Jeszcze jedna ekipa nie zakończyła działania, a już do furtki niecierpliwie dobijała się druga. Logistycznie sprawna, zapomniałam przy ustalaniu wywiadów, że Ola zawsze przeciąga a Katarzyna lubi stawić się przed czasem, więc przy okazji muralu obie ekipy miały okazję poznać się bliżej.
Kasia z TVP trafiła do mnie rekomendowana przez szefową produkcji Monikę, która zna moja awersję do zmanierowanych dziennikarzy. Gwiazdorząc zapominają, że to moja wiedza przekłada się na efekt ich pracy, umiem ładnie, składnie i na każdy temat podjąć bez problemu dialog, szybko reaguję na każdą zmianę i odpowiednio nawiązuję. Ja, mówiąc żargonem, nie zapominam języka w buzi, nie sprawiają mi problemu przeróżne tematy, zawsze pod ręką mam odpowiednie zabawne historyjki, które bardzo podnoszą walory każdego wywiadu.
Inaczej bowiem słucha się sztywnej wypowiedzi, podczas której mówca myli się, plącze, papla nieskładnie, a zupełnie inaczej, kiedy rozmowa jest płynna, sensowna i szalenie dowcipna, narracja prowadzona nie dość, że inteligentnie, logicznie spójnie, to jeszcze z budowanym rozmyślnie napięciem. Mam świadomość, że moja kocia wiedza, doświadczenie w zarządzaniu i praktyka wolontariacka oraz swoboda wypowiedzi czyni ze mnie atrakcyjnego gościa, który przyciągnie widza i przykuje jego uwagę. Kasi obiecałam ten wywiad, kiedy gościła u mnie poprzednio, a że ja dotrzymuję słowa, obietnicę spełniłam, nawet nie musiała się upominać.
Skład ekipy fundacyjnej pozostał bez zmiany, ja w roli oczywiście kierowniczki zamieszania, Ania promująca wydarzenie i Dominik, który jest autorem i wykonawcą projektu. Tym razem rozmowa dotyczyła innych tematów, a mianowicie jak wyglądała współpraca na linii artysta – sponsorzy. Prace Dominika można znaleźć na profilu społecznościowym na facebooku pod nazwą As malowanie artystyczne, nasz mural można podziwiać nie tylko na moim profilu, fanpejdżu, ale również na YouTube, ponieważ Ela już zmontowała fajny filmik. Rozgłos, reklama na wielką skalę, narobiłyśmy fundacyjnie ogromnego medialnego zmieszania.
Nie dość, że bajecznie kolorowy, to szalenie energetycznie pozytywny. Bajkowy, radosny, ciepły, przepełniony nadzieją.
Dominik opowiadał jak przebiegała praca, jak w poszczególne etapy ingerowali sponsorzy, jakie wynikały z tego tytułu śmieszne sytuacje i jak cały projekt wpłynął na okoliczną społeczność, sąsiadów, przechodniów, gapiów. Wspomniał toczące się dyskusje, czasem podpowiedzi, nieraz musiał wysłuchać nawet porad z dziedziny sztuki. Było zabawnie i wesoło. Nikt nie pozostał obojętnym, kiedy tworzyło się dzieło.
My, czyli firma Flesz będąca sponsorem dość znaczne wprowadziliśmy poprawki, które mówiąc z ręką na sercu, często wywoływały u artysty zdziwienie „Oj że też na to nie wpadłem!”. Tym sposobem gospodarze obejścia pojawili się na balkonie, Michał wkręcił malowanie portu i pirackiego galeonu, powstała dedykacja dla babci Irenki, przez co realizacja projektu zamiast dwóch tygodni trwała trzy. Bawiliśmy się wszyscy świetnie, operator dźwigu, czyli Maciej, chyba z nudów wymyślał kolejne detale. Dominik wcale nie odstawał, kiedy rano się zjawiał, czasem z błyskiem w oku mówił, coś mi przyszło w nocy do głowy i na muralu pojawiały się pod wieczór kolorowe kwiaty. Z nami nic nie może być normalnie, zwyczajnie, zasadniczo. Realizacja projektu była dla wszystkich okazją do pogaduszek i dobrej zabawy. Otrzymałam miano kontrolera, ponieważ kiedy słyszałam wesołe rozmowy trwające zbyt długo, natychmiast odbywałam wizytację dyscyplinując towarzystwo, ponieważ tak się dobrze bawili podczas pracy, iż obawiałam się, że zima nas na tej ścianie zastanie. I po raz kolejny okazało się, że projekt, który pierwotnie osądzony został jako ckliwy, bajkowy, dziecinny, tak urzekł moją rodzinę, że to oni właśnie najbardziej się wkręcili w realizację. Działo się na tej Pryncypalnej i nie tylko. Rozmowy, dyskusje, konsultowane pomysły.
– Dajcie mu spokój wreszcie – grzmiałam podczas obiadu – on nie zejdzie z tej ściany, ten projekt to już własnym życiem żyje, za moment będzie przegadany.
I to ja, która marzyłam o muralu, musiałam walczyć o wdrożenie, o akceptację projektu, teraz przyszło mi pełnić rolę hamulca nawołując do opamiętania!
Katarzyna z uśmiechem słuchała naszych wypowiedzi. Ma już świadomość, że pracuje z profesjonalistkami. Smaczkiem, wisienką na torcie, była dla niej przygotowana przeze mnie niespodzianka. Nie mogła wiedzieć, że tego dnia w pracy, podczas wywiadu będzie miała przyjemność spotkać swoją ulubioną panią od biologii!
Magia Kociej Mamy sprawia, że łączy osoby po drodze i przy okazji pewnych okoliczności.
Ania, bardzo ładnie wtrąciła w wywiadzie: „Ten mural jest jak nasza szefowa, wielki, ciepły, pozytywny. Czekaliśmy na niego wszyscy, mamy to!”.
Jesteśmy pierwszą łódzką fundacją, która ma swój mural i wszyscy jesteśmy dumni z tego faktu!