Koci świat w Guliwerze

Kilka tygodni temu otrzymałam dwa zgłoszenia do wolontariatu. Nieznające się matki z różnych dzielnic miasta zakomunikowały, że ich dzieci wpadły na genialny pomysł zgłaszając chęć pracy dla Fundacji. Miały kontakt z Kocią Mamą, chcą się włączyć. Piękna sprawa, miód na me serce, wiadomo do dzieci zawsze miałam jak do kotów serce.

Tylko w wyniku tej deklaracji rodzi się pytanie jakie zadania powierzyć dziewczynkom w wieku 8 i 11 lat? Na bank wolontariat musi być wiązany, bo nie dołożę sobie zadań ani nie podejmę się dodatkowej odpowiedzialności, jaką jest opieka nad dziećmi na imprezie.

Do wolontariatu w tym wieku stają wyjątkowe dzieci, ich rówieśnicy generalnie spędzają czas grając na komputerze. Mając na uwadze wiek dziewczynek, świadomość, że może to być słomiany ogień, przydzieliłam pakiety matki-córki do obsługi akcji plenerowych. Dzieci zachowują się spontanicznie na kiermaszach i jarmarkach więc pomyślałam, że ta aktywność będzie dla nich satysfakcjonująca, a dla nas w znacznym stopniu pomocna.

Złożyło się cudnie, bowiem akurat w planie była akcja kiermaszowo- edukacyjna w Centrum Handlowym Guliwer w ramach promocji aktywności społecznych.

Od pewnego czasu markety zapraszają organizacje działające na trenie Łodzi. Często spotykam wolontariuszy ze skarbonkami, którzy wychodzących z zakupami zachęcają do wsparcia.
Szczerze mówiąc kwestowanie nie jest moją ulubioną formą pozyskiwania zasobów. Wolę tę formę, gdzie oferuję określony produkt w przypadku kiermaszu czy pchlego targu albo aukcji ratującej konkretne kocie życie, gdzie opisany jest cel, na który prowadzi się zbiórkę. Forma sprzedażowa jest aktywnością, podczas której nabywca otrzymuje przekaz kto i w jakim celu wytworzył dany przedmiot, po za tym obecnie proponowane produkty są bardzo dobrej jakości i spełniają określone funkcje w domu. A że wachlarz jest przeogromny od toreb, po bluzki, doniczki i ręcznie szyte zabawki łatwo kolorowym kiermaszem przyciągnąć uwagę klienta.

Negocjacje z Centrum Handlowym przebiegały w miłej, bezkolizyjnej komunikacji. Z lekkim zdziwieniem przyjęto zmiany, które wprowadziłam podczas organizacji wydarzenia. Oprócz przygotowanego małego biurka na materiały promocyjne, zaproponowałam ustawienie naszego sprzętu kiermaszowego tłumacząc, że nie ma takiej opcji bym na maleńkim blacie umieściła choć próbkę naszych klamotów.

Ponadto poprosiłam o przygotowanie kącika dla dzieci z przeznaczeniem na miejsce gdzie Fundacja będzie prowadziła mini edukację i zapewni dodatkowe atrakcje.
– Dlaczego Pani Izo? Każda fundacja a gościliśmy ich kilka, nie proponowała dodatkowej dla siebie pracy, każdy skupiał się na zabieganiu o pomoc dla organizacji, by klienci marketu przekazywali im karmę , by wrzucali datki do puszki, nikt nie proponował kiermaszu a już tym bardziej dodatkowych atrakcji dla dzieci.
– Cóż, proszę mi zaufać, wiem co robię.

Negocjacje i umiejętność pozyskiwania sprzymierzeńców dla swoich pomysłów mam opanowane do perfekcji, myślę, że każdy rozsądny człowiek umie odróżnić karkołomne pomysły od mocy przedstawionych argumentów.

– Wszystko z mej strony dopięte na ostatni guzik – zameldowałam koordynatorce z Guliwera nomen omen też Izie – Kiermasz spakowany, edukacja także, wolontariuszki gotowe do działania, będziemy o 13.30 od 15 startujemy.

Dwa dni akcji uważam za rewelacyjne.
Fakt, że nie było żywych kotów nie miał najmniejszego wpływu na przebieg wydarzenia. Ola z Natką elegancko przerobione na koty, w cudnych warkoczach uplecionych przez jedną z mam, wystrojone w kocie uszy biegały po markecie zachęcając do obejrzenia stoiska Kociej Mamy.
Tylko dzieci pełne są tak szczerego entuzjazmu. Każdy pomysł marketingowy konsultowały z nami z wypiekami na policzkach. Cztery godziny niezmordowanie pełniły pierwsze fundacyjne zadanie.

Jak zwykle pomysł z kącikiem edukacyjnym był sukcesem. Duety Nadia z Amelką i Gosia z Martą były pierwszym krokiem przed odwiedzeniem stoiska Kociej Mamy. Dzięki pozytywnym relacjom zbudowanych dość łatwo, bo miłą pogawędką podczas malowania buziek, rodzice pozytywnie nastawieni z ciekawością zaglądali na kiermasz dokonując zakupu bądź przynosili karmę. Kiermasz oferowanych przez nas gadżetów, bo powiedzmy szczerze przypinka z kocim znakiem zodiaku czy latający kot uszyty przez Martę, nie są raczej przedmiotami niezbędnym w domu ale właśnie one pokazują jak wiele rozmaitych podejmujemy działań by samodzielnie zgromadzić fundusz ratujący koty.

Uwielbiam takie działania.
Zawsze kosztuje mnie to dużo pracy, bowiem trzeba przedmioty wybrać, spakować, pamiętać o tysiącu niezbędnych rzeczy, by pięknie ustroić kiermasz, ale jednocześnie jest to najlepsza forma dotarcia do świadomości społeczeństwa jak bardzo Fundacja Kocia Mama odbiega swoim działaniem od innych tego rodzaju organizacji.

Jest praca – tysiące ocalonych kocich istnień, jest mocna organizacja – kilkanaście sekcji zadaniowych i jest ogromny potencjał do dalszego rozwoju i ten czynnik jest najbardziej budujący by nadal działać.

22