Trafiają do mnie różnymi drogami, zazwyczaj zainspirowani pozytywnym impulsem. Po napotkaniu Fundacji w mediach społecznościowych, obserwują nasze działania, a następnie angażują się w pomoc, gdy przetworzą uzyskane informacje. Zazwyczaj wszystko przebiega według pewnego schematu, klucza, protokołu. Może to być pomoc przy kotach, interwencjach albo zwyczajne przekazanie Fundacji rzeczy, które w domu stały się zbędne. Czasem zaglądają na podwórko Kociej Mamy, zachęceni przeczytanym apelem lub prośbą o jednorazowe wsparcie. Wchodzą, rozmawiają, a gdy wizyta dobiega końca, często rodzi się stała współpraca albo okazjonalne wsparcie.
Z Blanką było podobnie. Kilka lat temu pojawiła się z workiem dziwnych włóczek – resztek pozostałych po pracach ręcznych, które wykonywała jej mama. Gdy zabrakło wytwórcy, przędza stała się problemem, ale wyniesione z domu nawyki nie pozwalały Blance wyrzucić wełny, która mogła się jeszcze komuś przydać. Wszyscy doskonale znamy takie sytuacje. Nasze domy są pełne zakurzonych „przydasi”, które bez sensu zagracają przestrzeń, a mimo to wpajana oszczędność przeradza się w nawyk, uniemożliwiający nam wyrzucenie ich do osiedlowego śmietnika.
Wizyta nie różniła się od setek innych. Kilka zdań, zdawkowe, pospieszne podziękowanie, tym bardziej, że Blanka zjawiła się mocno spóźniona, a na rozmowę czekała już kolejna osoba.
Fakt, że Blanka notorycznie się spóźnia, zapisałam sobie mocno w pamięci. Aby temu zapobiec, podaję jej zawsze wcześniejszą godzinę spotkania.
Pracuję z kobietami, które są generalnie bardziej towarzyskie, empatyczne i mają tysiące różnych obowiązków. Mimo to są zazwyczaj bardziej systematyczne i wytrwałe.
To, że każda z nas ma swoje przyzwyczajenia, a nawet dziwactwa, nie może w żaden sposób wpływać na działanie Fundacji. Liczą się intencje i dobre serce, a drobne wpadki czy zabawne sytuacje jedynie potwierdzają, że praca z zespołem złożonym z różnych osobowości wymaga od lidera ogromnej kreatywności.
Zarządzanie firmą w określonej branży jest znacznie prostsze, ponieważ współpracują w niej ludzie wykształceni w tym samym zawodzie lub profesji. Przykładowo, mogą to być urzędnicy, bankierzy, finansiści, lekarze, weterynarze czy handlowcy. Tworzą mniejsze lub większe zespoły, w zależności od wielkości placówki, w której pracują. Zarządzanie polega na przydzieleniu określonych stanowisk z listą zadań. Cała społeczność działa w jednej branży, co pozwala na łatwe zastępowanie nieobecnych kolegów. Oczywiście, są wyjątki – osoba z recepcji nie przejmie pacjentów chorego lekarza, a instrumentariuszka nie stanie przy stole operacyjnym, gdy chirurga powali grypa.
Mniej więcej nakreśliłam, jakie relacje panują w typowych zakładach pracy czy urzędach. Jest umowa o pracę, etat, obowiązki z niego wynikające, a także pakiet nagród i upomnień.
Jak wygląda to w Fundacji? Działając społecznie, bez wynagrodzenia, nie mamy żadnej formy nacisku. Wszyscy, niezależnie od pełnionej funkcji czy roli, działamy bezinteresownie, mając na uwadze dobrostan kotów, dbałość o dobre imię Fundacji oraz budżet, który gwarantuje spokojną realizację zapisów statutowych. Jednym z kluczowych zapisów jest edukacja. Jej rola jest ogromna i w praktyce wymaga niezwykłej dyscypliny oraz konsekwencji.
To, że edukujemy dzieci i młodzież, to tylko niewielki fragment codziennej edukacji, którą prowadzimy podczas rutynowych dyżurów.
Chcąc zachować transparentność, nie mogę robić wyjątków ani kierować się sympatią, apatią czy osobistymi urazami. Powtarzalność reakcji na te same sytuacje wpływa na jakość pracy każdego wolontariusza i wyrabia u nich odruchy bezwarunkowe. Niespójność decyzji w podobnych kwestiach wprowadza chaos i zamieszanie w Fundacji. Stałe, powtarzalne zasady porządkują działania, zamiast zaburzać rytm aktywności.
Jestem przekonana, że znając mocne i słabe strony wolontariuszy, potrafię tak kierować wspólną pracą, by skutecznie unikać przykrych konfliktów.
Nauczona doświadczeniem, gdy czas wyjścia z domu zbliża się niepokojąco, a Blanka nadal się nie pojawia, odpowiednio wcześniej pakuję torby, kontenery i, jak zwykle, proszę najbliższych o wsparcie. Zawsze pomagają bez słowa sprzeciwu.
W przedszkolu do pomocy zaangażowali się wszyscy – chętni, uśmiechnięci i zachwyceni urodą przybyłych kotów.
To, że do tego przedszkola Blanka kiedyś codziennie podążała z radością, machając workiem, było dla mnie dodatkowym impulsem, aby poprowadzić spotkanie w nostalgiczny sposób. Nie smutny, lecz ukazujący dorosłym, że jako dzieci nie mamy pełnej świadomości, jak potoczą się nasze dorosłe czy młodzieńcze losy.
Pierwsze samodzielne kroki, pierwsze nauki, pierwsze radości i rozczarowania w nauczaniu relacyjności w grupie wolontariuszka przechowuje w pamięci do dziś. Stanowią one wspomnienia, które miały ogromny wpływ na kształtowanie jej świadomości oraz postaw dorosłej już osoby.
To dom, przedszkole i koledzy z piaskownicy wprowadzają w nasze życie elementy, które finalnie kształtują nasze charaktery.
Teraz, po latach, Blanka wróciła do znanych sobie przestrzeni. Cóż mogło się zmienić diametralnie? Przecież nie kształt sal czy układ budynku. Zmienił się kolor ścian, pojawiły się inne pomoce dydaktyczne i nowe opiekunki, ale dobre tradycje wciąż są kontynuowane. Dzieci, tak jak przed laty, nie zwracają się do opiekunek „proszę pani”, lecz ciepło mówią „mamy troskliwe ciocie”. Tą dobrocią nasiąknięte są te ściany, co odczuwa się zaraz po przekroczeniu magicznego progu. Na zewnątrz panował słotny, zimny dzień. Byłam całkowicie zdenerwowana spóźnieniem Blanki, ale w chwili, gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, znalazłam się w zupełnie innym świecie. Nikt nie czynił mi zarzutów za ten studencki kwadrans, nikt się nie złościł, że dźwigałam kontenery z kotami. Kiedy padło hasło: „uwaga, zamykamy proszę okna”, nie było przykrych komentarzy.
W takim przedszkolu rosną wspaniałe dzieci, które potem stają się ciepłymi, społecznymi i mądrymi ludźmi.
Nie ma sensu opisywać szczegółowo wizyty. Sprawdzone ścieżki i ciekawy schemat lekcji zawsze przekładają się na sukces. Edukacja w przedszkolach ma zawsze drugie dno – nie skupia się tylko na dzieciach; ważne są także osoby, które na co dzień mają z nimi kontakt. To właśnie im staramy się pokazać, że w dużej mierze to od nich zależy, jak ułoży się charakter dziecka. Oczywiście nie mamy wpływu na emocje czy niektóre reakcje, ale naszym zadaniem jest pokazanie alternatywnej drogi, nauczenie bezstronnej oceny sytuacji oraz prawa do osobistych decyzji i wyborów.
Prowadząc zajęcia od samego początku istnienia Fundacji, zauważyłam, że mało która organizacja zwierzęca tak mocno rozwinęła ten obszar pracy. Oczywiście organizują akcje w placówkach oświatowych, jednak ograniczają się do klasycznych pogadanek w trybie „spędu” w auli. Tak jest łatwiej, krócej, bezpieczniej, unikając przy tym pytań, na które nie znają odpowiedzi.
Dzieje się tak, ponieważ nie każda organizacja ma lidera, który zna zwierzęta, którym w myśl statutu ma pomagać. Mam świadomość, że to okoliczność niedorzeczna, trącąca hipokryzją, ale niestety takie są realia w kociej branży.