Ten rok jest niezwykle ciekawy.
Zmiany, które się dokonują są tak ogromne, że trudno przejść nad nimi obojętnie bez żadnego komentarza.
To, co dotąd popadło w marazm i umierało śmiercią naturalną, nagle jak Feniks się odradza i aktywnością wprowadza w zdziwienie, zadumę, ale przede wszystkim radość.
To, że Dorota szaleje na Pchlim Targu, to tylko jedna ze zreanimowanych wyjątkowo pozytywnie dziedzin fundacyjnego życia. Jednak najbardziej zdumiewa mnie progres jaki dostrzegam na niezwykle dla mnie ważnym polu edukacji.
Każda dyskusja kwestionująca spotkania z dziećmi jest bezpodstawna. Nie ma żadnych argumentów na zaniechanie tej sfery pracy.
To, jak zbudujemy relację komunikacyjną, w jakim świetle, w jaki sposób i w jakim stylu rzutuje finalnie na zbudowanie atmosfery wokół Fundacji. Ludzie zapraszając nas do swoich placówek pierwsi wykonują pozytywny gest, ton i forma w jakim przekażemy odpowiedź momentalnie rzutuje na dalsze wspólne relacje.
Mając świadomość, że jedyną zapłatą za wykłady jest zbiórka karmy, cieszymy się rzecz jasna jak jest pokaźna, ale celem nadrzędnym, w żaden sposób niemożliwym do oszacowania jest promocja Fundacji, zachęta do wolontariatu, ale i wprowadzenie dzieci i młodzieży w nasz świat zwierząt.
Nasz świat kociar jest kompletnie inny od tego w jakim żyją przeciętni, nawet kochający zwierzaki ludzie. My umiemy na koty „patrzeć „i „widzieć”, a nie wyłącznie stawiać miskę regularnie odwiedzając weterynarza.
Opowieści o pielęgnacji, konieczności opieki weterynaryjnej czy diecie nie są dla mnie punktem, który koniecznie trzeba podnosić na każdym wykładzie. Dzieci szybko uczą się korzystać z narzędzi do których mają dostęp dzięki internetowi, dlatego do wszystkich interesujących je informacji same dotrą.
Nie wyczytają natomiast, co się takiego zadziało, co mi pokazał pewnego dnia mój dostojny Leon, że zaprzestałam zabierać Go na edukację.
Jest piękny, majestatyczny, mając mnie blisko jest spokojny, bo mi ufa. Kilka mrugnięć oczu, strzyżenie uszami i wymowny wzrok jakby chciał powiedzieć: męczy mnie ten gwar, dość już mam tych nieznanych rąk, które mnie dotykają! To było ostatnie Jego wyjście do pracy. Od kilku lat, kiedy przygotowuję się do spotkania dziećmi, Leoś jest spokojny nie chowa się po katach, wie, że jest już na zasłużonej emeryturze, już się dość napracował dla Fundacji.
One nawet nie mówiąc potrafią nam wszystko opowiedzieć, przekazać uczucia, emocje, nastroje, ból i sygnalizują też chorobę, tylko to niestety wyłącznie od nas zależy czy potrafimy odebrać właściwie sygnały.
Moje opowieści zawsze są najlepszym elementem każdego spotkania. Uczę patrzeć na koty i widzieć! Dzieciom, ale i dorosłym opowiadając co mnie spotkało przez tyle lat pracy z kotami przekazuję ogromną wiedzę, której nie zdobędą w żadnej fachowej książce.
Rewolucja, która dokonała się z winy Katarzyny ma fenomenalne efekty. Z jednego spotkania w miesiącu odbywanego w ubiegłym sezonie, obecnie ruszamy do szkół dwa razy w tygodniu edukując generalnie w trybie równoległym.
Tym razem gościłyśmy w przedszkolu, w którym pracuje Angelika.
Klasyczna edukacja umawiana spod lady, czyli zwyczajnie wolontariuszka licząc na wyrozumiałość i do niej sympatię, skorzystała z tych sprzyjających okoliczności, bukując termin pomijając tryb oficjalny. Wiadomo, dla chcącego nie ma żadnych barier.
Kasia coś tam komentowała o kumoterstwie, ale jako osoba z natury spolegliwa choć temperamentna, powiedziawszy swoje trzy zdania nie budowała konfliktu.
W tym przypadku miałyśmy świetnie przygotowany grunt. Wolontariusze są najlepszymi emisariuszami. Nieświadomie otoczenie zamęczają wiadomościami o tym co się dzieje na co dzień w Fundacji.
Nie mogło być inaczej jak wyjątkowo!
Atmosfera przesympatyczna, dzieci wyjątkowo grzeczne, kadra nauczycielska pomocna w prowadzeniu lekcji. Czułyśmy się naprawdę jak upragnieni wyczekiwani goście.
Było rodzinnie, serdecznie, był spełniony każdy punkt kociej edukacji. Mam nadzieję, że Fundacja pokazała się z dobrej strony i ponownie zawita w tym przedszkolu.
Przemiany organizacyjne i delikatna korekta tematów wykładów zdecydowanie odświeżyły troszkę nudne spotkania edukacyjne.
Reorganizacja edukacja postępuje etapami, zaczęło się od korekty terminarza, potem modyfikowałyśmy materiały dydaktyczne, by przygotować nową, ciekawą kocią grafikę, kolejnym etapem była drobna zmiana poruszanych tematów. Wszystkie te zmiany są wypadkową napływu nowych wolontariuszy, dołączają osoby podejmujące prace w kilku płaszczyznach na przykład w grupie autek i edukacji albo będąc domem tymczasowym zgłaszają chęć do udziału w zajęciach z dziećmi.
I znowu prowadzę za rękę nowe dziewczyny. Pomagam im poznać smak i radość z wolontariatu. Jak te moje nauki przyjmą i przełożą dla siebie zobaczymy za czas jakiś.