Czy bywam złośliwą? Tak, oczywiście, przyznam się do tego faktu szczerze, kładąc obie ręce na sercu, jak do przysięgi. Bywam, i to z ogromną przyjemnością, ponieważ tylko w ten sposób mogę przytrzeć nosa zadufanym, niby-społecznym działaczkom. Kiedyś krążył w sieci zabawny mem z Gwiezdnych wojen, na którym Mistrz Yoda z nieprzeniknionym spojrzeniem, odrobinkę nostalgicznie, ale i złośliwie, wypowiedział sentencję: Rozum Cię gonił, ale zawsze byłeś szybszy.
Dokładnie to samo zdanie ciśnie mi się na usta, kiedy czytam posty niektórych działaczek. Jawnie, na forum, bez odrobiny żenady ogłaszają, jakie jest przeznaczenie otrzymanej darowizny. Nie trzeba życiu pomagać, karygodne decyzje szybko trafią do darczyńcy. I nikt nie musi w tym palców maczać. Regułą jest, że każda obdarowana organizacja jest monitorowana dokładnie. Ofiarodawca sprawdza, czy faktycznie produkty wykorzystane są zgodnie z przeznaczeniem. Zarządzając Kocią Mamą, kiedyś w innym kompletnie trybie, na moich barkach spoczywała każda pomocowa komunikacja, ale odkąd pojawiła się w firmie Iwonka, to na nią scedowałam ten obowiązek.
Darczyńca, w zamian za pomoc, oczekuje konkretnych reakcji zwrotnych. I nie podziękowanie jest najważniejsze, ale świadomość, iż otrzymane środki zostaną przeznaczone sensownie, by podnieść komfort życia kotów. Kocia karma zasili miski środowiskowych kotów, a żwirek naturalny trafi do kuwety.
Społeczne organizacje to nie jest nasz prywatny folwark. Kiedy prowadzi się działalność w oparciu o budżet uzyskany od sponsorów, dwa razy trzeba się dobrze zastanowić, jak go spożytkować, by nikt nie miał żadnej wątpliwości co do zasadności decyzji.
Naszym niby-liderom brakuje nie tylko polotu, ale i wyobraźni, a najbardziej chyba zdrowego rozsądku, jednak na takie dziwaczne wybryki, bo inaczej nie można określić tak kontrowersyjnych decyzji, na które ani ja, ani tym bardziej darczyńcy, nie mają żadnego wpływu.
Kiedyś rozpętała się burza, było to kilka miesięcy temu, kiedy żachnęłam się na wpis informujący, że wszystkie łódzkie fundacje, nie organizacje, celowo i z rozmysłem użyte zostało to określenie, ponieważ Kocia Mama jest nie dość, że na terenie największa, to najskuteczniejsza interwencyjnie, odmówiły przyjęcia kociaków. Oszczerstwo miało za cel podważenie naszej wiarygodności, a wyniesienie na piedestał swojej organizacji. Po co i w jakim celu wywołano zamieszanie, kompletnie nie rozumiem, ale może to było zachowanie z cyklu „rozum gonił”…
Kiedy podejmuje się działanie na rzecz braci mniejszych, trzeba pamiętać, że w branży wszyscy się znają, opiekunowie i karmiciele nie zawsze są bezmózgowi, a ludzie organizacji mają monopol na rację. Czasem, w konkretnej sytuacji, największą pomocą jest podpowiedź, analiza okoliczności i wypracowanie modelu pomocowego. Liderzy zapominają albo zwyczajnie nie są świadomi, jakie obowiązki przyjmują na swoje barki, powołując do życia formalną organizację. Z ich zachowania wobec zgłaszających się interwencyjnie opiekunów wnioskuję, że wyraźnie brakuje im elementarnej wiedzy w zakresie zadań, jakie powinna rozwiązywać każda organizacja. Działalność nie powinna ograniczać się wyłącznie do obowiązków „ wygodnych”, czyli opieki nad maluszkami, odławiania dzikich na zabiegi czy leczenia tego wymagających. Ogromną rolą jest edukacja, ale nie ta rozumiana wprost. Uczymy prawidłowych relacji, ale i tłumaczymy zachowania kotów. To my jesteśmy fachowcami, a nie laikami, więc na nas ciąży obowiązek prowadzenia krok po kroku osoby, która znalazła się w nowej dla siebie rzeczywistości. Kiedy zgłasza się do nas opiekunka, której zaginął kot, a takie incydenty mają przecież miejsce, do nas należy, aby cierpliwie wytłumaczyć, jak ma postępować, by sprowadzić bezpiecznie uciekiniera do domu.
To my przecież znamy najlepiej psychikę i odruchy bezwarunkowe kota w sytuacjach dla niego ekstremalnych i to my powinniśmy wskazać i wyeliminować wszystkie okoliczności, które nie przekładają się na sukces.
Przykro mi to mówić, ale za liderowanie biorą się ludzie, którzy kompletnie nie znają się na kotach, ponieważ ich nie mają, a interwencyjnie są sprawni wyłącznie w asyście mundurowych. Takie działanie podważa tylko ich autorytet, ponieważ w osiągnięciu celu nie wykorzystują swoich kompetencji, a nie mając dostatecznej wiedzy, nie są skutecznymi mediatorami. Działanie poprzez strach nie przekłada się na pozytywny efekt. Jest to rozwiązanie chwilowe, bez efektywnego dalszego ciągu. Opiekun musi zrozumieć swoje błędy i nasze racje i w chwili, kiedy te dwa czynniki spełnimy, możemy liczyć na sukces i rezultat.
Negocjacje trzeba umieć prowadzić, ponieważ tylko w ten sposób możemy zmienić kategorię wspólnej pracy. Opiekun nie może być sprowadzony wyłącznie do roli „ dostawcy” kociaków, a w chwili, kiedy włączy się okazjonalnie, staje się nie tylko naszym pomocnikiem, ale nabywa wiedzę o kulisach naszej codziennej pracy. Owocuje to komunikacją w przyszłości, ponieważ zgłaszając się ponownie, zna już reguły i kolejne etapy interwencji.
Stawianie się wyłącznie na piedestale w roli alfy i omegi wpływa destrukcyjnie, a opiekuna tylko utwierdza w roli roszczeniowej. Błędy są nierozerwalną częścią naszego życia, jednak to na nich się uczymy. Tylko uczciwe analizy pozwalają na ich uniknięcie, przymykanie oczu i zamiatanie pod dywan problemów finalnie zawsze się mści i nerwowo zagęszcza atmosferę.
Marzy mi się wydarzenie, na którym by przeprowadzono szkolenie z bycia liderem, jakie cechy powinna osoba posiadać, by decydować się na prowadzenie każdej organizacji, nie tylko działającej w obszarze zwierząt. Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, ile tracą, rzucając słowa i obietnice, kolokwialnie mówiąc, na wiatr. Takie zachowanie nie umacnia ich pozycji, a wręcz przeciwnie, wywołuje czujność i ostrożność.