Ten rok jest inny, kompletnie odmienny od wcześniejszych z uwagi na ograniczenia wynikające z trudnego do opanowania wirusa. Covid zmienił, niekiedy na lepsze, pewne dziedziny naszego codziennego życia, łatwiej załatwia się sprawy urzędowe, wiele czasu zaoszczędzamy, ponieważ nie z każdą sprawa musimy stawić się osobiście, wystarczy kontakt telefoniczny. Jednak środki ostrożności bywają też kłopotliwe, uniemożliwiają, bądź zasadniczo utrudniają pewne działania fundacyjne. To, że zawiesiłyśmy z przyczyn oczywistych wizyty edukacyjne wpłynęło na ilość naszych karmowych zasobów, zwiększyłyśmy więc aktywność na innych płaszczyznach, by tym samym utrzymać dotychczasowy rytm pracy.
Od pewnego czasu obie z Emilką miałyśmy świadomość, iż czeka nas przygotowanie kalendarza na nadchodzący rok. Podjęłyśmy decyzję, że tym razem opracujemy tylko jeden, tnąc w ten sposób koszty.
Trudność polegała na braku materiału, mówiąc wprost, nie miałyśmy możliwości zorganizowania tradycyjnej sesji fotograficznej.
Czas mijał, codziennie rano tłukłam na czacie do Emi: „Przypominam o kalendarzu!” Zawsze tak robię, wybijam zadania najpilniejsze, bo samej mi uciekają czasem tematy, zbyt wiele bowiem mamy zajęć.
Któregoś dnia przyszła odpowiedź : „Nie zrobię w tym roku kalendarza… nie mam pomysłu… ładnych zdjęć… nie mam tematu…”.
Oniemiałam! „Żartujesz! Co ja dam ambasadorom? Darczyńcom? Sponsorom? Mowy nie ma! Zaprojektuj proszę jeden najprostszy, masz przecież zdjęcia Bogdana, przekazał nam kilka lat temu przecudne fotki kotów zrobione w kolorowym, bajecznym ogrodzie!”
Ok, zatem zabieram się za przeglądanie, szkoda czasu, wyczułam ewidentną zmianę nastroju, moja wskazówka dodała otuchy.
Po godzinie dostaję na czacie dwie fotki: „Mam już wybrane okładki”, melduje dumnie! Po kilku kolejnych przychodzi informacja: „Zrezygnowałam z biurkowego, który drukowałyśmy w ubiegłych latach. Będzie biurkowy, ale 12 kartkowy, tyle mam prześlicznych zdjęć, iż spokojnie połączę dwie funkcje: biurkowego i ściennego i zrobimy kompletnie inny niż dotąd. Myślę, że się odbiorcom spodoba.” Cała Emilka, rano pełna obaw, spięta stresem, a po kilku godzinach pracuje nad kalendarzem z głową przepełnioną fajnymi pomysłami. Od lat w momentach zwątpienia moje reanimacje są skuteczne, bo czasem pokazuje rozwiązanie kompromisowe dając możliwość skorzystania z wyjścia awaryjnego. Wiele razy kreatywność i umiejętność dostosowania się do sytuacji wyklucza kryzys. Wieczorem przejrzałam, zaakceptowałam projekt i poszły pliki do druku.
Teraz prezentujemy państwu śliczny koci kalendarz do zakupu, a ja mam kolejną śmieszną, fundacyjną anegdotę. Kalendarz jest jak zawsze cegiełką charytatywną pomagającą ratować i leczyć szczególnie kocie dzieci, których w tym roku miałyśmy rekordową ilość, jednak szczęśliwie omijały nas groźne choroby i nie musiałam pisać zbyt wielu Tęczowych Mostów.