Kiedy organizacja posiada osobowość prawną postrzegana jest jako stabilna, solidna firma, ale czy tak jest faktycznie trudno mi się z tym zgodzić, ponieważ od lat siedząc mocno w temacie pracy społecznej, niestety mam inne doświadczenia, przemyślenia i wnioski.
Kiedy zakładałam Kocią Mamę wiedziałam dokładnie jak ma jej praca wyglądać. To główna i najważniejsza cecha mojego charakteru, nie życie narzuca mi styl i formę zachowania, czyli nie dostosowuję się jak kameleon do każdych okoliczności udając przysłowiową blondynkę, a sama wyznaczam drogę i ze spokojem przyjmuję wszystkie konsekwencje podejmowanych decyzji. W moim przypadku nie miała nigdy miejsca sytuacja, że winą obarczyłabym innych czy uciekła od odpowiedzialności chowając się za plecami wolontariuszy. Kiedy życie nakłada na barki konieczność grania pierwszych skrzypiec, zachowując się niedojrzale traci się autorytet, szacunek, uznanie.
Porywczość czy impulsywność to emocje, które towarzyszą zawsze, szczególnie tej pracy. Nie można beznamiętnie działać na rzecz zwierząt. Pomysły na pomaganie są tak różne, jak odmienne są obecne w środowisku organizacje. Kocia Mama tradycyjnie, biorąc każdy element czy zakres jest poza wszelką konkurencją. Dzieje się tak nie przypadkiem, wynika to, iż my mówiąc kolokwialnie nigdy nie palimy głupa! Nazywamy rzeczy po imieniu, co bardzo złości i irytuje.
Wiemy, że branża kocia to trudny temat. Pomysłów na opiekę nad kotami jest tysiące, jednak czasem ludzie zapominają, że poruszamy się w przestrzeni jednak dzikich zwierząt i niektóre pomysły nie zawsze się sprawdzają w życiu. Bardzo często zachodzi sytuacja, kiedy osoba mająca w intencji ratowanie w praktyce, patrząc z boku, jej aktywność bardziej przypomina znęcanie. Nie mając pomysłu jak z tego problemu wybrnąć, nie potrafiąc poprosić o pomoc czy podjąć jakieś rozwiązanie, trwa uporczywie przy swoim stanowisku, udając, że nie ma żadnego problemu. Kiedy nie pomagają i skutku nie odnoszą żadne rozsądne sugestie, kiedy na ofertę udzielenia pomocy w odpowiedzi reagują hejtem, osoba faktycznie mająca na sercu dobro kotów, zwraca się z listem intencyjnym, pierwsza chowa dumę do kieszeni i wyciąga pomocą rękę. Dojrzałością społeczną, autentyczną miłością do kotów i wszystkich żyjących, a w pewien sposób zależnych od człowieka zwierząt, jest prawda w realnej ocenie własnych możliwości. Nie jest żadnym wstydem, uchybieniem czy porażką przyznanie się, że coś nam się wymknęło spod kontroli, zwyczajnie przerosło.
Wielkość i mądrość przejawiają się umiejętnością właściwej oceny, a nie butne ferowanie i forsowanie poglądów, które są kompletnie odrealnione.
Sądzę, że zamiast spierać się na forach, przerzucać argumentami, pisać obelgi i szukany, lepiej zachować się dojrzale w obliczu okoliczności, które wymknęły się spod kontroli i kierując się tylko troską o koty, przyjąć oferowaną pomoc.
Mam nadzieję, że i w tym temacie, w przypadku kontrowersyjnych zdarzeń, inne organizacje pójdą za przykładem Kociej Mamy i zamiast hejtu sięgną po rozmowę i spokojne negocjacje.