Ta Jesień jest totalnie inna od poprzednich bowiem składa się z samych przełomów, reorganizacji, modernizacji. Mam nieodparte wrażenie jakby w każdym aspekcie fundacyjnej pracy dokonywała się przeogromna metamorfoza powodując bardzo zasadnicze przemiany stymulujące niezwykle pozytywnie.
Przede wszystkim inaczej prowadzone są interwencję.
Obecnie wypożyczając sprzęt mocno podkreślam wagę konieczności zabezpieczenia bytującego stada ale pomoc fundacyjna ograniczona została wyłącznie do wypożyczenia stosownego oraz wsparcia logistycznego. To opiekunowie kotów znają swoje dzikie mruczki najlepiej więc po ich stronie jest aktywność związana z odłowieniem. Oczywiście jesteśmy gotowe na każdym etapie wesprzeć poradą, podpowiedzieć sprawdzoną metodę bądź nawet jakieś działanie zasugerować. Są dwa rodzaje interwencji mających za cel odłowienie kotów, te, kiedy łapiemy małe w intencji dalszej adopcji oraz te, kiedy ustawiamy klatki mając w zamyśle sterylizację i kastrację ich rodziców.
Od ponad 20 lat łapię koty. W związku z tym przeżyłam wszelkiego rodzaju sytuacje od śmiesznych, po dramatyczne, niekiedy i tragiczne lub kompletnie zaskakujące. Wielu z nich mogłam uniknąć gdybym wówczas miała od kogo czerpać w tym temacie wiedzę, dlatego bardzo troskliwie opiekuję się ochotnikami zgłaszającymi chęć i gotowość podjęcia się odłowienia dzikich kotów.
Wielu błędów można się ustrzec, wyeliminować elementy stresujące, te powodujące bezradność i panikę.
Przykładem świetnym są karmiciele, którzy łapią koty w Rudzie Pabianickiej i brat wolontariuszki, który robi porządek wśród stada, którego obecność odkrył nieopodal terenu warsztatu mechanika.
Zbyt dużo każda z nas ma obowiązków, zbyt dużo prowadzimy projektów i kampanii by stać nas było na składanie obietnic, których potem nie ma kto spełnić. Wiem, że jestem jedną z najlepiej łapiących koty, wyuczyłam nie jedną wolontariuszkę, przekazałam całą wiedzę ale nie moim zadaniem jest pilnowanie czy deklaracje nie przeze mnie złożone są potem respektowane.
Jestem chętna do podjęcia się odłowu kiedy sytuacja jest wyjątkowo skomplikowana i trudno jest opracować plan na jej sukces, ale w typowych, kiedy w zasadzie na powodzenie składa się współpraca, solidna komunikacja i dyscyplina karmicieli, obecność moja czy wolontariuszek jest raczej zbędna.
Każda z nas ma swoje miejsca, których pilnuje.
Ja czuwam nad pustym terenem obok siedziby, Iza nadzoruje działki, Aneta teren obok swojego podwórka. My kociary zawsze jesteśmy na koty wyczulone, ale pracując i pełniąc wolontariat nie jesteśmy w stanie fizycznie podołać wszystkim oczekiwaniom pomocowym.
Trzeba po raz kolejny mocno podkreślić jaka była pierwotna idea Fundacji : opieka domowa, klatki tylko służące do początkowej socjalizacji.
Siedziba to nie miejsce, w którym na adopcje w boksach czekają koty popadając w apatię i zwątpienie. To albo brykające w domowych kocich przedszkolach smarki, albo młodzież, która do dnia adopcji jest traktowana z taką samą miłością jak nasze domowe koty.
Ciężar i nacisk pracy ponownie wrócił na właściwe miejsce, dlatego możemy pomóc w łapankowych interwencjach ale nie jest opcja dedykowana nam automatycznie. Nie jesteśmy patrolem choć dysponujemy dużo lepszym i bardziej wielofunkcyjnym sprzętem.
Tak więc przypominam raz jeszcze: na chętnych czeka stosowny sprzęt, odpowiednia ilość klatek pułapek, kenneli i kontenerów. Jest szansa na pomoc w leczeniu i adopcji. Ponadto na każdym etapie działania prowadzi opiekunów kotów osoba z dużą praktyką w Fundacji. Warunek stawiamy jeden nie podlegający dyskusji : pracujemy zgodnie z wytycznymi Fundacji a nie własnymi pomysłami.
Zachęcam gorąco do działania, idzie bowiem zima a przed nią postarajmy się uniknąć kolejnych niechcianych miotów !