Kocia opatrzność czuwa

Najgorsza jest bezsilność i fakt bezradności, kiedy ktoś liczy na konkretną pomoc.

W chwili kiedy weszłam do Lecznicy Żyrafa, zawezwana przez roztrzęsioną Magda, miałam dwa wyjścia z sytuacji. Mogłam państwu nakazać powrót do domu z pakietem, który dopiero co się urodził i przyjąć kociaki za 6 tygodni, albo przejąć rodzinę, jak też uczyniłam.
Są w życiu chwile, kiedy decyzje trzeba podejmować błyskawicznie, bo nie dostaniemy szansy by ją ewentualnie poprawić.

Tak było i tym razem.

Wiosna to wysyp małych. Trafiają do nas z różnych powodów, najczęściej te niesamodzielne.

Kiedy malec ma 5 tygodni, nauka jedzenia trwa od kilku godzin do dwóch, trzech dni. Kiedy dopiero otworzy ślepka są raczej marne szansę na jego ocalenie jeśli nie mamy możliwości przystawić go do matki.

Zanim zadzwoniłam do Anni z Filemona z radosną nowiną, że pakuję jej na tymczas dziką kotkę, zadałam opiekunom kilka  istotnych pytań, uprzedzając, iż nie powoduje mną wścibstwo. Fakty i czyny przemawiały na ich korzyść, świadczyły o dobrym sercu i zaangażowaniu, ale w kwestii kociej wiedzy niestety mieli ewidentnie podstawowe braki.

To była pierwsza kotka w tym roku i miała tylko dwa maluchy. Nie rokowała socjalizacji, bo mimo że urodziła się na ich działce, dzikość przejęła w genach od matki i babki. Jest obawa, że na wolności na takie same dzikusy wyrosną jej maluchy.

Oddając trikolorkę w znane jej środowisko ryzykowałam, że na podwórku zwiększy się stado dzikich rezydentów. Do tego dochodziła kwestia, czy kotkę uda się ponownie odłowić po odchowaniu maluchów. Ponadto decydując się na natychmiastowy zwrot kotki z kociętami opiekunom, wypuściłabym spod opieki  potencjalną mamkę dla innych maluchów. Takich błędów nie popełnia rasowa kociara.

Długo nie musiałam czekać. Ledwo przyjęłam mamkę, rozsypał się worek z maluchami.

Najpierw przybyły trzy spod Poddębic, auto zabiło ich matkę. Tydzień starsze, silniejsze, pakowały się bezczelnie jako pierwsze do cycka. Darczyńcy nawet nie sprawdzili czy Anna ma czas i możliwości je wykarmić.  Znaleźli, więc po prostu przywieźli, stawiając doktor i Fundację przed faktem dokonanym.  Bezmyślni kompletnie w swojej dobroci.

Trzy dni później stadko powiększyło się o bure maleństwo. Jeszcze kompletnie ślepe. Miało najsłabiej podczas posiłków.

Kolorowe rodzeństwo ze wsi trzeba było izolować. Wchodziły w piąty tydzień, pojechały więc do Maryli.

Mamka dostała na imię Milka i grzecznie karmiła. Nadal tłukła łapą broniąc dostępu do kocich osesków. Tak była przejęta pierwszym macierzyństwem jakby wiedziała, że drugiej okazji już nie będzie.

Na tę chwilę karmi nieswoje dwa. Oba bure. Mają dwa tygodnie, więc jej pobyt pod skrzydłami Kociej Mamy zdecydowanie się przeciąga.

To młoda kotka, niespełna roczna i to rzecz jasna jej pierwsza ciąża, więc nie mogę okresu pełnienia funkcji mamki zbyt długo przeciągać. Po wykarmieniu dzieci zostanie zabezpieczona i jeśli nie nabierze rozumu i się nie oswoi, wróci do swoich opiekunów.