Jesień. Moja ulubiona pora roku. Mieni się kolorami liści, owoców i warzyw. Czas gromadzenia zapasów przed zbliżającą się zimą. To także pora na ostatnie porządki w domach, komórkach, działkach i ogrodach.
Staramy się zdążyć z wykonaniem zaplanowanych prac między falami deszczu a porywami przykrego wiatru.
My też robimy swoje małe zapasy. Ja tradycyjnie gromadzę karmę i leki. Wolontariuszki z kontaktu starają się zabezpieczyć jak największą liczbę kociąt z ostatniego, jesiennego miotu.
W stan alarmu stawiają nas wiadomości: „Kotka z trójką dzieci koczuje pod drzewem”, „Kocia rodzina mieszka pod starym autem”, „Zgłaszam koty mieszkające pod moim balkonem idzie zima, zabierzcie je stąd”…
Bywa, że sytuacja sprzyja zabraniu maluchów, nie paraliżuje ich kontakt z człowiekiem, są lekko wystraszone lecz nie agresywne, ale w sytuacji, kiedy nawet na widok swojego karmiciela czmychają w popłochu, jedyną opcją jest postawienie budy.
Tego lata w zasadzie zmuszałam karmicieli do pobierania modułów styropianowych, z których mogli zbudować dla swoich podopiecznych budy. Byli tacy, którzy zwlekali z odbiorem, tłumacząc się, że przydatne będą bliżej zimy. Jednak z przyczyn magazynowych i logistycznych nie przyjmowałam ich argumentów. Miałam świadomość, że zimą z reguły mniej się dzieje, to normalne, że wszystkie aktywności realizujemy na pół gwizdka, więc i firma, od której pozyskuję moduły będzie wykonywała mniej kursów sprowadzających leki, co za tym idzie w sposób oczywisty będzie miało przełożenie na mniej przekazywanych mi darów.
Od maja do chwili obecnej odebrałam i kompletnie nieodpłatnie przekazałam kocim opiekunom ponad 70 modułów.
Miałam rację upierając się przy decyzji, bowiem obecnie, gdy nie mam ani jednego kociego domku na stanie, nagle karmiciele zgłaszają chęć ich pobrania. Przykre, że dopiero widmo nadchodzącej zimy pobudza wyobraźnię, zmusza do przemyśleń i aktywności, by odrobinę kotom ulżyć w ich bezdomności. Niby serca mają ogromne, bo karmią systematycznie, pełnią z oddaniem kocie dyżury wędrując z pełnymi miseczkami na osiedlowe stołówki, ale brakuje im kompletnie fachowej wiedzy o psychice, mentalności kotów i ich potrzebach. Personifikując koty zapominają o fakcie najważniejszym: otóż by relacje były właściwe, racjonalne i zdroworozsądkowe zawsze, ale to zawsze należy pamiętać, że nasz ukochany podopieczny to jednak dzikie zwierzę, przygotowane do bytowania we właściwym dla niego środowisku czyli na wolności. Właściwy obraz kota, wiedzę na temat jego potrzeb, misji i aktywności zaburzyły w dość znacznym stopniu wszelkie hodowle oraz nasza osobista empatia. Pamiętajmy o jednym, dość istotnym fakcie, że w przypadku kotów dachowych to one od zawsze decydują o formie relacji ze swymi opiekunami.
Oswajałam koty w różnym wieku, które trafiły do mnie w wyniku różnych interwencji, okoliczności, fundacyjnych działań. Zapewniam wszystkich, że jak dotąd proces socjalizacji kota nie jest opisany i zdefiniowany jako zasada, norma czy pewnik. Jest oczywiście wiedza umożliwiająca, wspierająca, ułatwiająca ten proces, ale typowego zbioru rad, klasycznych reguł czy podręcznika typu”Krok po kroku”, nie odważył się dotąd sporządzić najwybitniejszy nawet znawca kociej natury, weterynarz czy behawiorysta.
Wiedząc, że koty mają określone potrzeby terytorialne, tym bardziej naciskałam na odbieranie kocich domków. Są one nie tylko schronieniem przed zima, ale enklawą, która zapewnia im intymność i możliwość manifestowania swoich uczuć.
Mały przykład.
Nasze koty pracują. Jeżdżą na edukacje, biorą udział w wywiadach, spotkaniach. W chwili kiedy uznają, że nudzi je otoczenie albo odmawiają pracy na lekcji, bez pardonu rejterują do swoich kontenerów, czują się tam bezpiecznie, domowo.
Wiedząc to, bardzo przestrzegam zasady, że każdy z moich czterech, domowych, prywatnych kotów posiada swoją smycz i indywidualny przypisany wyłącznie do Niego kontener.
To nie jest fanaberia, tylko poszanowanie potrzeb kota. Nie narażam Go na podróż w otoczeniu obcych dla Niego zapachów, nawet jeśli rozpoznaje w nich feromony swojego kolegi.
Niby drobiazg, a tym samym kot ma zapewniony ogromny komfort.
Stąd moja prywatna przeogromna prośba do opiekunów kotów by ich komunikacja z Fundacją nie ograniczała się tylko do eskalacji potrzeb, oczekiwań i żądań. Czasem warto właśnie dla dobra kotów wysłuchać racji drugiej strony, poznać argumenty i zasady naszego działania.
Zapewniam wszystkich, nasza wiedza na temat kotów nie jest wyłącznie książkowa.
Do czasu udziału w Kongresie Behawiorystów zorganizowanym w Warszawie, faktycznie wiele moich decyzji miało podłoże tylko i wyłącznie praktyczne, intuicyjne bądź empatyczne.
Oczywiście poparte konsultacją z współpracującymi z naszymi lekarzami, ale z braku budżetu na szkolenia, nie miałam dostępu do wielu materiałów naukowych, popartych badaniami.
Naszą bazę danych w temacie kociej wiedzy budowałyśmy w oparciu o informacje płynące z Domów Tymczasowych, a mając ponad 300 kotów rocznie w Fundacji przez 11 lat, pozwoliło to na zgromadzenie ogromnego materiału wspierającego kocią misję.
Mam nadzieję, że owocna będzie rozmowa z nowym dostawcą styropianowych budek i już niebawem ogłoszę ponownie dystrybucję zapraszając kocich opiekunów.
Dla każdego karmiciela w pakiecie do domku przewiduję wydanie miejskiego informatora w ramach edukacji i pozyskania wiedzy ułatwiającej sprawowanie opieki nad mruczącym stadem.