Grudzień i kwiecień to miesiące, które szczególnie sprzyjają do dobrych uczynków, do przekazywania darów, do większej refleksji nad życiem nie tylko codziennym, nawet najbardziej twardo stąpających po ziemi ludzi. Także ci, którzy deklarują ateizm ulegają magii obu Świąt i jest to całkowicie zrozumiałe, bowiem trudno sobie wyobrazić Boże Narodzenie bez magicznie ustrojonej choinki strzegącej ułożonych pod nią prezentów czy Wielkanoc bez zdobiącego stół stroika i wazonu, w którym prezentują się pięknie palmy i bazie.
Pamięć o symbolach bogaci i szalenie urozmaica nasze życie, dodaje smaku, wartości i mniemam, że wielu nam przynosi dużo radości.
Pieczenie pierników czy malowanie pisanek staje się rodzinną tradycją i cudna jest sytuacja, kiedy różne pokolenia spotykają się przy jednym stole, by czynić wspólnie tradycyjne dla Świąt przygotowania.
Oba te szczególne Święta wiążą się niezmiennie z przygotowywaniem prezentów. Kiedyś przeznaczone one były wyłącznie dla dzieci, kiedy świat się wzbogacił, drobne paczuszki znajdowali dla siebie i dorośli, a od pewnego czasu, stało się fajną i szalenie pozytywną tradycją, że pamiętamy także o mieszkających z nami czworonogach. Niby drobiazg, nowa smyczka, zimowe ubranko czy kolorowa miska, może i niekoniecznie rozumieją i cieszą nasze futrzaki, ale z pewnością zaspokajają naszą emocjonalną potrzebę.
Od kilku lat także z okazji Świąt otrzymuje prezenty dla podopiecznych Fundacji. Są różne, tak jak zasobność darczyńców, czasem są to w dobrym stanie używane akcesoria dla zwierząt, które z różnych przyczyn są już zbędne, czasem pakiety przeróżnej karmy.
Wiadomo, u nas wszystko zostaje przekute na pomoc kotom, jak nie zasilają ofertę fantową na Pchlim Targu, to wędrują do domów tymczasowych.
Zasadą jest, że w każdym przedświątecznym okresie zajęcia planuję tak, bym nawet w najgorętszym czasie znalazła kilka chwil na spotkanie z darczyńcami. Rozumiem sytuację i ich motywację.
Ten telefon był tylko z pozoru jednym z wielu. Mama, w imieniu córki pytała w jakim terminie może przekazać karmę zgromadzoną dla fundacyjnych kotów. Czas covidowy wymusza w codziennym zachowaniu zmiany, większą ostrożność i dbałość nie tylko o siebie. Wielu z nas mając w rodzinie lub w najbliższym otoczeniu zakażonego wirusem, odpowiedzialnie stosuje samoizolację, nie ma innej skutecznej drogi jak tylko wzmożona profilaktyka. Sytuacja i mnie zmusiła do częściowej izolacji, więc spotkanie zostało przełożone na dogodniejszy termin.
Powiem tak, pracuje na rzecz kotów od ponad 20 lat, kontakt mam z przeróżnymi osobami, mało która sytuacja jest w stanie mnie zaskoczyć, tak jak nie ma raczej interwencji, które by mnie przerosły, jednak taką młodą, rezolutną, empatyczną i bezinteresowną istotkę miałam okazję poznać po raz pierwszy.
Nie jest to opinia na wyrost czy podyktowana impulsem wynikającym ze spotkania, po prostu, dotąd nie miałam przyjemności poznać dziecka, bo w takich kategoriach należy rozważać wiek tej dziewczynki, które przez pół roku świadomie całe swoje kieszonkowe przeznacza na zakup karmy dla kotów, o których posiadaniu marzy, a z przyczyn niezależnych na razie nie może mieć w swoim domu.
Ta młoda panienka każdą odłożoną złotówkę zanosiła do zoologicznego sklepu i zamieniała na jakiś smaczek lub produkt dla mruczków. Ponadto rezolutnie sama wybrała organizację, której zwierzaczki chce wesprzeć, mamę prosząc tylko o pomoc w transporcie.
Cała ta opowieść, a raczej relacja dotycząca okoliczności przekazania dla Kociej Mamy darów jest rzecz oczywista laurką dla młodej Kornelki, ale pamiętać trzeba o jednym, by dziecko mogło tak swobodnie dać upust swojej empatii musi mieć obok siebie w takim samym stopniu wrażliwe, czułe osoby.
W domu, gdzie wszelkie działania i dążenia skierowane są wyłącznie na poprawę statusu materialnego, taka Kornelka nie miałaby szans przebić się z potrzebą pomocy zwierzakom, zwyczajnie jej pomysł odczytany byłby i zaszufladkowany w kategorii dziwnej fanaberii dziecka i wszyscy mocno by pracowali, żeby zmienić jej światopogląd na bardziej zrozumiały i przyziemny.
Takie dziecko rokuje fenomenalnie, ponieważ ma koło siebie szalone zrozumienie, wsparcie i bezgraniczną miłość rodziny, która akceptuje wybory młodego, wrażliwego serca.
Jestem dumna, że miałam przyjemność poznać obie panie, mamę i córkę.
Moje koty z iście arystokratycznym zachowaniem, typowym dla rasowców, przyjęły gości, przejrzały i zaakceptowały przekazane prezenty, co więcej nawet kapryśna Zosia tym razem z gracją pełniła honory domu, dając się głaskać i przytulać, co u takiej złośnicy jest zachowaniem raczej wyjątkowym. Z ogromną sympatią wspominam spotkanie z nietypowym Gościem i liczę, że z tego chleba w przyszłości będzie fajny świadomy wolontariusz!