finał akcji mruczek sam o pomoc nie poprosi

Po raz kolejny braliśmy jako fundacja udział w corocznej edycji krajowej akcji pod hasłem „Mruczek sam o pomoc nie poprosi”. Tytuł trafiony, adekwatny do sytuacji, bowiem od zawsze wiemy, że to my działacze przeróżnych organizacji jesteśmy głosem braci mniejszych. One same nie upomną się o lepszy los, o pełną miskę, o prawo do godnego bytowania i leczenia. My, rozsądnie do ich potrzeb, staramy się tak modelować dobrostan, by wprowadzać jak najmniejsze zmiany w ich życie, które wiodą według praw natury. I tu jak zwykle, jeśli ktoś racjonalnie myśli i z szacunkiem traktuje swoją misję, praca rozkłada się na wiele płaszczyzn, ponieważ mnogość przeróżnych aspektów niby z pozoru dotyczących zaopiekowania kotem, rozkłada się na mnóstwo czynników pierwszych.

Mam świadomość, że zakręciłam nieco wypowiedź, jednak już prostuję. Fundacja, weźmy sobie taką pierwszą z brzegu o nazwie dajmy na to Kocia Mama, powołuje Zarząd, Radę Nadzorczą i opracowuje Statut. Niby wszystko jasne, proste, przejrzyste. Jednym z głównych, najważniejszych, jest paragraf o ochronie, opiece, dobrostanie i leczeniu. W tym momencie zaczynają się schody, ponieważ tak naprawdę na pokładzie, na garnuszku mamy niezłą kocią menażerię. Aktywność dotyczy kotów środowiskowych, a te zawsze dzielą się na dwa obozy: łagodne i mile oraz dzikie, niezależne, swobodne. Analizujemy postępowanie wobec dorosłych. Zatem inaczej będzie wyglądało działanie wobec dzikich niż łagodnych. Te pierwsze leczymy, kastrujemy i wypuszczamy w środowisko, zapewniając bezpieczne wolnostojące w przestrzeni miasta, budki. Te łagodne, po przejściu standardowej procedury prezentowane są do adopcji. Jednak oba te obozy mruczków trzeba wyżywić, a to już jest z reguły kosztowna impreza. Kiedy ich ilość liczona jest w dziesiątki, nie ma tragedii, ale kiedy zaczynamy liczyć kolejną setkę, robi się pokaźny budżet.

Dokładnie taka sama zasada dotyczy młodzieży i maluchów. Z maluchami jest jeszcze większy kłopot, ponieważ jeśli ginie ich matka, konieczne jest do wykarmienia mleko, potem dobra bogata dieta, ale niepowodująca zaburzeń jelitowych. W tym przypadku nie ma co sięgać po tańszą marketową karmę, bo nie każda oszczędność jest nią faktycznie. Łatwiej jest z kociętami stabilnymi i młodzieżą, one z reguły nie mają kłopotów jelitowych, bo kiedy odkryją suchą karmę nie potrafią się od niej oderwać. Doświadczenie nabyte przez lata, pozwoliło mi opracować schemat odpowiedniego żywienia, jest to szalenie ważne, by na etapie rozwoju, budowy i nabierania masy ciała, wyeliminować biegunki, wymioty, nietolerancje jelitowe, czyli wszystkie te czynniki, które w pośredni sposób wywołują niedobór elektrolitów w wyniku odwodnienia. Mało kto ma świadomość, że właśnie proces odpowiedniego racjonalnego żywienia od etapu oseska do młodziaka, jest jednym z istotnych elementów przekładających się wprost proporcjonalnie na poziom adopcji. Kocięta rosną zdrowo, a my nie spędzamy godzin na kroplówkach. W każdym działaniu trzeba rozważyć, które jest najbardziej optymalne i nawet gdy z pozoru większego wymaga nakładu, to finalnie strata związana z wizytami zostaje w fundacyjnym portfelu.

Udział w akcji daje nam swobodę wyboru produktu za kwotę, która przypada fundacji. W ubiegłych latach było to wsparcie szacowane w kwocie prawie 5 tysięcy złotych, w tym zaledwie niewiele ponad 1400.
Jest diametralna różnica i tylko idiota nie wyciągnąłby wniosków. Nigdy nie biję na alarm, kiedy nie mam mocnych przesłanek. Przykro mi z uwagi na lata wspólnej pracy z opiekunami, z niektórymi wspólna opieka nad środowiskowymi trwa ponad 20 lat, jednak muszę jako szefowa bez sentymentu patrzeć globalnie i pierwsze obostrzenia dotyczyć niestety będą karmicieli, którzy korzystali z wsparcia, ale nigdy nie wykonali żadnego zadania dla fundacji. Byli tylko biorcami, bez żadnej inicjatywy ze swojej strony. Przekonani, że manna spada z nieba a Kocia Mama jest tak obrzydliwie bogata, że 50 kg karmy jest dla niej bez znaczenia.

Mam świadomość, że pomoc dedykowana jest kotom, jednak od zawsze powtarzam, że na kondycję firmy pracujemy wszyscy. Nie ważne czy publikując posty na portalach społecznościowych, czy robiąc korektę tekstów wieszanych potem przez innych na stronie, czy biegamy na spotkania od szkoły do przedszkola czy budujemy koci stragan na jarmarku w mieście. Jest aktywność, jest działanie i sama ta aktywność już wyróżnia z tłumu tych, którzy tylko przychodzą z torbą.
Nie ilość a jakoś się liczy. Serdecznie dziękuję za możliwość udziału, trzymam kciuki za powrót dobrej passy, oby odwróciła się koniunktura i w przyszłym roku akcja przebiegała jak w poprzednich.