Na ten weekend szykowali się wszyscy. Zamieszanie przypomniało prawie pospolite ruszenie.
Atmosfera, jakbyśmy przygotowywali się na długą wojnę, a nie na spokojny, relaksujący wypoczynek. Kolejki były dosłownie wszędzie.
Sklepy, bazary, galerie były tak oblegane przez kupujących, że po raz kolejny cieszyłam się, że zawsze wyłamuję się z szablonu i działam według kompletnie innego schematu.
Tę majówkę postanowiłam przeznaczyć na ostatnie porządki w siedzibie, czyli pracę w swoim tempie, chęci i trybie.
Plan był, ale jak zwykle życie weryfikuje go bezwzględnie wprowadzając swoje poprawki i pomysły.
Błogą ciszę przerwała Ania!
– Złapałam pani kotkę… Tak jakoś wyszło… Przez przypadek się zgadałam z karmicielką, którą określam na prawie 100 lat, akurat byłam w Żyrafie, słyszałam jak się żali, że znowu będą pewnie małe… Czy mam jechać po wnioski czy może przy okazji, jakoś po drodze planujesz w lecznicy wizytę i podpiszesz kwity?
Te nasze okazje, przypadki, po drodze!!!
Dorka nie mogła być gorsza.
Następnego dnia upolowała kocura, który tradycyjnie podążając za głosem natury buszował po okolicy walcząc dzielnie o względy rujkowych kotek.
Tym razem sama dałam sprzęt.
Ile jeszcze tej kociej bidy, normalnie syzyfowa robota, jakby Fundacja nie zachęcała Karmicieli do aktywności! Tym bardziej, że żadna interwencja nie pozostaje bez echa.
„No nieźle się zaprawił, wyjątkowo dzielny w boju!” Patrzyłam na przysłane zdjęcia. Podarty jak stara zabawka, wszędzie rany i świadczące o walce odznaczenia.
O ile z kotką sprawa była prosta, z uwagi na dzikość, ale i dobry stan zdrowia wróci w swe strony, o tyle z Burym wdrożona została typowa leczeniowa procedura.
Na drugi dzień po zabiegu, kocur wystawił łeb do głaskania, pozwolił wyczyścić oczy i nawet zaczął mruczeć.
Wiadomo, decyzja mogła zapaść tylko jedna, szukamy domu.
Mimo czasu oczekiwania na maluszki, mimo świadomości, że to dorosły około 3 – 5 letni osobnik. Przyszedł do Dorki, wracał po każdej kociej randce, dawał sobie szansę na kompletnie inne życie. Więc podświadomie wyszłam Mu w kolor, zachęcając wolontariuszkę do działania.
Teraz zostaje mi nadać Mu imię, zapłacić za leczenie, a jakiego szukać będziemy domu Kafel pokaże.
Zbieramy na leczenie ale i opiekę wirtualną dla Kafla. Takie koty mimo swego otwarcia i gotowości socjalizacji generalnie dość długo zalegają w naszych domach czekając na adopcję. Zawsze przegrywają z tymi małymi, kolorowymi, bardziej atrakcyjnymi. Dlatego one otaczane są naszą wyjątkową troską i ochroną.
W myśl zasady „Każdy kot ma gdzieś swój dom”, cierpliwie czekamy aż ktoś w sobie odnajdzie pokłady empatii, by pokochać kompletnie zwyczajnego, nie pierwszej młodości kota!