Kolejna sytuacja potwierdzająca jasno, że kto nie podejmuje wyzwania, nie ma rezultatu. Wydarzenia plenerowe, szczególnie te związane ze sprzedażą, zawsze wzbudzają skrajnie odmienne reakcje.
Jest wśród ekipy kiermaszowej podział na zwolenników i abnegatów imprez, na które systematycznie uczęszczamy.
Najlepszym przykładem jest właśnie Garażówka.
Nigdy nie wymuszam aktywności, zawsze konsultuję obecność, ale i ofertę sprzedażową. Dorotka z Ilonką, bardzo sprawny duet, z uporem zgłaszają się na każdą taką imprezę.
– Dobrze się tam czuję, jest fajna miła atmosfera, organizatorki są sympatyczne i szalenie pomocne, a z wystawcami jesteśmy już w bliższej znajomości. Zawsze dodatkowym argumentem jest zwolnienie z opłaty za stoisko, co jest praktykowane tylko i wyłącznie w stosunku do naszej fundacji.
Tak jak sygnalizowałam, sondujemy, mieszamy produkty, obserwując, które mają największy popyt. Po kilku tegorocznych wizytach wiemy już, że najlepsza oferta to najzwyczajniejszy misz-masz.
Trochę torebek przeróżnych, jakiś mały bibelot, akcesoria dla kota, bo przecież szczególnie kociarze do nas zaglądają. Kalendarze, bo to już ta pora, niezmiennie długopisy i jakieś kocie zakładki.
Mamy tych gadżetów pod dostatkiem, a najfajniejsze w tym wszystkim jest zjawisko, że moje gromadzenie fantów od miłośników fundacji nie zagraca totalnie siedziby, a generuje budżet na operacje i jedzenie.
Wpisujemy się fajnie w tę nową społeczność, nasza systematyczna obecność powoduje, że sympatycy tego wydarzenia właśnie od naszego kramu zaczynają oglądanie prezentowanych przedmiotów.
-Co tam dziś nowego macie kochane kociary?
Nawet jeśli na nic się nie skuszą, to zawsze jakiś grosik do puszki wrzucą. Taka sytuacja zachęca, człowiek nakręca się pozytywnie, kiedy widzi zainteresowanie.
Ostatnia letnia impreza w starej odlewni, jak zwykle, tradycyjnie, była dla nas owocna. Dorotka dodatkowo przeprowadziła maleńki sondaż, taką mini ankietę, co mamy prezentować na najbliższej Garażówce.
Dziękujemy organizatorkom nie tylko za zwolnienie Kociej Mamy z opłat za stoisko, ale za ciepłe, życzliwe traktowanie, za opiekę, za promocję i reklamę. Może dla innych nasze dniowe utargi nie są rewelacją, ale takie właśnie wyjścia, z jasno określonym celem, są świadectwem, iż nie mamy zwyczaju, by żebrać, a od zawsze jesteśmy gotowe pracować, by zapewnić kotom wszystko, co najlepsze. Do zobaczenia na każdej następnej imprezie, decyzja zapadła, nasz pobyt na stałe wpisany jest w grafik. Dziękujemy za wszystkie miłe akcenty charakteryzujące wspólną aktywność, kocio – kocio za wszystko!