Rude koty kocha każdy, mimo iż wiemy, że potrafią być szalenie niezależne i temperamentne. Jedna z naszych enklaw mieści się między Łodzią a Strykowem. Położona jest bezpiecznie pośród łąk i lasów.
Koty w enklawie bytują przeważnie chore, to dzięki trosce i sumiennej opiece Anety możemy te schorowane mruczki utrzymywać w dość dobrej formie i kondycji zdrowotnej.
Ten rudy pojawił się nagle. Początkowo przychodził wyłącznie na jedzenie. Wiadomo dodatkowy amator kociej karmy nie stanowił dla Fundacji żadnego problemu. Zaglądał sporadycznie, ale z czasem jego wizyty były coraz częstsze, jakby badał grunt i sprawdzał relacje z tymi, które już mieszkały na stałe.
Koty Anetki nie są agresywne. Te, które mają możliwość korzystania ze spaceru, przyzwyczajone są do obecności innych kotów, więc pojawienie się nowego mruczącego przyjęły ze stoickim spokojem.
Rudy nabierał odwagi, pewności siebie.
Miły, przyjazny do człowieka, jednak obie szukałyśmy wyjaśnienia dlaczego tak sympatyczny kot jest niewykastrowany.
Dodatkowo wygląd fizyczny i ogólne zaniedbanie bardzo źle świadczyło o Jego pierwotnym właścicielu.
Pchły, robaki, kleszcze, świerzb – nie tak wygląda zadbany, kochany kot.
Pewnego dnia pojawił się kulejąc.
Rana w kształcie V na łapce wymagała oczyszczenia i zszycia. Co dwa dni Aneta woziła kota na zmianę opatrunku, a antybiotyk podawała sama. Rudy dostał zakaz opuszczania domu.
Popadł w apatię, spał, jadł, korzystał z kuwety, ale stracił chęć do zabawy. W nocy płakał tak żałośnie drapiąc w szybę okna, że dostał na imię Enrico. Jednak mimo usilnych prób i manifestowania chęci wyjścia, Aneta nie mogła spełnić kociej prośby. Rana była zbyt rozległa i areszt domowy był niestety konieczny z uwagi na proces gojenia.
Konsekwencją procesu leczenia i rehabilitacji, była rzecz jasna kastracja kota.
Poprzedni właściciel, świadomie używam tego określenia, popełnił dość duże uchybienia opiekuńcze, które Fundacja za niego wykonała. Obecnie Enrico zamieszkuje w enklawie i jeśli Aneta zdecyduje oddamy Go do adopcji.
Kot musi mieć możliwość spaceru i wybiegania, jest zbyt aktywny by skazywać Go na pobyt tylko w przysłowiowych czterech ścianach.
Czasem tak się dzieje, że Fundacja ratuje właścicielskie koty. Nie chcemy i nie umiemy odwracać głowy od kociego cierpienia. Społeczność, w której żyje i mieszka Aneta jest mała. Przeważnie sąsiedzi się znają i wiedzą jakie kto ma zwierzaki. Enrica nikt nie szukał. Nie było postów na grupach, nie było papierowych ogłoszeń. Sam wybrał nowego opiekuna więc ufając w kocią intuicję szanujemy wybór i tym samym zgłaszamy kolejne futro do opieki wirtualnej.