koniec współpracy

Zbiegi okoliczności, te pomocne są typowe dla Kociej Mamy. U nas nic się nie dzieje bez powodu, ważnej przyczyny czy pomocnego zdarzenia.
Od pięciu lat grupa autek, czyli fundacyjnych kurierów systematycznie, cierpliwie i sumiennie rozwoziła wyprawki nie tylko dedykowane kotom. Od momentu, kiedy zmieniłyśmy delikatnie statut, fundacja weszła w działania pomocowe również na rzecz ludzi. Stypendium imienia Pitusia, to tylko jedna z najbardziej prestiżowych aktywności. Równolegle zbieramy nakrętki wspierając dość mocno od kilku lat rehabilitację Marcelka, a o pomocy biednym osobom związanym z Kocią Mamą było dotąd dość cicho, bo przecież ubóstwem raczej się nie epatuje.
Wdzięczna jestem ogromnie menadżerce Iwonce, że wytrzymuje ze mną – pedantycznym pracoholikiem, osobą, która wszystko stara się załatwić natychmiast w trybie od ręki.
Uczymy się wspólnej pracy, ja pędzę, ona hamuje i jakoś to fajnie bez kolizji większych funkcjonuje.

Przez te wszystkie lata, w wyniku udziału w ogólnopolskim programie o niemarnowaniu żywności, wykonałyśmy tytaniczną pracę. Codziennie odbierane były produkty drugiej jakości, ale jeszcze z datą ważną do spożycia i wolontariuszki sortowały paczki, pamiętając o diecie żywieniowej, ulubionych smakach, preferencjach wobec dzieci. Wszyscy przyzwyczaili się do tego obowiązku. Nie było żadnej przerwy w odbiorze i dostawach. Kiedy miałam wakacje, obowiązek całkowicie spadał na fundację.

Patrząc perspektywicznie warto było się angażować, bowiem produkty wspierały nie tylko ludzi fundacji i ich bliskich. Wojna w Ukrainie wygoniła z kraju tysiące ludzi. I im pomagała Kocia Mama stawić pierwsze kroki w nieznanym kraju pośród obcych ludzi. Nikt z wolontariuszy nie miał żalu, że i z uchodźcami się dzielimy. Taka jest moja kocia gromada, empatyczna, pomocna, solidna.

Fundacja od samego początku spełniała zapisy wynikające z dwustronnej umowy, między Kocią Mamą a darczyńcą, czyli firmą Carrefour Polska. Dziewczyny szczęśliwe, że mają ulgę w budżecie, przerabiały warzywa, owoce, ryby. Każda gospodyni prowadząca normalnie dom zdaje sobie sprawę jakie wydatki generuje na nawet skromne codzienne życie. Pamiętając o fakcie, że większość członków fundacji, to osoby starsze, emerytki i w związku ze stanem zdrowia, każda złotówka jest przed wydaniem uważnie oglądana, dość liczna jest również grupa samotnych matek wychowujących dzieci, pomoc z marketu była mocnym wsparciem.
Miałam świadomość, że odbiory dostarczają więcej zadań mnie, moim bliskim i kurierom, jednak efekty i korzyści wynikające z nich, były dla wszystkich ważniejsze.
Domy się cieszyły wymieniały przepisami, kurierzy dostarczali, a ja zgodnie z ustaleniem pisałam laurki dla firmy.

Nic nie zapowiadało zmiany. Jednak w wyniku bliżej nieokreślonych decyzji, nagle odstąpiono od umowy. Zachowałyśmy się tradycyjnie, wręczyłyśmy w ramach podziękowania i zakończenia wspólnej aktywności kocie kalendarze i Iwonka rozpoczęła szukanie nowej firmy.
W życiu tak bywa, nic nie jest dane na stałe, kiedyś wszystko ulega zmianie. Tak odbieram i tę sytuację. Nawet powiem szczerze z uwagi na mój stan zdrowia, drobna przerwa w tego rodzaju działaniu jest mi szalenie na rękę. Sama nie podjęłabym decyzji o rozwiązaniu, wiedząc jak istotna jest to pomoc dla moich kochanych wolontariuszy. W trosce o moje zdrowie, o zapewnienie mi czasu na zadbanie o siebie, zatroszczyła się sama Opatrzność. Musimy mieć świadomość, że kosmos to nie tylko planety, słońce, księżyc, że oprócz zjawisk, które umieją zdefiniować fizycy, chemicy, matematycy, jest przestrzeń, którą określają jako metafizyczną. Odpowiedzialna za wszelkie sytuacje, wydarzenia, których nie uda się wytłumaczyć za sprawą szkiełka i oka.

Tak zadziało się i teraz. Ktoś, tam w trosce o mnie, o losy kotów, o pracę fundacji zafundował mi przymusową przerwę, bym skupiła się na tym, co przez długi czas odkładam na bok.