Już wkrótce sympatycy fundacji będą mogli poznać życie kotów, które zostały skrzywdzone nie tylko przez los, ale i ludzi nieokiełznanych w swoim dążeniu do zdobywania pieniędzy kosztem ich zdrowia i psychiki. Człowiek jest istotą zarazem wielką poprzez heroiczne czyny, ale i małą jednocześnie, kiedy jego największym marzeniem jest zdobycie majątku za wszelką cenę, nie patrząc na ofiary czy skutki uboczne.
Będąc szefową kociej fundacji, generalnie skupiam się na ratowaniu środowiskowych, pomagam opiekunom i karmicielom zmieniać dość przykrą kocią rzeczywistość. Umiem ze spokojem przyjąć wyroki losu, jeśli nawet odchodzi mały słodki kociak. Jak twierdzę od zawsze, nie mamy najmniejszego wypływu na to, co zapisane jest w ludzkich i kocich gwiazdach. Przeznaczenie, Los a czasem Fatum ciąży zarówno nad człowiekiem jak i nad kotem. Nie raz ze złością zaciskałam pięści, kiedy umierał kociak wbrew jakiejkolwiek logice. Nie chorował, był aktywny, zaszczepiony, kładł się spać a rano był już za TM.
Opiekując się środowiskowymi, ile się uda oddajemy do adopcji, leczymy, sterylizujemy. Jednak nie tylko koty określane mianem dachowce albo jak ktoś woli europejskie, znajdują w Kociej Mamie schronienie, rasowce stanowią dość znaczną grupę. Niestety nie są one przyjmowane sporadycznie, każdego roku minimum około 20 kotów przeróżnej rasy przekazywanych jest do fundacji. Przyczyny są różne, generalnie jedna zawsze powtarzająca się to nagła niedyspozycja lub choroba. Nikt nie pozbywa się pięknych przynoszących dochód kotów, oddają nam bez zmrużenia oka te, które mówiąc wprost, się zepsuły. Rasy hodowlane są często dość mocno modyfikowane genetycznie, ludzie ingerują bezlitośnie i bez skrupułów przeważnie w ich wygląd, im bardziej dziwaczne, tym droższe i niestety za tym idzie popyt szczególnie u zmanierowanych snobów. Mam świadomość, że mocne padają słowa, ale taka niestety jest prawda. Mało kto wie, że krótsze nogi czy pozakręcane uszy lub ich całkowity brak, to nie tylko zmiana wizerunku, ale przyczyna bólu i częstych infekcji.
Każda rasa wytworzona przez człowieka ma swoje skazy. I tak Maine Coon i Ragdoll, to duże koty o małym niestety sercu. To właśnie monitoring serca gwarantuje dobrą kondycje i długie lata życia. Wiedząc o tym zapewniłam moim prywatnym kotom, oczywiście odebranym z pseudohodowli, dobre długie życie. Leona pokonał rak w wieku 16 lat, a Zośka mimo 19 lat cieszy się dobrym zdrowiem.
Brytyjczki natomiast mają skłonność do wytwarzania kamieni w pęcherzu. Hodowcy sprzedając zwierzę pomijają świadomie informację o ewentualnych takich problemach. Kuriozalne jest to, iż bez zmrużenia oka nabywamy słodkie kociątko za 5 tysięcy złotych, ale kiedy się po latach „zepsuje” oddajemy bez wahania nie bacząc na razem spędzone lata. W Kociej Mamie, w wyniku drastycznych decyzji hodowców, bawię się w dobrą wróżkę spełniającą marzenia. Żadnej z nas tu pracujących nie przyszłoby do głowy wydać kupę kasy na zakup rasowca, ale kiedy przyjmuję na przykład Devon Rexy czy Sfinksy, zawsze pierwszeństwo mają w adopcji wolontariusze, takie prawo panuje od samego początku. Adoptują chore, a leczone są rozmaicie albo przez fundację, albo koszty ponoszą same, wdzięczne, że mają te wyśnione.
W przyszłym roku przekażemy sympatykom przepiękny kalendarz będący jak zwykle cegiełką, a modelami są w nim koty rasowe. W kilku reportażach opowiem o drodze tych pięknych chorych miziaków do Kociej Mamy, o tym jak wojna przekuła się na los „produkowanych” masowo w Ukrainie Sfinksów zwanych Elfami, jakie trudności mają w związku z tym hodowcy Devon Rexów i jak ta sytuacja wpływa na polski rynek.
Przeważnie naiwny laik przyjmuje z wiarą słowa hodowcy, a ja obecna w tej branży od ponad 25 lat na wylot znam mechanizmy rynkowe jakimi kierują się hodowcy. Tu nie ma miejsca na sentyment, na skrupuły, na bycie fair play, tu wszystkie ruchy, zadania i czynności mają przynieść określoną korzyść.
Jako jedna z niewielu, w nosie mam piętnowanie administracyjno-karne hodowców. Nie mam na to czasu, energii, emocji. Trwanie godzinami w sądach, nie zmieni w żaden sposób mentalności tych ludzi, nie zmusi ich do zaniechania „produkcji” nie zawsze zdrowych osobników, a mnie postawi w tym samym rzędzie co durnych pieniaczy, którzy dla kilku chwil w mediach skażą koty na eutanazję.
Świat jest plugawy, nie bójmy się tego określenia. Dopóki z radością będziemy kupować w tańszej, okazyjnej niby cenie z koty z defektem, dopóty hodowcy cynicznie będą prowadzić swój biznes. Sytuacja jest chora. Nie zawsze koty rasowe kupują osoby świadome, że sztuczna rasa jest bardziej wymagająca pielęgnacyjnie, dietetycznie i medycznie, a to są określone dość znaczne koszty. Małe kociątko szybko staje się dorosłym kotem i kiedy zaczynają się kłopoty ze zdrowiem, nagle budzimy się przerażeni jakiego poziomu koszty się wiążą z leczeniem.
Wdzięczna jestem z całego serca sympatykom fundacji, iż rozumieją moją rozterkę, że nie umiem tym biednym cudakom odmówić pomocy, że staram się o nie walczyć jak za moje kochane dachowce.