje. Nie będę przy okazji zwycięstwa analizować tego zjawiska, nie taki jest sens i zamysł. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie przekazała właśnie tym, którzy mnie zawiedli, że dostrzegłam ich brzydkie zachowanie.
Z pozoru zwykła zabawa w plebiscyt odkryła te cechy, które wcale nie przynoszą ludziom zaszczytu. Moja intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, ani w życiu prywatnym, ani rodzinnym, ani zawodowym. Jest to moja siła, ale i niekiedy zmora, bo szybciej widzę te fakty, które są nieuchronne, a które inni wszelkimi siłami bardzo mocno chcą ukryć.
Nie jestem zero-jedynkowa, zawsze rozważam wszystkie opcje, zanim wypowiem się w danej kwestii. Rzadko piętnuję, ale są sytuacje, które ukazują drugie, mniej ładne oblicze naszego charakteru. Nigdy nie zrozumiem bierności wywołanej zazdrością. Przecież wielu z tych, którzy stali pod muralem i piali z zachwytem, nie dokonali żadnego ruchu, który by się przekładał na jakiekolwiek konkretne wsparcie finansowe. Nic nie kosztował ich udział w ważnej dla Fundacji zabawie.
Noc przed zakończeniem plebiscytu była wielką mobilizacją miłośników muralu, który klasyfikował się na drugim miejscu. Natalia, która bardzo mocno działała wśród swoich znajomych, agitując i zachęcając do oddania głosu, była dość zaniepokojona szybkością, z jaką nas gonią.
Teraz przyszła pora na moje asy ukryte dotąd w rękawie. W ostatniej godzinie konkursu, do głosowania stanęła ekipa, której aktywności byłam pewna w 100%. Nie była to mała grupka, a gromada zapewniająca utrzymać przewagę. Oddawali głosy jedni za drugimi, lawinowo, dyskredytując resztę. Zwycięstwo było nokautem. 58% głosów oddano na koci mural Fundacji Kocia Mama.
Po tym dość przykrym dla niektórych wywodzie, wiele osób zada sobie pytanie, jak potraktuję tych, którzy ewidentnie nie dźwignęli zasad zabawy. Normalnie, jak zawsze do tej pory. Kiedy będzie taka okoliczność, pomogę w odpowiednim zakresie. Przecież byłoby małością z mojej strony karanie kotów za brak lojalności ich opiekunów. Głosowanie pokazało, że nawet ci, którzy uważają się za społeczników, kiedy nie mają dla siebie profitów, palcem bezinteresownie nie ruszą.
Życie społeczne codziennie przynosi nowe doświadczenia, a z pozoru błahe incydenty przekuwają się na oceny, które nie zawsze są powodem do dumy.
Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy głosowali na koci mural Fundacji Kocia Mama. Jesteśmy jedyną organizacją zwierzęcą w mieście, która ma swój branżowy mural. Nie tylko jest najpiękniejszy zdaniem miłośników murali, ale i największy pod względem wymiarów oraz najbardziej kolorowy, radosny z przeogromną ilości detali.
Dziękuję wolontariuszom, ich rodzinom, sympatykom, znajomym. Jesteście kochani grupą wsparcia nie do zdarcia!