Listopad to najsmutniejszy miesiąc w roku. Chłodny, wietrzny, mokry, przykry dla zwierząt i ludzi. Ciemny i ponury, szalenie nieprzyjemny, nie skłania do marzeń, a raczej do nostalgicznych refleksji.
Cykl rozrodczy odrobinę się zmienił. Kiedyś kotki miały dwa mioty. Od kiedy warunki środowiskowe uległy poprawie, zmieniła się mentalność opiekunów i weszła pomoc urzędu, w ramach ustawy o ochronie zwierząt, byt dzikich kotów uległ zmianie. Automatycznie przełożyło się to na ich gotowość seksualną i od kilku już lat zdarza się, że kotka wije i trzeci miot.
Natury nie da się poprawić, ustawić według naszych potrzeb czy wymagań. Normą jest, że pierwsze kocie maleństwa rodzą się w czasie szalenie optymistycznym, czyli wiosną. Letni miot ma optymalne warunki do wyrośnięcia na zdrowe kociaki. Słońce i ciepło raczej eliminują groźne, kocie choroby, chyba, że matki są nosicielkami kociego kataru. Wtedy młode przejmują też infekcje.
Jednak te ostatnie mioty, rodzące się późną jesienią, trafiają na najgorszy czas pogodowy.
Słota, plucha, deszcz ze śniegiem, do tego brak ciepłego schronienia i niska temperatura sprawiają, że maluchy momentalnie łapią wszystkie choroby. Zaczyna się niewinnie, od delikatnego kataru, potem pojawia się zapalenie spojówek, koronawirus mutuje w kalcywirozę i wtedy dochodzi do trwałych uszkodzeń, szczególnie gałek ocznych.
Rude koty są piękne. Wszyscy marzą o tak umaszczonym przyjacielu, ale żeby takiego osobnika przekazać do nowego domu, musimy spełnić jeden, najważniejszy warunek: kotek musi być zdrowy.
Ta aukcja prosi o pomoc dla trzech kocich miotów. Wszystkie zostały odłowione w ostatnich kilku tygodniach.
Rude, oprócz biegunki wywołanej straszną robaczycą, miały koci katar, świerzbowca, a jeden malec ma na stałe uszkodzoną rogówkę, która niestety spowodowała zaćmę. Jak się dalej zachowa jego oko, nie wiemy. Czas pokaże, czy zaćma będzie się pogłębiać do całkowitego pozbawienia wzroku. Mając świadomość, że kalekie koty zbyt długo nie goszczą na naszym pokładzie, skupiłam się na doprowadzeniu do dobrej ogólnej kondycji, a nie na zmartwianiu się okiem.
Dwie siostry, Malta i Ibiza, złapane w kociakowym zagłębiu czyli Łódzkiej Rudzie, przechorowały panleukopenię. Każdy kociarz drży na to słowo, widząc oczyma wyobraźni dezynfekcję wszystkich pomieszczeń oraz z ostrożności wyłączenie z przyjmowania kotów. Na szczęście, od chwili przejęcia interwencji, staram się angażować opiekunów do pomocy. Obie kotki, będąc pod finansową opieką Fundacji, nie korzystały bezpośrednio z naszych domów tymczasowych. Nadal bytują u ludzi, którzy je złapali.
Ostatni, leczony obecnie miot, to Cypr i Tajwan, które to same, za wskazaniem pewnej pani, odłowiła sobie na oswajanie Maryla. Obaj chłopcy zgodnie chorują na świerzbowca i koci katar, tak więc Maryla ma nie lada atrakcje, kiedy musi wypłoszom wyczyścić uszy i podać leki. Zanim zrozumieją, że wszystkie te zabiegi mają na celu przysposobić je do nowego życia, niestety musi minąć trochę czasu, a małe na razie gryzą i drapią bez opamiętania.
Kiedyś, będąc na rutynowych badaniach, pielęgniarka pobierająca mi krew popatrzyła na moje ręce i spytała, czy te szramy to błędy młodości. Uśmiechnęłam się z wyrozumiałością, odpowiadając, że to efekt miłości do kotów!
Kochani, jak zwykle tradycyjnie proszę o wsparcie, na leczenie, szpital i smakowite jedzenie.
Leki zawsze kosztują najwięcej, do tego konieczność wykonania analiz, podania szczepionek w przypadku panleukopenii. Rachunki płacę zbiorowe, więc aukcja jest wspólna. Koci budżet gromadzimy na jednym fundacyjnym koncie. Każda złotówka to szansa na wyleczenie kota, więc świadoma waszego wsparcia, raz jeszcze proszę o pomoc.