Przyjechała do nas dokładnie dwa tygodnie temu. W Puszczy Piskiej została zgrabnie przeprowadzona akcja odłowu kociej rodziny. Mieszkańcy pewnego ośrodka pod dowództwem doktor Anny bezkolizyjnie, błyskawicznie, sprawnie złapali matkę i trzy smarki.
Pakiet trafił w najlepsze ręce znakomitego „oswajacza”, to oprócz leczenia moich futer jest dodatkowym hobby ulubionym mojej przekochanej doktor Anny. Żaden ze współpracujących z Fundacją lekarzy nie może się pochwalić podobną ilością zsocjalizowanych kotów.
Jestem pewna, że obie stanowimy najlepszy duet kocich „oswajaczek” i nauczycielek dobrych manier. Często wymieniamy wrażenia, spostrzeżenia, dzielimy się uwagami, wszystko to czynimy w sumie dla dobra tych na początku ze strachu atakujących i drapiących. Fajnie jest kiedy syczą z obawy przed dotykiem, gorzej kiedy bez ostrzeżenia gryzą. Na szczęście dla nich, obie świetnie umiemy przewidzieć ich reakcję i tak poprowadzić komunikację, by nas ludzi przestali postrzegać jako wrogów. Mało kto chce adoptować dzikiego wiszącego pod sufitem kota, wspinającego się z przerażenia po kotarach szukającego drogi ucieczki. Nikt nie chce kota brudzącego pod kanapą czy w szafie, dlatego dla ich dobra z uporem pokazujemy im jak fajne jest życie z kochającym opiekuńczym człowiekiem. Młode i małe szybko przełamują opory, to samo dotyczy matek styranych tułaczym życiem, jednak bywa i tak jak w tym przypadku, opornej na wszelkie bodźce czarno- białej piskiej kici.
Dwa tygodnie kotka pokazywała swoje sztuczki, potrafiła wyjść z zamkniętej klatki i przez cały dzień być niewidoczną. Mam kotkę ducha- śmiała się Ania. Jedzenie znikało, kuweta była w użyciu, ale nigdzie nie było nawet najmniejszego śladu świadczącego o obecności kota!
Tak minął tydzień. Trzeba ją wyciąć, może złagodnieje i rozumu nabierze- ustalałyśmy plan.
Tylko jak ja ją złapie, jestem w stresie, nigdzie jej nie ma. Pokój dla pewności zamykam na klucz, ona jest niebywale przebiegła i cwana. Przyszłość kotki nie dawała nam spokoju. Nie mogą się obie z doktor bawić w kocie podchody. Postanowiłam, słuchaj, jak masz ją wypuszczać w jakiejś enklawie, niech wraca do Rybitwy.
Zna tereny, przeżyła tam przynajmniej 3 lata, wychowała dwa mioty czyli umie sobie w tamtejszych okolicznościach radzić.
Powiedz jej to jak pójdziesz wieczorem karmić- rzuciłam żartem, może przemyśli i wyciągnie właściwe wnioski!
Tradycyjnie, wieczorem Anna poszła diablicę nakarmić, nie wiem co jej nagadała, najważniejszy jest fakt, że rano kotka grzecznie siedziała w kennelu i bez protestu dała się zapakować do kontenera!
Połowa sukcesu za nami, cieszyłyśmy się jak dzieci.
Kiedy niesforna kotka dochodziła do siebie po zabiegu, my szykowałyśmy jej posag na nową rzeczywistość. Rodzić już nie będzie, więc zdjęty z niej został problem walki o swoje małe. Teraz, by obie mogłybyśmy spokojnie spać, musiałyśmy się zatroszczyć o ciepły kąt i pełną miskę.
Do puszczy kotka wyruszyła z posagiem. Dostała ciepłą, styropianową budę, worek super dobrej karmy i kilka pudeł smacznych saszetek. Michał wykonał unikatowy podajnik suchej karmy, który ustawiony został na werandzie, w miejscu którym kotka była dotychczas karmiona, obok stanęła ocieplona buda, a Anna nominowała osobę mieszkającą tam na stałe, by codziennie kotce saszetkę podawała.
Ania z Michałem spokojnie mogą wracać do Łodzi. Uważam, że w danej sytuacji podjęliśmy we troje najlepszą decyzję, bo przede wszystkim w oparciu o sygnały, które przekazywała nam kotka. Wróciła do siebie, w znane rewiry. Oddalona od wielkomiejskiego życia, zaszyta w bezpiecznej znanej jej puszczy, może spełniać kocie misje. Dobry, rozsądny opiekun, zawsze powinien się kierować przede wszystkim kocim dobrem, obserwować futrzaka, analizować jego komunikaty i wyciągać wnioski ale ze wskazaniem dla dobra kota. Żyj mała sobie tam wolna, przez nikogo i nic nie krępowana, dzięki tobie Kocia Mama była zmuszona otworzyć kolejną kocią enklawę.