Kocie atrakcje

Rodzice starają się zapewnić swoim pociechom rozmaite atrakcje, oczywiście biorąc pod uwagę wiek, zainteresowania, predyspozycje osobiste oraz zdolności dziecka. Świadomość jego możliwości pomaga zaproponować rozrywkę adekwatną do etapu rozwoju.

I tak – pięciolatkom nie proponujemy wyjścia na film wymagający czytania dialogów, a dziecka z lękiem wysokości nie zabieramy na karuzelę zwaną diabelskim młynem. Każda niespodzianka powinna być dobrze przemyślana, a na pierwszym miejscu zawsze należy stawiać dobro dziecka, a nie własne ambicje – zwłaszcza te, które podnoszą mu niepotrzebnie poprzeczkę i zmuszają do podejmowania wyzwań, które je ewidentnie przerastają.

Rozsądny rodzic powinien uczciwie ocenić umiejętności swojego dziecka, ponieważ zbyt wygórowane oczekiwania zamiast radości z prezentu przynoszą jedynie frustrację, obniżoną samoocenę i rozczarowanie.

Wielu terapeutów, psychologów i psychiatrów jest zdania, że za dziecięce traumy w dużym stopniu odpowiadają właśnie rodzice, rówieśnicy oraz nauczyciele.

Dziecko należy chwalić, motywować, dodawać mu otuchy i wiary we własne możliwości. Nie powinno się stawiać mu za wzór dzieci znajomych czy kolegów – w ten sposób nigdy nie zbudujemy zdrowej, opartej na zaufaniu relacji. Dziecko będzie czuło, że nie jest dla rodzica najważniejsze, a jego wysiłki nigdy nie są wystarczające.

Oczywiście, we wszystkim warto zachować tzw. „złoty środek” – tak, by mądrze kształtować młodego człowieka i uczyć go, jak właściwie rozumieć oraz akceptować swoją osobowość.

Odwiedzając placówki oświatowe, zawsze prowadzimy wykład w taki sposób, by odbiorcy w każdym wieku rozumieli wypowiadane słowa. Wolontariuszki, zanim wyruszą na spotkanie, starannie dobierają strój – zazwyczaj sięgają po elementy garderoby, które automatycznie kojarzą się z kotami.

Blanka zakupiła sobie nową kolekcję ubrań z kocim motywem i każdego dnia wybiera coś odpowiedniego do panującej aury. Katarzyna i Natalia chętnie noszą kocie spodnie, bluzki w łapki oraz jednoznacznie kojarzącą się biżuterię.

W ostatnim czasie, z uwagi na osobistą tragedię, miałam przerwę w prowadzeniu zajęć. Jednak kiedy już się pojawiam, wyglądam jak żywa reklama producentów kocich akcesoriów. Dzieci są zachwycone – nie tylko kolorową kocią bluzką czy sukienką, ale też wisiorkami, kolczykami, zegarkami, a nawet butami, torebką czy skarpetkami.

Nasz „strój roboczy” zawsze, niezależnie od okazji, nawiązuje do misji Fundacji. Dzięki temu jesteśmy rozpoznawalne, spójne i właściwie odbierane przez otoczenie.

Spotkania z dziećmi, szczególnie w przedszkolach, to przede wszystkim forma atrakcji – i to dość wyjątkowej, bo nie każdego dnia wśród maluchów pojawiają się puchate, mruczące kulki.

Mam świadomość, że w czasach, gdy coraz trudniej zebrać budżet na codzienne wydatki, każdy dodatkowy koszt może być kłopotliwy. Analizując ostatnie wizyty, nasunęła mi się jednak dość gorzka refleksja: czy nie powinnam już na etapie umawiania spotkania zaznaczać, że uczestniczyć w nim będą tylko te dzieci, których rodzice przygotowali dla Fundacji drobny upominek?

Idąc do kina, kupujemy bilet. Tak samo płacimy za spektakl w teatrze, koncert czy zabawę w figloraju. Nie rozumiem więc, dlaczego w przypadku wizyty Fundacji Kocia Mama, zamiast jakichkolwiek profitów, ponosimy jedynie spore koszty.

W ostatnim czasie coraz częściej spotykamy się z nonszalanckim podejściem do wcześniejszych ustaleń, które zostały omówione w momencie planowania wizyty. Dlatego od teraz, zanim potwierdzę obecność Fundacji, poproszę o przesłanie poglądowego zdjęcia miejsca, w którym miałoby odbyć się spotkanie.

Dzieci są szczere – mówią wprost to, co myślą, często powtarzając słowa dorosłych, nie rozumiejąc ich prawdziwego znaczenia. Niejednokrotnie podczas rozdawania materiałów promocyjnych czy pyszniutkich krówek słyszałam: „Ja nic nie przyniosłem dla kotów, mama powiedziała, że nie miała czasu, żeby coś kupić.”

Wielokrotnie podkreślam, że Fundacja nie marzy o prowadzeniu spotkań w takim trybie. Wspólny projekt powinien być realizowany rzetelnie i z zaangażowaniem obu stron. Umawiając konkretne wydarzenie, usłyszałam wiele obietnic – niestety, żadna z nich nie została spełniona.

Wizja szerokiej promocji i reklamy firmy w środowisku lokalnym, tak barwnie nakreślona podczas rozmowy, okazała się jedynie niezrealizowaną mrzonką.

Najbardziej bolesne jest to, że osoby mające realny wpływ na kształtowanie osobowości dzieci w wieku przedszkolnym, same nie potrafią wyzbyć się cech, które sprawiają, że jako partnerzy są po prostu niewiarygodni, niesolidni i nieodpowiedzialni.

Projekt edukacyjny od samego początku ma jasno określone zasady – zdefiniowany tryb działania, przejrzysty schemat oraz czytelne procedury.

Z obowiązku przeprowadzenia zbiórki darów dla Kociej Mamy zwolnione są wyłącznie placówki terapeutyczne, ośrodki szkolno-wychowawcze oraz szkoły specjalne. W ich przypadku misją Fundacji jest przede wszystkim wsparcie procesu terapii. W takich spotkaniach pełnimy rolę pomocników terapeutów, a obecność kotów pomaga dzieciom przełamywać fobie, opory i wewnętrzne bariery.

W tych sytuacjach decyzja o zaangażowaniu się w projekt zawsze należy do nas – i podejmujemy ją świadomie.

W przypadku wszystkich pozostałych placówek obowiązuje jeden, jednolity klucz: w zamian za koci wykład oczekujemy przeprowadzenia rzetelnej zbiórki darów na rzecz Fundacji.

Dlatego czuję zażenowanie postawą osób, które na etapie rozmów składają nierealne obietnice, obiecując przysłowiowe „gruszki na wierzbie”, a później nie wywiązują się z żadnych ustaleń.

Mając świadomość, że to właśnie Fundacja Kocia Mama jako jedyna faktycznie prowadzi regularne zajęcia edukacyjne, uważam, że to grono pedagogiczne oraz rodzice powinni być nam wdzięczni. To my modelujemy empatię, emocjonalną dojrzałość oraz społeczną świadomość ich dzieci.

Jesteśmy świetnie przygotowane. Potrafimy wciągająco opowiadać o kocim życiu, a podczas zajęć prezentujemy akcesoria, których większość dzieci nigdy wcześniej nie widziała. Doskonałym przykładem jest koci wózek, w którym Natalia przewozi maluchy – to zawsze wzbudza ogromne zainteresowanie.

Rozwijamy wyobraźnię, uczymy wrażliwości, a robimy to z taktem, uśmiechem i wyczuciem. Dzieci same lgną do prowadzących – przytulają się, całują na pożegnanie, głaszczą po dłoniach. Te naturalne, szczere odruchy świadczą o silnych emocjach, które udało się nam wywołać, o rozbudzonej empatii i potrzebie bliskości.

Nasze edukatorki wchodzą na spotkanie jako osoby obce, a wychodzą z niego już w zupełnie innej roli – jako ktoś bliski, zapamiętany i ważny.

Niestety, konkluzja jest smutna. Dorośli bardzo często nie dostrzegają, jak ważną rolę odgrywają kocie edukatorki. Nie doceniają naszej pracy, zaangażowania i wpływu, jaki mamy na rozwój emocjonalny ich dzieci.

Jako szefowa Fundacji mam obowiązek dbać o jakość prowadzonych projektów. Nigdy nie chowam głowy w piasek – każdą sytuację komentuję nie z pozycji emocji, ale z rozsądkiem i w oparciu o doświadczenie oraz wiedzę.

W związku z tym, że coraz częściej pojawiają się osoby, które sądzą, że wolontariuszki fundacyjne marzą o prowadzeniu zajęć w zamian za „dobre słowo” i chwilę uwagi, stanowczo dementuję takie poglądy.

Zespół tworzący grupę edukatorek to kobiety aktywne – zarówno zawodowo, jak i społecznie. To osoby, które realizują swoje pasje, rozwijają zainteresowania, a jednocześnie nie zapominają o obowiązkach wynikających z posiadania rodziny.

To ludzie świadomi swojej wartości, oddani idei Fundacji, ale też potrafiący rozsądnie gospodarować swoim czasem i energią. Ich obecność na zajęciach nie wynika z potrzeby „urozmaicenia dnia”, lecz z głębokiego przekonania o słuszności tego, co robimy – i potrzeby realnego wpływu na kształtowanie młodego pokolenia.