komunikacja z darczyńcami

Mało kto ma świadomość, że wybór tematów pisanych przeze mnie reportaży nie jest w żaden sposób przypadkowy, a bardzo często nie dość, iż nawiązuje do wydarzeń zachodzących w fundacyjnej przestrzeni, to inspirowane są sugestiami wolontariuszek. Toczące się obok nas życie i sytuacje, które bezpośrednio lub nie, w pewien sposób nas dotykają mając na uwadze branżę kocią, zamiast agresji czy ataku przekładają się na konkretne sugestie. Ludzie czytają, to co mamy do powiedzenia, ile z tych wiadomości skutecznie ze zrozumieniem przyswoją, nie mnie to osądzać, jednak pewne konkluzje same się nasuwają i zaniedbaniem z mojej strony byłby ich przemilczenie. Zacznę nie od kociarzy, czyli opiekunów i tych adoptujących, a od ludzi, którzy tworzą poszczególne organizacje.

Każda i to dosłownie bez wyjątku, ma za OBOWIĄZEK dokumentować wszystkie wydatki, szczególnie te, które finansowane są poprzez zbiórki czy akcje pomocowe. Jeśli darczyńca dokonuje wpłat bezpośrednio na konto, tak jak w przypadku tych dla Kociej Mamy, wniosek nasuwa się sam: zna nasze najważniejsze zapisy statutowe, całkowicie je popiera wiedząc w jaki sposób wsparcie spożytkuję.
Ale jest i druga, o wiele większa i z szerszym zasięgiem grupa, która pomaga, a mianowicie kociarze aktywni w zbiórkach zakładanych przez Iwonkę na poszczególnych portalach. Jako fundacja działająca w formie non profit, posiadamy określone przywileje, ale i obowiązki, które wpisane są automatycznie. Najważniejszym jest całkowita i szczegółowa informacja o naszych wydatkach, których nie nadzoruje żadna osoba z fundacji, a zewnętrzne niezwiązane z organizacją biuro księgowe. Jako szefowa mam bezwzględny obowiązek wyjaśnienia każdego ewentualnego zapytania o dany zakup. Nie wolno mi się gniewać, obrażać czy odmówić. Są to pieniądze społeczne, więc każdy ma prawo do poznania zasadności wydatków.

Innym, jeszcze bardziej kontrowersyjnym tematem są niestety zbiórki na portalach pomocowych. Możliwość zaistnienia na nich i proszenia o wpłaty jednocześnie obliguje zbierających do publikacji na żądanie darczyńcy bądź osoby obserwującej zbiórkę, faktur dotyczących tejże akcji, ale i odpowiedzi na pytania oraz wyjaśnienie niejasności. W przypadku, kiedy gromadzi się pieniądze na społeczne działanie, naganne jest uchylanie się od konkretnej odpowiedzi. Automatycznie budzi to niepokój darczyńców oraz podważa intencję i co gorsza prawdomówność zbierających. Utrata wiarygodności utrudnia działanie szczególnie, kiedy organizacja nie jest stabilna finansowo. Złość i agresja, są złym doradcą. Nie wolno atakować potencjalnych pomagaczy, nie każdy musi znać kuluary pracy społecznej, jej formy i normujące aktywność zasady. Doskonale rozumiem, iż nie wszyscy potrafią otwarcie rozmawiać o pieniądzach, w pewnych kręgach z nonszalancją panuje przekonanie, że wręcz nie wypada. Jest to totalna bzdura ludzi o przerośniętym ego, kierujących się dziwną egzaltacją intelektualną. Niestety pieniądze są wyznacznikiem nie tylko kondycji, ale przede wszystkim mocy sprawczej podejmowanych interwencji. Z bankrutem nikt nie chce wchodzić w żadne interakcje, zawsze istnieje ryzyko, iż niewypłacalność przyniesie klinice znaczne straty.

Bardzo małą uwagę osoby powołujące do życia organizacje przykładają do opinii. Na nią niestety składają się wrażenia, dziwne sytuacje, ale także forma w jakiej komunikujemy się z darczyńcami. Agresja, kłótliwość oraz wulgarna komunikacja to niestety przejawy bezsilności. Tylko człowiek przyparty do muru, niebędący w stanie przedstawić mocnych argumentów sięga po atak. Jest to normalna forma manipulacji zmierzającej do odwrócenia istoty problemu.
Zwyczajowym i rutynowym postępowaniem jest, iż po każdej zakończonej zbiórce, Iwonka, bo to tylko ona nadzoruje te projekty, natychmiast informuje darczyńców o sposobie wykorzystania darowizny. Doskonale wiemy, że w obecnych czasach, nie tylko z powodu wojny, trudniej funkcjonują poszczególne organizacje, jednak nie ma nic gorszego niż blokada informacyjna, ona przynosi więcej strat niż korzyści. Wiele osób monitorujących działanie innych, często z powodu charakteru działaczek, czyli pieniactwa, skłonności do awantur czy wręcz napastliwego dialogu, nie podejmuje dyskusji, jednak wrażenie przekłada się na analizę i konkretne wnioski, nie zawsze pozytywne.

Będąc obecną w przestrzeni pracy społecznej od ponad 20 lat, nigdy nie byłam na tyle butna i krótkowzroczna, bym rzucała słowa i obietnice na wiatr albo straszyła kociarzy zemstą swojej siły sprawczej. Tylko spokojny i rzeczowy dialog, w każdej nawet trudnej czy kłopotliwej sytuacji jest jedyną, słuszną i godną formą komunikacji. W życiu, szczególnie kiedy działamy w obszarze zwierząt środowiskowych prowadzimy interwencje nie zawsze tylko proste, czasem poprzeczka podniesiona jest znacznie wyżej niż zazwyczaj i konieczne są decyzje adekwatne do skali ich trudności. Pomagając zwierzakom zawsze musimy być przygotowani na nieoczekiwane wydarzenia. Nie ma tylko typowych i łatwych. Czynnik X odpowiada za rozmaite kolizje, nie zawsze sprawdzają się rutynowe, typowe rozwiązania. Natomiast zawsze powinniśmy kierować się podwyższoną ostrożnością z troski o los zwierząt, ponieważ sami na siebie nakładamy te ograniczenia i obowiązki zabierając je z ich środowiska. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, nie czyńmy więc go tym, których przecież kochamy!