Historie w tej Fundacji piszą się same, a na ich scenariusz wpływ mają jej członkowie. Kiedy spotykają się dwie różne osoby, nie można wymagać, żeby ten sam temat postrzegali identycznie. Każdy traktuje sprawę z własnej perspektywy, mając w pamięci obraz wcześniejszych zdarzeń. Bywa tak, że komunikację kompletnie zaburza negatywne wspomnienie zdarzenia, które finalnie w tym samym szeregu ustawia wszystkie organizacje. Jest to oczywiście szalenie krzywdząca okoliczność, ale musimy pamiętać, że łatwiej się przypina łatkę niż pisze pochwalną opinię.
Tacy już jesteśmy, swoje błędy, nawet ogromne, bagatelizujemy, niewinne uchybienie innych traktujemy tymczasem, jak zbrodnię na skalę świata. Brakuje nam dystansu do siebie, wyrozumiałości dla innych, spokojnego przyjmowania pomyłek drugiej osoby. Rozumiem wstręt do kłamstwa, oszustwa, matactwa. Te cechy eliminują zaufanie, a w takiej grupie, jak nasza Fundacja, niestety, ale szczerość i otwartość to najcenniejsze atrybuty, rzutujące na współpracę.
Kiedyś, lata temu, odwiedziła mnie para młodych ludzi, sprawdziłam datę, było to ponad siedem lat temu. Szmat czasu!
Przynieśli dary przeróżne, byłam zdziwiona ich rozmaitością.
-Bartłomiej jeździ śmieciarką, nie ma pani pojęcia, jakie cudne rzeczy ludzie wyrzucają. Zabiera je do domu, ja piorę, czyszczę, wkładam do pudeł, w ten sposób gromadzę produkty, które przekazuję na Pchli Targ- wyjaśniła Angelika.
Przychodzą z wizytą zawsze w takiej porze, kiedy już mam w siedzibie nasze charytatywne kalendarze. Wiedzą, że lubię się odwdzięczyć, że podziękowanie wpisane jest w schemat każdego przekazania. Nie jest istotne, z jakimi produktami zjawia się darczyńca. Obowiązuje zasada i starannie jest przestrzegana.
Od dwóch lat pojawiają się z pociechą. Jak pójdzie do przedszkola, zjawimy się z kotami i opowiemy cudną historię o formie wspierania Fundacji jaką wybrali rodzice. Pomagać można przecież nie tylko na wielką skalę. Każdy fajny pomysł, każda niebanalna aktywność, przekuwa się zawsze na zysk i w ten sposób nawet okazjonalnie osoby, sympatyzujące z nami, mają wpływ na naszą pracę. Głównym celem zawsze są koty.
Kiedy patrzę na swoją Fundację, na stałe grono sympatyków, osób nas wspierających oraz darczyńców, widzę koty! Przypominają mi się historie, kiedy, kto i za sprawą jakiej interwencji do mnie trafił i jak to się zadziało, że idealnie się w tą społeczność wpasował. To, że mam rękę do kotów, do leczenia trudnych przypadków, do wyszukiwania fantastycznych domów, to wie każdy związany z Kocią Mamą, jednak za taką formą pracy kociej ekipy stoi moja umiejętność przyciągania niezwykłych osobowości. Każda z nich staje do pracy na swoim odcinku i sprawia, że kombajn pod tytułem Kocia Mama, mknie jak szalony do przodu, zostawiając za sobą super spięte, przeróżne interwencje i tylko samo dobro!