No i stało się!
Ja, która dostaję uczulenia i pieklę się zawsze, gdy ktoś się powołuje na znajomość ze mną, ja, która zawsze odsyłam petentów na kontakt, pomijając z rozmysłem wszelkie sympatie i koneksje, stanęłam przed faktem, że mimo twardych zasad, dałam się wmanewrować w sytuację, kiedy naginam plany i terminy spotkań edukacyjnych w myśl sugestii jednej przesympatycznej dziewczyny.
To Maja jest winna mojej słabości. Ona i jej pacjenci, bywalcy pewnego dość specyficznego ośrodka terapeutycznego w Łodzi.
To oni, ich aktywność, zmiany jakie w zachodzą w ich psychice, pamięci i zachowaniu, są kolejnym przykładem na to jak magiczne są koty, jak przeogromną obdarzone są mocą, jak bardzo wpływają na naszą podświadomość, jak dziwne wysyłają impulsy do ludzkiego mózgu i jakie dzięki nim zachodzą w nim zmiany. Potrafią zdziałać więcej i w krótszym czasie niż prowadzona przez lata systematyczna farmakologiczna i psychologiczna terapia!
Koty! Od zawsze byłam pewna, że te mruczące futra nie przez przypadek przez wieki, w sumie od zarania naszych dziejów, a może nawet i wcześniej, zanim wystąpił wieki wybuch i zrodziła się Ziemia, miały przeogromny mentalny wpływ na człowieka.
Artyści, malarze, poeci i piosenkarze ale i królowie, magnaci, kapłani, zwyczajni kupcy i my, szarzy zjadacze chleba, wszyscy jak jeden mąż jesteśmy nimi totalnie zauroczeni!
Żyjąc z kotami od lat, szczególnie z tymi z innej bajki, chorymi, kalekimi, z dysfunkcjami, wyczulona jestem na ich sygnały. Nie popadam w rutynę, bo każdy nowy kot zamieszkujący ze mną, to inny przypadek osobowy i medyczny.
Przyjmując koty chore jestem świadoma kompletnie innych obowiązków, niźli w typowej adopcji. Opieka oprócz postawienia miski, sprzątnięcia kuwety, wykonania rutynowych badań czy zabezpieczeń typu odrobaczenie, szczepienie, wykracza dalej niż spanie z kotem w łóżku czy codzienne zabawy.
Moje koty pracują dla Fundacji mimo swej niepełnosprawności. To już je wyróżnia i stawia w innej płaszczyźnie. Moje koty są nietypowymi przypadkami medycznymi, ich reakcja na bodźce życia codziennego, ich relacje i reakcje wynikające z komunikacji z resztą domowników są pomocne nie tylko w prowadzeniu interwencji trudnych, ale co najważniejsze, pozwalają odrobinę poznać i zrozumieć niezwykle specyficzną psychikę. Obserwacja ich zachowań, przekłada się na fakt, że w nowym, odmiennym aspekcie analizuję problem, często obalając dotychczasowy schemat, wyciągam nowe wnioski, inaczej interpretując te same fakty.
Każdy kot jest okazją do nauki, niekoniecznie postrzegany jako jednostka kliniczna. Od pewnego czasu bardziej staramy się poznać ich skomplikowaną naturę, zespół akcji i reakcji, bo ze zwykłym kocim katarem czy grzybicą umiemy już walczyć. Zatem, jak to my, nie spoczywamy na laurach, idziemy krok dalej , zagłębiając się w obszary odpowiedzialne za świadomość, podświadomość, pamięć ale i jej zaniki. Myślę, że wspólny projekt terapeutyczny ośrodka i fundacji jest naturalną konsekwencją skłonnością do podejmowania wyzwań duetu edukacyjnego który tworzymy z Renią od lat.
Nieprzewidywalna jest psychika kota i człowieka dotkniętego dość nadal tajemniczą chorobą Alzheimera.
Po drugim spotkaniu, które oczywiście było dla nas i Majki ogromnym zaskoczeniem wynikającym z reakcji pacjentów na koty, stało się dla nas oczywistym, że zajęcia będą odbywać się w trybie raczej cyklicznym. Nie lubię drogi na skróty, nie lubię bylejakości w pracy, dlatego obie z Renią – to moja partnerka w projekcie, który napisało życie – rozumiałyśmy trudność kolejnych spotkań. Społeczność jest stała, liczy kilkanaście osób. Respektując zasady określające każdą edukację, należało przygotować tematy tak, by ich nie powielać. Szanując inteligencję dzieci ciągle zmieniamy edukacyjną ofertę, ta sama zasada obowiązuje i w tym przypadku.
Celem najważniejszym jest uaktywnienie, zachęta do działania, przerwanie letargu, przebicie się przez apatię częściowo wywołaną zmianami jakie zaszły w ich mózgach.
Obecność psiaka Izy była pomysłem na następne spotkanie.
Teraz wywołałyśmy totalne zdumienie, gdy kocie mamy zawitały z czwórką przesympatycznych psinek, które tworzą liczną futrzastą rodzinę w domu Izy.
Moje wolontariuszki, mimo, że znalazły do mnie drogę prowadzone przez koty, mają psy, fretki, chomiki i rybki. Niektóre zgromadziły niezła menażerię i muszą być czujne, by zwierzaki postępując zgodnie z naturą nie zjadły innego domownika. Podziwiam ostrożność w życiu codziennym, szczególnie, gdy w domu biega pięć kotów, a w klatce bawią się beztrosko chomiki.
Reasumując, trzecie spotkanie z tą samą społecznością, a jednak kompletnie inne. Doświadczenie dla nas bezcenne, reakcja na psy, spontaniczna radość, padające pytania, niesamowita aktywność, ale i nawiązanie do rozmów wcześniejszych, analiza zasłyszanych już wiadomości i budowanie wniosków. Takiej reakcji nie przewidziałam ani ja ani Maja ani Renia.Totalnie zaskoczyli nas.
Ten dzień zapisze się szczególnie w mojej pamięci, były to bowiem urodziny Izy, opiekunki DT szczególnego, w którym spokojną przestrzeń znajdują zwierzaki chore i kalekie. Miłość i troska nie dotyczy wyłącznie kotów.
Tradycyjnie nie obyło się bez maleńkiego spisku, aż do życzeń i zaśpiewanego przez pacjentów „Sto lat” wszystkie milczałyśmy zgodnie udając, że zapomniałyśmy jak ważną mamy okoliczność.
Iza była zdumiona, szczególnie moją postawą. Nie zapomnę zdziwienia, zawstydzenia, zaskoczonej Izy, stojącej z bukietem, z bombonierką w kształcie serca, z prezentem rękodziełem wykonanym przez pacjentów, odbierającej życzenia i serdeczności w miejscu tak szczególnym.
Ona i jej życie podporządkowane jest najsłabszym, dotkniętym przez los, skrzywdzonym przez ludzi bądź okoliczności. Zwyczajne „Sto lat” wykonane w tym miejscu i przez te istoty ma kompletnie inny ciężar niż te zwyczajowe na ucztach i bankietach.
Kolejna przepiękna historia w dziejach edukacji Kociej Mamy.