Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny i każda aktywność, jeśli oparta jest na błędnych zasadach, wcześniej czy później, niestety kończy się fiaskiem. Kiedy zakładałam Fundację, miałam świadomość na jakich warunkach chcę ją prowadzić, ale kompletnie nie mogłam przewidzieć, że moje zasady, poglądy i cele przemówią do tylu ludzi i jeszcze spotkają się z aprobatą. Jestem trudna, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Kiedy mam przekonanie o słuszności podjętej decyzji, wtedy nie nakłoni się mnie do jej zmiany.
Jeśli raz wypróbuję dobry schemat prowadzenia interwencji, nie będę co rusz go zmieniać.
W przypadku, kiedy opracowany i przyjęty został jako wzór kodeks postępowania w odniesieniu do każdego futra znajdującego się pod opieką Kociej Mamy, obowiązuje on w podstawowej formie od samego zarania dziejów, czyli od momentu, kiedy związała się kocia grupa opiekunek przed ponad 20 laty.
Każdy, kto pyta mnie o sukces, o fenomen zjawiska „Kociej Mamy”, właśnie w tym moim „trudnym charakterze”, przede wszystkim powinien widzieć przyczynę. Łatwiej, lżej, chętniej pracuje się i rozwija w atmosferze przyjaznej, w takiej, kiedy mamy świadomość, że każdy pomysł zawsze można przedyskutować. Odwaga w pracy to wielka i cenna zaleta, którą mało kto docenia. Generalnie prezesi i szefowie preferują wyłączność decyzyjną. Taka zasada, w moim przypadku, jest nie do przyjęcia, bowiem bardzo szybko znalazłabym się w szpitalu psychiatrycznym. Nie da się panować doskonale nad każdym wątkiem jaki toczy się w ramach naszej pracy. Dziękuję sama sobie, iż lata temu wpadłam na fantastyczny pomysł i zaczęłam cedować obowiązki na ręce koordynatorek. Tym sposobem usprawniłam i unowocześniłam pracę firmy, co finalnie zasadniczo przełożyło się na jeszcze większy rozwój.
Iwonka, której odmówiło przyjęcia na wolontariat kilka organizacji, fenomenalnie walczy, by zapewnić dobrobyt kotom Fundacji.
Kilka miesięcy temu zgłosiła Fundację do akcji pomocowej, zweryfikowano nas pozytywnie i wpisano na listę mogących przedstawić na forum koty, które kwalifikują się do wsparcia. I się zaczęło dziać!
Wszyscy mamy wiedzę, że koty kalekie i chore mają priorytet, czyli zielone światło w kolejce do przyjęcia, jednak szersze grono, kompletnie nie miało świadomości jak trudne fatycznie przypadki zdrowotne trafiają na nasz pokład. Skalą szacunku do naszej pracy, wymiarem uznania, jest pomoc jaka została nam przekazana w miesiącu grudniu. Otóż oddana z uwagi na deformację łapek maine coonka 12 letnia Zuzia, zebrała wsparcie w kwocie nieomal 10 tysięcy złotych. Nie są to oczywiście pieniądze, a produkty, akcesoria i karma bardzo wysokiej jakości. Niesamowita pomoc!
W styczniu chwyciła za serce opowieść o losie Schedy, w lutym kociarze poznali historię połamanego Felka, od którego odwróciły głowę lokalne fundacje i pan opiekun przywozi kota na zabiegi do Łodzi aż z Mińska Mazowieckiego. Te fakty same o sobie świadczą i jakikolwiek komentarz jest całkowicie zbędny. W wyniku udziału w projekcie mamy sposobność uzyskać produkty, których nie byłabym w stanie w takiej ilości zakupić. Przy okazji prezentacji kotka, Iwonka podaje jakie ma ten właśnie kot potrzeby i darczyńca ma świetną podpowiedź jaki zakup jest w tym przypadku najbardziej konieczny.
Wolontariat Iwonki pokazuje wyraźnie jak ważne jest w naszej Fundacji zwykłe, a tak nieszanowane zaufanie. Nie sprawdzam, nie kontroluje, nie zaglądam przez ramię. Mam świadomość, że jak będzie konieczność skonsultuję wątpliwości, ale dopóki sytuacja nie jest wyjątkowa, ma do pomocy inne koordynatorki, które chętnie przekażą niezbędne informacje.
Rozłożenie częściowo decyzyjności i powołanie koordynatorek to jak do tej pory jest moim najlepszym logistycznym posunięciem.