Sytuacja wytworzyła się kompletnie sama. Nikt jej nie modelował, nie planował. Od pewnego czasu z radością, ale i ogromną satysfakcją obserwuję zjawisko występujące u każdego wolontariusza, a mianowicie swoistego rodzaju odpowiedzialność zbiorową za realizację zadań, celów i podejmowanych inicjatyw.
Ciężko jest dźwigać bagaż odpowiedzialności tylko na jednych barkach. Lider, przewodnik zawsze ma o wiele bardziej ułatwione zadanie, kiedy nikt się wyłącznie na niego nie ogląda, a pilnie wykonuje przyjęte zadanie. Udało mi się, osobie z marzeniami wykraczającymi poza obszar możliwości innych, zgromadzić koło siebie dokładnie tak samo nietypową gromadę istot totalnie z innej bajki. Odpowiedzialność, ale i otwartość, troska o koty, o fundację, o wszystkich którzy tu działają.
Kiedy kilka lat temu do gromady dołączyła Iwonka, jej aktywność sprowadzała się generalnie do pozyskiwania darczyńców i sponsorów. Skutecznie zorganizowała i przeprowadziła kilka zbiórek w czołowych korporacjach w mieście, jednak z uwagi na pandemię i zmianę struktur pracy, ta forma pomocowa umarła śmiercią naturalną. Podobnie zadziało się w bibliotekach, klubach seniora i innych lokalach użyteczności publicznej. Wtedy to nie zrażając się, nie załamując z bezsilności i niemocy sprawczej, wspierana mocno przeze mnie, szukała rozwiązań alternatywnych. Tym sposobem nawiązałyśmy owocną współpracę z innymi fundacjami działającymi w obszarze zwierząt. Fakt, że jesteśmy największą fundacją w regionie, ani na trochę nikomu z Kociej Mamy nie uderzył do głowy. Za każdą możliwość udziału w cyklicznych akcjach, kampaniach i wydarzeniach, pięknie z elegancją dziękujemy. Nikomu nawet do głowy nie przyjdzie pyszczyć jakie to my jesteśmy cudne, interwencyjnie sprawne i niezastąpione. Buta zawsze zbiera dramatyczne żniwo. Nie dość, że pycha odstrasza darczyńców i sympatyków, to jeszcze psuje atmosferę wprowadzając negatywne emocje.
Pieniaczy unika każdy. To, że nie reaguje się bezpośrednio na zaczepki, nie oznacza, że nie wyciąga się przykrych dla „zadymiaczy” wniosków. W czasie, kiedy przeogromne są możliwości dotarcia do informacji, sprawdzenie wnikliwe stanu faktycznego danej instytucji społecznej wcale nie jest kłopotliwe. Na moje szczęście, ale i na szczęście dla kotów, dla kociarzy współpracujących z Kocią Mamą, nikomu nie odbiła palma, bo nagle zaczął piastować jakąś tytularną funkcję. Pokora, dystans do siebie, chyba najbardziej charakteryzują każdego wolontariusza. Co z tego, iż Iwonka otrzymała funkcję menadżerki? Nie ma to najmniejszego przełożenia na jej codzienną żmudną pracę. Tak samo, a może nawet z większą determinacją zabiega o kondycję fundacji w każdym aspekcie pracy. Zadań ma ogrom, zakłada cele na Ratujemy zwierzaki, nadzoruje akcje koszyczkowe i aktywność na platformie Dla schroniska, pilotuje kampanię „Mruczek sam o pomoc nie poprosi”. Teraz, jakby mało miała zadań, pracuje nad kolejną akcją, rozsyła prośby o objęcie opieką wirtualną naszych kotów społeczności szkół i przedszkoli. Ostatnia reorganizacja w temacie kotów dorosłych, przełożyła się na zwiększenie ilości tych, które stały się regularnym fundacyjnym obciążeniem. Nie można ignorować faktu, że nawet geriatryczny kot może dożyć do 29 lat, miałam taki przypadek w fundacji.
Koty z tej grupy są dość znacznym obciążeniem nie tylko z uwagi na konieczność przeprowadzenia kontrolnych badań, ale wymagają stosownej diety oraz podawania leków wspomagających. To są koszty na stałe wpisane w fundacyjny budżet. Z jakim rezultatem spotka się nowy pomysł Iwonki dowiemy się niebawem. Tymczasem wolontariuszka skrupulatnie śle z uporem pisma czekając na zamierzony efekt.