Poznaliśmy się kilka lat temu, kiedy jeszcze był posłem.
– To jest Iza, Kocia Mama – przedstawiła mnie Iwona – polecam uwadze jej organizację. Góry dziewczyny dla kotów przenoszą – mówiąc te słowa wzdrygnęła się, jakby dostała dreszczy – Nie lubię kotów – rzekła z przepraszającym uśmiechem – Wolę psy.
– No tak – wpadłam jej w słowo- Generalnie każdy wybiera łatwiejszy temat. Koty, powiedzmy dyplomatycznie, mają swój świat i swoje pomysły na życie, ale ja doskonale odnajduję się w nim.
Polubiliśmy się od razu. Rozmowa była krótka ale serdeczna. Przyjął zaproszenie na KotoManię ciekawy jak to kociary świętują urodziny ale i jak jest zorganizowana kocia organizacja.
– Przy Was padają wszystkie mity – rzekł podczas bankietu. – Piękne kobiety, elegancja i szyk jak na najlepszych salonach, a logistyka to proszę cię, niejeden menadżer może się od ciebie uczyć. Masz ogromny potencjał, w polityce zrobiłbyś karierę.
– O nie, nikt mnie na to nie namówi. Wolę koty i moje dziewczyny, do tego praca, dom, rodzina i tak mam już zadań po kokardy.
Od tego czasu bywa na każdej KotoManii.
Ja co roku wysyłam mu noworoczne pozdrowienia i cegiełki fundacyjne – kalendarze.
Mijały lata, oboje robiliśmy swoje kariery, on został ministrem sprawiedliwości, potem prezesem NIK. Rosła moja Kocia Mama.
Obcowanie ze mną zawsze się tak kończy, jaki by temat nie podjąć, musi się o kota otrzeć. Rozmowy szeptem podczas corocznych Gali oprócz typowej konwersacji zawsze haczyły o temat zwierząt. Na ile mogłam, na ile zdążyłam na tyle sygnalizowałam, uczulałam, zarzucałam temat. Szybko się uczył, kojarzył, rozumiał właściwie problem.
Ta deklaracja padła podczas KotoManii w Ośrodku Inicjatyw Artystycznych. Podczas tradycyjnego urodzinowego przemówienia powiedział ważne słowa:
– Czytałem o waszych kotach kalekich, studiowałem interwencje, nie byłem świadom, traktowania zwierząt w Polsce. NIK podejmie kontrole, zaczniemy od schronisk, przytulisk, od pracy tych instytucji, które działają w oparciu o budżet.
Co się działo później wiemy, powstała odrębna komórka w NIKu i jej kontrolerzy ruszyli w Polskę odkrywając aferę za aferą.
Podczas którejś Gali rzucił ze śmiechem:
– Takie przyjaźnie to ja szczególnie cenię, tyle lat się znamy, a Ty o nic nie prosisz, nie szukasz wsparcia.
– Cóż, radzę sobie, przecież nie mogę oczekiwać, że będziesz ze mną koty łapać i tak jestem szalenie wdzięczna, że ruszyłeś trudny i drażliwy temat traktowania bezdomnych zwierząt.
– Zorganizuję konferencję pokontrolną. Odpowiednio wcześniej dam Ci znać o terminie.
– Nie wiem czy uda mi się wyrwać do Warszawy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Byłam kompletnie zaskoczona, kiedy okazało się, że konferencja została zorganizowana na Wydziale Prawa w Łodzi. Powitał mnie osobiście, wyróżnił wśród obecnych, przyznał, że to za sprawą Kociej Mamy ruszony został bardzo ważny temat praw zwierząt. Oczy wszystkich zwrócone były na mnie, siedzące obok wolontariuszki wyprężyły się jak struny kiedy błyskały flesze.
Zaskoczył mnie swoim zachowaniem ale przecież powiedział zgodnie z prawdą.
Nasze KotoManie mają swoje drugie dno. Tradycyjnie podczas bankietu przedstawiam i rekomenduję Prezesowi ludzi, którym chcę osobiście pomóc, ponieważ uważam, że ich zaangażowanie jest warte wsparcia, gdyż działają w dość specyficznym obszarze, rzekłabym niszowym, a poza tym są oni od lat wiernymi sympatykami FKM.
Przyjaciele powinni sobie pomagać. Ja zbudowałam swoją pozycję sama, ciężką, solidną pracą. To nie jest sukces jednego dnia, przychylnej okazji, uśmiechu losu, odrobiny szczęścia. Kiedy podobną drogę widzę u innych, jest naturalnym odruchem, że staram się ułatwić, nawet jeśli jest to wyłącznie dobre słowo i ciepła opinia.
Poznałam z Prezesem Majkę i opowiedziałam o Towarzystwie Alzheimerowskim o wspólnie prowadzonym projekcie. Rekomendowałam Mariusza i jego aktywność w temacie promocji wolontariatu. Te rozmowy toczyły się na poprzedniej Gali i proszę, i oni otrzymali patronaty dla swoich wydarzeń. Nic się nie dzieje bez powodu, kiedyś mnie rekomendowała Iwonka, teraz ja innym daję swoje poparcie. Nie jestem zaborcza, mam świadomość jak trudno być liderem, ale mam też wiedzę jak niewiele trzeba, by nabrać wiatru w skrzydła.
Zaproszenie na rocznicową Galę w NIKu zaskoczyło mnie. To wydarzenie państwowe.
Zaszczyt, duma, ale i ogromne wyróżnienie. Jest to zamknięta impreza dla kontrolerów pracujących w firmie, oni stanowią 95 % gości, reszta to zagraniczne delegacje, osoby z Rządu, Sejmu, Senatu, włodarze miast i w tym towarzystwie ja, Kocia Mama, niesamowita sytuacja. Nie byłam anonimowa, po powitaniu przejęła mnie szefowa kancelarii Prezesa, zapoznała z dziewczynami, które dotąd znałam tylko z rozmów telefonicznych i maili.
Poznałam Izę , tę od kotów z Ldzania, które przyszły z okolicznej wioski kilka lat temu do jej babci i razem szukałyśmy im domów. Mimo iż ma świadomość mojej przyjaźni z Prezesem, interwencja prowadzona była oficjalną drogą, nie było żadnej ulgi ani kumoterstwa. Poznałam też Karinę od corocznych darów dla kotów. Rozmawiałyśmy jakbyśmy znały się od dawna, nie było między nami najmniejszych barier, miło, sympatycznie, szalenie bezpośrednio.
– Pani Izo, pani nawet jaka u nas w firmie zaszła rewolucja odkąd Prezes przyjaźni się z Kocią Mamą. Wszystkie te działania pani zawdzięczamy!!! Tyle dobrego teraz dzieje się dla zwierząt.
Patrzyły na mnie, ja na nie i byłyśmy mega szczęśliwe, że trafił nam się Prezes co ma wielkie serce dla zwierząt.
Wojciech Młynarski radził: „Róbmy swoje…” i ja, wierna słowom jego pieśni, robię i jak widać nawet jak się nie spodziewam, nie liczę, nie oczekuję – efekty zbieram.
Wniosek: trzeba zawsze być autentycznym.