Koty, zarówno poduszkowe jak i ocieplacze na okna, były tej zimy hitem sprzedażowym. Moje najlepsze pomysły zawsze rodzą się w sytuacjach kryzysowych. Renia co rusz sygnalizowała obawę o nasz budżet, więc poszłam do siedziby, by przejrzeć kąty w kwestii zasobów i tym sposobem wymyśliłam szmaciane koty.
Marta zrobiła formy. Dziewczyny szyły, Amelka z Rodziną wypychała, Magda, Marta i Agnieszka ozdabiały. Manufaktura pracowała pełną parą.
To był poniedziałek, jakoś w połowie lutego. Wczesnym popołudniem zawitała do mnie Magda. Weszła taszcząc radośnie ogromną ikeowską torbę, z której to wystawały ozdobione przez nią maskotki. Przy herbatce, kiedy już omówiłyśmy najważniejsze kocie interesy, Madzia zaczęła wykonywać dziwne gesty, zerkając co rusz na stojącą w kącie torbę.
– No pochwal mnie – nie wytrzymała patrząc na mnie z wyrzutem – Nie jesteś ciekawa jakie są tym razem?
– Madzia, sprawdzałam Twoją cierpliwość – droczyłam się – No pokaż te cuda wreszcie!
Magda otworzyła torbę, a ja zaniemówiłam! Nie wierzyłam własnym oczom! Musiałam mieć dość niezwykłą minę, bo zaniepokojona zapytała:
– Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku?
Łapałam oddech, żeby nie wybuchnąć.
– Coś Ty zrobiła? – wykrztusiłam. – Co to ma być? Kto kupi te dziwolągi?
Była przerażona.
– Ale o co chodzi?
– Popatrz na te sylwetki to psy! A Ty z nich zrobiłaś koty! Jesteś weterynarzem, nie uczyli Cię anatomii? Nie wierzę, że to się dzieje w realu, Magda, zobacz – trzepałam maskotką w powietrzu – To jest pies, tu ma ogon, tu nos, tu sterczy ucho! – byłam bliska płaczu – Kto mi kupi takie mutanty? To są zabawki na miarę Twojej wyobraźni!
– Nie drzyj się! – wpadła mi w słowo – Przecież pisałam Ci, że mam kłopot z tymi sylwetkami, że trudność sprawia mi ich zdobienie, że wolę te z wielką głową albo poduszki…
Miała minę dziecka, któremu zabrano cukierka.
– Do głowy by mi nie przyszło, że Ty, kociara, uszyjesz psie zabawki, no to już rzeczywiście przerasta moją wyobraźnię, wybacz, ale co Cię skłoniło do takiej desperacji?
– Magda kasa! Tylko kasa! Pomyślałam, że skoro koty cieszą się takim popytem, naszyję psich zabawek, przecież Fundacji pomagają nie tylko kociarze. Ot cała zagadka. Wydatków masa, sama wiesz ile mamy do operacji kotów, a na mieście szepczą o zmianie polityki urzędu, wiesz co to dla nas oznacza, rzucą się na nas po wszystko, zabiegi, leczenie, przyjmowanie małych, karmę… Mam dalej wymieniać?
Mimo uszu puściła moją wyliczankę, skupiała się na jednym:
– Skąd wiesz o urzędzie? Masz jakieś konkrety?
– Tak, cięcie budżetu na zwierzęta!
– No to pięknie, ale tym razem mówisz serio?
– Si, już współczuję dziewczynom z kontaktu rozmów i dziwnych sytuacji!
Jak zwykle pomieszałyśmy dwie kwestie. Miało być śmiesznie, a wyszło mało optymistycznie.
Magda faktycznie sygnalizowała, że jakieś dziwne tym razem ma koty, a ja zagoniona i chora, nie połączyłam kropek i do głowy mi nie przyszło, że już działa w temacie psich zabawek. Gorzej, na jej skargi i żale reagowałam zgodnie ze swoim temperamentem: „Magda, ozdabiaj, nie wymyślaj, ja też bym chciała tylko kolorowe i zdrowe, rasowe i miłe, a mam co życie mi daje: bure, wściekłe i na dodatek chore, gryzące nie kumate cholery, że te wszystkie zabiegi to dla ich dobra. Narzekam? Nie leczę, wydaję, ściągam nowe!”
Tych koto-psów mam siedem sztuk.
Mam nadzieję, że może ktoś kupi takiego cudaka ratując tym samym Magdę przed ponowną pracą i będzie miał przy okazji przecudną pamiątkę jak to zabieganie o kasę czasem śmiesznie się kończy.
Cieszę się, że pomyłki w Kociej Mamie dotyczą tylko bezpiecznych sytuacji, na szczęście kotów pilnujemy pieczołowicie i nie ma mowy, by nam się zapodziało nawet niegrzeczne futro.