Sytuacja typowa, powtarza się w sumie każdego roku w lutym. Na kilka dni przed świętem naszych ukochanych mruczących „sierściuchów” otrzymujemy kilkanaście zaproszeń do szkół, przedszkoli, bibliotek i klubów. Generalnie odmawiałyśmy, tłumacząc się przygotowywaniem Gali, tym, że termin należy umawiać z odpowiednim wyprzedzeniem. Jednak w tym sezonie edukacyjnym bezapelacyjnie włada Katarzyna wprowadzając w życie nowe trendy i pomysły.
Jest zbyt mało czasu, bym mogła właściwie się przygotować, ale trudno odmówić skoro tak serdecznie nas proszą. „Musimy jakość wybrnąć” – rozważałam podczas narady z koordynatorką.
Inicjatywa przedszkola bardzo mi się podoba: zrobili plakat, zbierają karmę, przygotowują konkursy tematyczne. „Od nas oczekują tylko krótkiej wizyty, bez typowej pogadanki” – przekonywała Katarzyna.
„Nie musisz mnie agitować, cieszę się, że wybrali naszą Fundację, jednak obie mamy świadomość jak napięty mam teraz kalendarz, ile nadzoruję jednocześnie projektów. Daj mi proszę czas do wieczora, muszę się zastanowić”.
Tego dnia było już jedno spotkanie wpisane w grafik, umówione zgodnie z panującym regulaminem, ale działając zawsze na korzyść tych najmniejszych istot, wykład mający się akurat tego dnia odbyć w Klubie Seniora, przełożyłyśmy wyznaczając inny termin, wychodząc z założenia, iż dzieci mają priorytet!
Ta zamiana nie skrzywdziła nikogo, potraktowałam roszadę w najbardziej oczywisty sposób: Dziadkowie ustąpili pierwszeństwa wnuczkom!
Po wizycie wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Wszyscy czekali na nas jak na najważniejszych gości. Mimo, iż na świetlicy zgromadziły się jednocześnie wszystkie grupy, nie było tłoku, hałasu czy zamieszania. Opiekunki pięknie współpracowały pilnując by reakcje dzieci nie były zbyt gwałtowne.
Iwan, jakby mając świadomość jakie wzbudza emocje, prezentował swe wdzięki ze stoickim spokojem godząc się na głaskanie, przytulnie, a nawet ukradkiem dawne całuski.
Dzieci, pomalowane w koty, wystrojone w stroje, na których widniały mruczki, bądź wręcz stylizowane na koty, z ogromną uciechą reagowały na moją kocią piękność.
To nie było klasyczne spotkanie, nie było zaczarowanej kociej torebki, nie było malowanek, ale za to były rozdane w prezencie kocie naklejki.
Dziękuję społeczności przedszkola za przesympatyczną spontaniczną akcję z okazji Dnia Kota!
Po jednym, krótkim spotkaniu otrzymałam tyle karmy, jakbym co najmniej przeprowadziła kilka typowych edukacji.
Spotykamy się z dziećmi od początku istnienia Kociej Mamy zbierając owoce swej pracy. Na pożegnanie jedna z pań zapytała czy to nie jest ten kot, z którym Pani przychodziła do przedszkola na Ciołkowskiego? Kiedyś tam pracowałam. Nie, jeśli ma Pani na myśli przedszkole Mikołaja, to tam pracował Leon, teraz już jest na zasłużonej emeryturze, Iwan go godnie zastąpił!
To przykład na to jak ten świat jest mały i góra z górą się nie zejdzie, a człowiek sam wykuwa o sobie opinię!