Tym razem opowiem o kolejnym niezwykle częstym zjawisku, które wykluło się i zmodyfikowało od czasu, kiedy internet stał się narzędziem szeroko dostępnym. To, że życie niezwykle nam się ułatwiło i uprościło, to rzecz jasna dobra strona tego medalu. Wiele czynności szalenie prozaicznych, zabierających czas, którego jest niestety coraz mniej, możemy załatwić czy rozwiązać właśnie poprzez internet.
Szukamy fachowców, zbieramy opinie o klinikach, firmach, kupujemy i sprzedajemy niepotrzebne rzeczy dnia codziennego, czynimy podstawowe zakupy z zakresu gospodarstwa domowego. W każdą dziedzinę naszego życia mocno wpisuje się to narzędzie. Mapy, lokalizacja, nawigacja upraszczają i zmieniają jakość aktywności z tego zakresu. Dawno już poszły w zapomnienie sytuacje, kiedy trasę pokonywało się dwukrotnie dłużej, bo pomyliło się drogę, mylnie odczytując mapę.
To są zdecydowanie profity ingerujące pozytywnie w otaczającą nas rzeczywistość.
Jednak życie niestety nie zawsze nas rozpieszcza i nie kreuje wyłącznie pozytywnych okoliczności.
Z uwagi na prowadzoną działalność, od czasu do czasu – a zawsze w przypadku, gdy moje decyzje, opinie czy wizje różnią się znacząco od oczekiwań osoby kontaktującej się z fundacją – narażona jestem na bezwzględny, przykry, a bywa, że wręcz obrzydliwy hejt.
To niewinne słowo pojawia się coraz częściej w reportażach i dyskusjach, ponieważ uważam, że po tylu latach nie pracy, ale wręcz misji na rzecz poprawy jakości życia kotów, pewne sytuacje nie wymagają już udowadniania. Są one naturalną wypadkową wiedzy, doświadczenia i faktycznie wykonanej pracy.
Czym właściwie jest hejt i kto w dialogu po niego sięga?
Telefon zaufania podaje taką definicję tego zjawiska:
Hejt bywa często reakcją na nudę, sposobem na zdobycie pozycji w sieci, pokazaniem znajomym swojej siły, odreagowaniem własnych niepowodzeń czy przejawem zazdrości.
Wikipedia natomiast podaje następującą definicję, choć jest ich oczywiście więcej, zależnie od środowiska czy społeczności, której zjawisko dotyka. Ja wybrałam tę, która najlepiej pasuje do fundacyjnych realiów:
Hejt internetowy (ang. hate, pol. nienawiść) – zjawisko społeczne o charakterze poniżającym, obserwowane w środowisku Internetu (portale społecznościowe, komentarze pod artykułami w serwisach informacyjnych, komunikatory internetowe).
Natomiast według Słownika Języka Polskiego hejt to: Obraźliwy i zwykle agresywny komentarz internetowy lub mówienie w sposób wrogi i agresywny na jakiś temat lub o jakiejś osobie.
Sięgnęłam po trzy wyraziste definicje opisujące to zjawisko, ale takie, które najlepiej pokazują, jak emocjonalnie skomplikowana jest branża, w której działamy od wielu lat.
Najbardziej zastanawia mnie profil charakterologiczny osoby, która zachowuje się w sposób brzydki tylko dlatego, że targa nią zazdrość, jest sfrustrowana i ma bardzo niską samoocenę. Zamiast udać się do psychologa po pomoc, podjąć terapię czy dołączyć do grupy wsparcia, ta osoba ucieka się do takich paskudnych metod.
Schemat skłaniający daną osobę do hejtu jest zawsze niestety taki sam. Wystarczy, że nie podzielę opinii czy stanowiska drugiej osoby, i już pojawia się powód, by wylewać pomyj na mnie osobiście, na fundację, na wolontariuszy. Na nic zdają się racjonalne argumenty, wyjaśnienia czy tłumaczenie. Oczekuje się ode mnie, że bez zmrużenia oka przyjmę każdą niedorzeczną opowieść, uwierzę w kłamstwo czy pominę milczeniem matactwo lub niedopatrzenie. Nazywanie rzeczy po imieniu automatycznie wyzwala pełen jadu i agresji atak.
Bardzo długo przymykałam oczy na takie próby manipulacji, kiedy, używając hejtu lub groźby jego użycia, oczekiwano, że się ugnę i będę sterowalna. Niestety, takie zachowanie nie wpisuje się ani w mój charakter, ani tym bardziej w zadania, jakie realizuje fundacja. Kocia Mama jest organizacją typowo usługową, działającą na rzecz braci mniejszych, a ten cel zawsze był, jest i będzie dla całej załogi najważniejszy.
Mnie nie interesują interakcje personalne z opiekunami kotów. Nie muszą oni nawet czuć do mnie sympatii czy przyjaźni – zadowoli mnie poprawna komunikacja. Poznając tysiące ludzi na przestrzeni lat, nie przyzwyczajam się do nich, a do kotów, które są motywem łączącym. Powiem więcej: moje prywatne oceny, awersje czy urazy personalne zawsze odkładam na bok, mając świadomość, że moja aktywność, wiedza i doświadczenie powinny przekładać się na dobrostan zwierząt.
Łaski nie robię, wyleczając starego, chorego kota, który został zabezpieczony przez osobę, która go znalazła, dała mu ciepły kąt i pełną miskę. Taka jest rola fundacji, idea i sens jej pracy. Obowiązkiem jest docenić dobre serce, nawet jeśli nasze poglądy na inne kwestie nie są z tej samej szufladki.
Nigdy nie oceniam ludzi na podstawie wyglądu, pozycji społecznej czy wykształcenia. Interesuje mnie wyłącznie to, jak postępują wobec kota i czy respektują wspólne ustalenia.
Poruszyłam temat hejtu SMS-owego, ponieważ coraz częściej jest on używany jako forma wymuszenia lub zastraszenia. Przykro mi poruszać ten aspekt pracy fundacji, ale w ostatnich latach problem ten nie jest już niestety incydentalny – przybrał wymiar epidemii.
Generalnie rytuał jest zawsze taki sam. Jeśli odmówię leczenia prywatnego kota, przyjęcia dorosłego kota w trybie natychmiastowym lub odmówię adopcji kociąt w wieku 8 tygodni osobie, której PESEL zaczyna się cyfrą 50, automatycznie zaczyna się wypisywanie obelg. Kultura, dobry ton, wychowanie i takt odkładane są nagle daleko w kąt. Plugastwa lecą SMS za SMS. Im bardziej moje stanowisko jest nie tylko zasadne i oczywiste w danych okolicznościach, ale także rozsądne i klarowne, tym większa uaktywnia się agresja, a telefon buczy czasem przez dobrą godzinę, dopóki złośnik nie wystrzela się z pomysłów. Im bardziej mam rację, tym większy imperatyw inwektyw. Męczy mnie jedna myśl: czy oburzony delikwent czyta później pisane w emocjach wypociny?
Straszono już mnie wszelkimi organami urzędowymi, prawnymi, skarbowymi. Grożono kontrolą, weryfikacją, nawet pisano donosy. Powiem wprost: nie chcę równać do gorszych. Niech ci pieniacze raczej dotrzymają nam tempa pracy i adopcyjnego kroku. Nie zmienię stylu działania, sprawdzonej formuły, nie pozwolę na żadne rewolucje czy przewroty. Każdemu wolno otworzyć własną organizację pomocową i wykazać się osiągnięciami. Biedy i krzywdy jest dookoła ogrom, każde ręce są cenne i potrzebne na kocim pokładzie. Jeśli nie podoba się nasz regulamin, zasady i kodeks, rozumiem doskonale ten fakt – każdy człowiek ma prawo do swoich ocen, ale rodzi się pytanie, dlaczego ich aktywnością jest przede wszystkim szkalowanie? Nie uratują w ten sposób kociego życia, nie wyleczą chorego, nie zapewnią opieki. Sugeruję delikatną zmianę zachowania, niech dadzą z siebie coś dobrego, bo to jest przecież łatwa i prosta aktywność, a pożyteczność nie karmi się podłością.