Uniejów, miejsce bliskie sercu. Każdy jego zakątek niesie ze sobą wspomnienia z dzieciństwa, młodości i nawet dorosłego życia. Tam są w zasadzie moje korzenie. Łódź jest miastem, które kocham nad życie, tu się urodziłam i ani na moment nie przyszło mi na myśl zamienić je na inne, jednak podstawy zasad, które normują moim życiem wyniosłam z domu mojej ukochanej Babci.
To Ona nauczyła mnie oszczędności, zapobiegliwości, miłości do zwierząt, ale i liczenia w każdej sytuacji wyłącznie na samą siebie.
Nikt się o Ciebie lepiej nie zatroszczy niż Ty sama. To nie jest egoizm, taka jest brutalna prawda. W życiu spadają na nas różne sytuacje, nie wszystkie sprawiają nam radość, niektóre są przykrymi czy wręcz trudnymi, niekiedy bolesnymi. Żeby przejść godnie przez życie musisz umieć przyjmować ciosy, bo inaczej podli, mali ludzie cię zniszczą. Nikt nie rozumie aż takiej empatii, przeciętnym ludziom w głowie się nie mieści, że można tyle kłopotów i trosk unieść na barkach będąc drobną, niepozorną osobą. Naucz się patrzeć ludziom w oczy, one nigdy nie kłamią. Słowa i czyny są tak samo ważne, czasem jednak mają za zadanie świadomie wprowadzić Cię w błąd, ale z Twoją intuicją zawsze przeczujesz prawdę…. Wtedy będąc małą dziewczynką sądziłam, że Babcia z pewnością się myli, jako dorosła osoba zrozumiałam, jak mądrą była ta prosta wiejska kobieta, ile umiała dostrzec kwestii dla innych kompletnie niewidocznych, jak umiała nazwać cechy, o których wtedy siebie nie podejrzewałam, że kiedy trzeba umiem walczyć i dopiąć swego, idąc prostą jednakże trudną drogą, nie po trupach, a dzięki wyłącznie pracy, sumienności i konsekwencji.
Kiedy założyłam Fundację najbardziej bałam się swojej natury, nie godzenia się na kłamstwa, awersji do dziwnych układów, kumoterstwa, braku przyzwolenia na jakąkolwiek formę prywaty. Z moim charakterem daleko nie zajadę, żaliłam się przyjacielowi. „E, tam, bądź sobą, w przeciwnym razie już zamykaj Kocią Mamę! Nikt, kto Cię zna nie uwierzy, że nagle godzisz się na byle jakość , opieszałość czy marnotrawstwo!”
Dlaczego przytaczam te wspomnienia? Otóż jak to bywa w moim przypadku nie bez konkretnego powodu.
Ogłoszona kwarantanna, zakaz zgromadzeń i nakaz izolacji, wiele lokali gastronomicznych zmusił do pracy w trybie przygotowywania posiłków na wynos. Lokale, które prosperowały wyłącznie przy dużych obiektach użyteczności miejskiej, niejako będąc od nich zależnymi, teraz zwyczajnie zamknięto.
Kina, pływanie, ale również takie obiekty jak słynne Termy uniejowskie stoją puste. Wkoło nich życie kompletnie zamarło z przyczyn oczywistych.
Kilka dni temu, jakoś wieczorem, a było to w sobotę, odebrałam wiadomość: „Pani Izo w Uniejowie zamknięte zostały termy, położona obok restauracja także, teren pilnuje i patroluje firma, ale zostały kompletnie pozbawione opiekunów cztery koty. Dotąd żywiono je resztkami z okolicznych lokali gastronomicznych, obecnie wyglądają jak kocie szkielety. Czy Fundacja może pomóc?” Podany został numer telefonu i dopisek: liczę na Panią, Włodzimierz.
Przeczytałam uważnie, obejrzałam dołączone zdjęcia. Znam to miejsce doskonale jeszcze z czasów kiedy Uniejów słynął dzięki zamkowi z czasów Cystersów i renesansowemu kościołowi.
W niedzielny ranek opublikowałam anons na portalu społecznościowym: „Hallo Uniejów, poszukuję karmiciela, koty w parku obok Term są bez opieki, Fundacja dostarczy karmę, po epidemii koty przebada i zabezpieczy, teraz czekam na kociarza, który podejmie się dyżuru przy karmieniu.”
Zawrzało! Takiego poruszenia dawno nie widziałam. Odezwały się telefony: „Iza, kładka do parku jest zamknięta, do kotów można się dostać wyłącznie przez most a to kilka kilometrów, szukaj nie osoby starszej a raczej młodej, zmotoryzowanej.” Będąc w Łodzi nadzorowałam interwencję w Uniejowie, zbierałam informacje, prosiłam o sprawdzenie pewnych pomysłów pomocowych. Działałam pozostając w domu!
Znam tych ludzi, ich realia, możliwości. Nie chciałam Pana Włodzimierza odprawiać z kwitkiem, nie chciałam bez sensu odbić piłeczki wymawiając się rejonizacją, nie w przypadku kotów uniejowskich. Jednak i ja czasem godzę się na kumoterstwo. Mam świadomość swoich decyzji.
Odezwałam się dopiero w środę, kiedy miałam już gotowy plan.
„Jak Pan do mnie dotarł?” Zapytałam na wstępie, nie wierzę w takie zbiegi cudownych okoliczności. „Kiedyś czytałem o kotach uniejowskich artykuł na jakimś forum, przewinęło się imię Iza, wrzuciłem w przeglądarkę hasła: Iza, koty, Uniejów i byłem w domu, linki przekierowały mnie na Kocią Mamę. Czułem, że skoro nie raz już Pani tam pomagała, to i tym razem mogą koty otrzymać wsparcie.”
Strzał w dziesiątkę, miał Pan rację. Interwencja mimo pandemii szybko zakończyła się świetnym finałem. Zgłosiły się dwie kociary gotowe pełnić naprzemiennie dyżury, z Panem umówiłam się na sobotę, przygotowałam karmę i cztery ocieplane budy. Zaopatrzony w kocią przepustkę z logo Fundacji, na wypadek kontroli przy opuszczaniu miasta, pomknął z misją ratowniczą.
No tak, my tu na miejscu załamujemy z bezsilności ręce – śmiała się podczas rozmowy kuzynka – – a Ty nie opuszczając podwórka znalazłaś wyjście z trudnej sytuacji, cała Iza jak się uprze to musi dopiąć swego! Magda! To nie kaprys przecież, umierały z głodu koty, jak miałam siedzieć bezczynnie, wiesz, że to nie jest w moim stylu. Wiem i dlatego jestem z ciebie dumna, rodzinny perfekcyjny uparciuchu!
Teraz, kiedy sytuacja jest pod kontrolą a koty mają wystarczającą ilość karmy, spokojnie czekamy aż przejdzie pandemia, a kiedy życie wróci do normalnych trybów, Pan Włodzimierz otrzyma klatki łapki, wyznaczę na zabiegi lecznicę, a potem koty wrócą na swoje tereny, gdzie z daleka od szosy, bezpieczne będą bytować karmione przez ludzi.
Kiedyś zaczną pracować Termy, wrócą sklepikarze i właściciele restauracji, jednak teraz koty znalazły bezpieczne schronienie pod skrzydłami Fundacji.