Ja pani pokażę!

Jakoś w połowie 2016 roku, bodajże to był sierpień, jechałam z Bożeną na typową objazdową po Łodzi interwencję – tak nazywam dni, kiedy przy okazji i po drodze załatwiam rozmaite sprawy, a mając za szofera Bożenkę, jestem tym bardziej szczęśliwa, bowiem od razu mam super profesjonalną dokumentację fotograficzną. Stałyśmy chyba na światłach, gdy zadzwonił telefon.
– Czy mam przyjemność z szefową Kociej Mamy? – bardzo oficjalnym tonem zadano pytanie.
– Tak, słucham, w czym pomóc? – też nie siliłam się na serdeczność. Bożena spojrzała pytająco,  rzadko bywam aż tak poważna. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami, pokazując oczami „Czekaj, zaraz się dowiem o co chodzi.”
– Mam dość nietypowy problem, sprawa dotyczy kotów a raczej osób, którym one ewidentnie przeszkadzają, delikatnie mówiąc, utrudniają mi ich karmienie, jestem w dość kłopotliwej sytuacji, bowiem pracuję jako zarządca prywatnej posesji, pracodawcą jest mój kolega, więc spór jest tym bardziej mało komfortowy, rozumie pani, koledze nie wypada sprzeciwiać się żądaniom jakie stawiają najemcy, tu chodzi przecież o jego kasę!
„No chyba raczej niekoniecznie tak to wygląda” pomyślałam. Wyczuwałam fałsz w głosie, w dodatku opowieść snuta była szeptem spiskowca.
– Ile jest kotów? Gdzie mieszkają? Czy są wycięte?
– Stadko liczy zmiennie, od 4 do 8 mruczków, nie są wysterylizowane, z uwagi na koszt zabiegów i hospitalizacji, rozumie pani, to miejskie koty, dość już, że je karmię – pani odrobinę uniosła głos.
Oooo takie niewinne pytanie a już traci cierpliwość, więc drążę dalej:
– A gdzie bytują te koty?
– Na 6 sierpnia
– Ooooo! Toż to centrum Łodzi! Czego pani ode mnie oczekuje? zapytałam choć już wiedziałam w jakie klimaty pójdzie prośba.
– Opieki, ochrony, w końcu to pani ma fundację, to pani zbiera kasę, to pani obowiązek!!!
– Dopóki pani stada nie zabezpieczy, palcem nie kiwnę, nie mam argumentów, nikt od pani nie wyciąga na koty kasy – celowo cedziłam każde słowo – Jest program darmowej sterylizacji i kastracji, teraz w wakacje lecznice są raczej puste, zapraszam do mojej Ani po sprzęt, jak zrobi pani porządek, proszę ponownie o kontakt.
Pożegnałyśmy się niezwykle chłodno.

– Zdenerwowała Cię?
– Nie, raczej wkurzyła. Przez takich ludzi cierpią koty. Nie rozumiem, jak można oczekiwać, by w XXI wieku, w centrum Łodzi, w środku Europy ktoś się godził na smród i zapach, jaki wydzielają niekastrowane koty. Przecież ta posesja stoi niedaleko znanych, łódzkich restauracji, tu spacerują turyści, goście, to tylko kilka kroków od Piotrkowskiej naszej kultowej ulicy. Boże, widzisz nie grzmisz! Pozwalasz na takie głupoty! Znalazła się super opiekunka!

Minął rok.
Jakoś jesienią Maryla składając codzienny raport z interwencji stwierdziła:
– A teraz na deser perełka z cyklu tych co najbardziej, Szefowo, lubisz. Otóż zadzwoniła pani, jest zarządcą, opiekuje się kotami, ma dość trudną sytuację, bo jest między młotem a kowadłem, problemem największym jest to, że lokatorzy żądają usunięcia kotów, pani jest oddana ale bezradna, a sytuację komplikuje fakt, że jej mocodawcą jest kolega. Sytuacja typu pat.
– Nie, Maryla raczej szach-mat, dodam, że koty bytują na 6 sierpnia i nie są wycięte!
– Skąd wiesz?
– Już, wyjaśniam wróżką nie jestem, pani dzwoniła do mnie ponad rok temu, uzyskała poradę, nakreśliłam drogę działania, najwidoczniej nic nie zrobiła. Poproś panią o zdjęcia, obejrzymy sobie tą kocią, przykładną enklawę.

Kiedy zobaczyłam zdjęcia, ręce mi opadły. Takiego bałaganu dawno nie widziałam. To wstyd, by w takich warunkach bytowały koty. Kiedy zaapelowałam o zrobienie porządku, przypomniałam, że warunkiem mojej interwencji jest zabezpieczone stado, w odpowiedzi usłyszałam: ja panią załatwię, ja pani pokażę, jestem oporna na umoralniające pogadanki z dziedziny higieny i czystości, oczekuję by pani obroniła koty, a nie zawstydzała mnie za moje dobre serce!

Dziwny jest ten świat – śpiewał kiedyś pewien znany pan…
Jestem pod wrażeniem ile czasu człowiek potrafi zmarnować na awantury, przepychanki, pieniactwo, czcze groźby, a przecież wskazałam bardzo prostą i skuteczną drogę: do Ani po sprzęt, przy okazji do mnie po schludne ocieplane budki, po naklejki fundacyjne informujące, że tymi kotami opiekuje się Fundacja Kocia Mama, podałam działające w akcji darmowych zabiegów lecznice.

Pani wybrała konflikt, tylko zapomniała o jednym najważniejszym fakcie: konsekwencję, za jej upór i brak wyobraźni, poniosą niestety koty!