Kocie losy

Koty to temat – rzeka. Opiekując się nimi od ponad 20 lat, miałam okazję prowadzić przeróżne interwencje. Nie wszystkie były łatwe i miłe, jednak z każdej wyciągnęłam wniosek, mający na celu uniknięcie przykrych sytuacji, szczególnie dla kota. Tak, nie pomyliłam się ani odrobinę, w ten sposób stawiając tezę, trzeba bowiem pamiętać, że wiedza o Fundacji i jej pracy nie dotyczy wyłącznie branży kociej, ale przenosi się na inne kręgi miłośników futer. Będąc szefową mruczącej organizacji, automatycznie mam kontakt nie tylko z osobami zajmującymi się kotami środowiskowymi.

Szukają u nas pomocy również ludzie nagle obdarowani niechcianymi pupilami albo ci, którzy kupili za duże pieniądze rasowego, a kiedy zmienia się sytuacja życiowa lub zwierzak zachoruje, zastanawiają się, jak uciec od kosztów związanych z leczeniem.
Z pozycji szefowej, klasyfikując prowadzone interwencje, dzielę je na typowe, związane z kotami rasy europejskiej czyli popularnie zwane dachowcami, i rasowe.
Nie analizując motywów, przyczyn i okoliczności, nie mam zamiaru oceniać tych, którzy kupują zwierzęta rasowe, jednak zawsze podkreślam, mając w pamięci przykłady konkretnych interwencji, aby przed zakupem wymarzonego pupila przyjrzeć się bliżej jego dokumentom czyli przeanalizować certyfikat genetyczny oraz zapoznać się w prasie branżowej, jakie są wymagania danej rasy, szczególnie żywieniowe, pielęgnacyjne i charakterologiczne. Każdy przeciętny człowiek posiada niekoniecznie prawdziwą wiedzę na temat dwóch podstawowych, najczęściej żyjących w domu zwierząt, a mianowicie, panuje teoria, że psy da się ułożyć, a koty zawsze chodzą swoją drogą.

Nie jest tak jednak do końca. Nie jestem specjalistką w temacie psów, więc ten temat pomijam, ale żyjąc z kotami od zawsze, muszę te poglądy zweryfikować.
I znowu niestety trzeba analizować temat, dzieląc koty pod względem rasy. Co do wolnych, przysposobionych do życia z nami, zawsze kwestia ich charakteru i stopnia socjalizacji z człowiekiem jest niestety loterią, chyba, że są to koty wychowane od maleńkości przez opiekuna. Mają one wtedy do nas bezgraniczne zaufanie. Z tymi młodymi, złapanymi podczas interwencji, bywa różnie. Mogą przykładnie żyć z resztą stada, a ludzi unikać, a może być odwrotnie.
Od pewnego czasu w Fundacji pojawiły się koty rasowe, szczególnie te, które były nieuleczalnie lub przewlekle chore i wymagające stałej medycznej opieki albo z problemami psychicznymi, jak na przykład Leon czy Princessa, kwalifikujące się do długiej terapii socjalizacyjnej.

O ile w przypadku tych ostatnich sprawę rozwiązała zmiana miejsca zamieszkania i opiekuna, o tyle w przypadku dość często przyjmowanych kotów rasy brytyjskiej, falowo pojawiały się koty z problemami z kamicą w pęcherzu. Kupujący nie posiadali elementarnej wiedzy odnoście żywienia tych kotów i faktu, iż złe automatycznie przekłada się na problemy urologiczne. Te koty mają taką osobniczą skłonność, tak jak słabe serce w przypadku maine coonów czy ragdolli.
Dodatkowo nowi opiekunowie zachwycenie wyglądem, kolorem futra i oczu, kompletnie nie zwracają uwagi na zapis w rodowodzie, w którym są bezcenne informacje na temat kociego drzewa genealogicznego, w którym to zapisani są wszyscy przodkowie w linii prostej od czterech pokoleń.

W przypadku ludzi, zbyt bliskie „krzyżowanie” krwi i genów ma wpływ na powtarzającą się cechę charakterystyczną w wyglądzie, jak na przykład orli nos, odstające ucho, wyłupiaste oczy czy powiększona warga. Dotyczyło to szczególnie rodów panujących, kiedy zawierano małżeństwa, mając na uwadze między innymi zachowanie kontroli nad majątkiem rodzinnym.
W przypadku kotów, szczególnie rasowych, zbyt bliskie krycie, w ramach niemalże tych samych osobników, niestety, ale bardzo mocno zaburza odporność na wszelkie choroby, a co więcej, jest przyczyną wielu wad genetycznych, czego kuriozalnym przykładem jest przejęty w lutym ragdoll. Kot, nie dość, że był wnętrem, to jeszcze jest niewidomy na jedno oko. Trafił do Fundacji, ponieważ był niesprzedawalny!

W lutym także przejęłam Lilkę, w starym domu miała oczywiście inne imię. Kotka trafiła do nas z typową dla ragdolli przypadłością, a mianowicie kamieniami w pęcherzu.
Intuicyjnie czułam, by zbytnio nie drążyć tematu. Podpisano mi zrzeczenie się kota i zamknęłam tamten rozdział życia Lilki. Po operacji i rehabilitacji, zamieszkała z moimi futrami. Kiedy wreszcie znalazłam czas, by przejrzeć książeczkę zdrowia, wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję, zabierając ją z poprzedniego domu.
Kotka ma sześć lat, nie cztery, a ostatnie szczepienie i odrobaczenie miało miejsce w 2020 roku. Rodowód, sygnowany Polską Federacją Felinologiczną nie pozostawia złudzeń, jak w praktyce hodowcy stosują się do dyrektyw określających poprawne rozmnażanie.

Na przestrzeni ostatnich 3 lat tylko Kocia Mama przyjęła i zoperowała pięć kotów rasy brytyjskiej, każdy z problemem kamicy w pęcherzu. Ta informacja powinna być ostrzeżeniem i wskazówką dla potencjalnych kupujących. Z kotami rasowymi, tymi, które nie były psychicznie skrzywione, jest jedno szalenie ważne ułatwienie, one wszystkie są mega łagodne. Te koty nie posiadają w sobie żadnej agresji, są ufne i bardzo szybko odnajdują się w nowej przestrzeni, mimo, iż niektóre mają nawet kilkanaście lat.